Przypominam, że nazywam się Boniecki. Adam Boniecki

Czytaj dalej
Fot. Andrzej Banaś
Grażyna Stażak

Przypominam, że nazywam się Boniecki. Adam Boniecki

Grażyna Stażak

Jedni go kochają. Inni niekoniecznie. Dla jednych jest „ikoną niezależnego myślenia”, dla innych osobą, której wypowiedzi „sieją zamęt w umysłach wiernych”. Tych drugich wśród kościelnych decydentów musi być sporo, skoro od ośmiu lat, z trzymiesięczną przerwą, ksiądz Adam Boniecki ma zakaz wypowiadania się w mediach. Jego zakonny przełożony zdecydował, że może pisać wyłącznie w „Tygodniku Powszechnym”. Ksiądz Boniecki wczoraj skończył 85 lat. Z tej okazji przygotowano specjalne wydanie „Tygodnika”. „Chciałbym zaapelować do przełożonych Adama, żeby - broń Boże - nie znosili zakazu jego wypowiedzi w mediach. To zaszczyt mieć na niego monopol!” - pisze w „słowie wstępnym” do jubileuszowego wydania Piotr Mucharski, redaktor naczelny.

Całe życie księdza Bonieckiego jest związane z Kościołem i… mediami. Urodził się w Warszawie. Miał 18 lat, gdy wstąpił do Zgromadzenie Księży Marianów. W 1993 r. został nawet generalnym przełożonym Zgromadzenia. Studiował na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim i w Paryskim Instytucie Katolickim. Był katechetą w Grudziądzu oraz w krakowskim kościele św. Anny. W tej parafii przez lata ks. Boniecki zgromadził wokół siebie spore grono ludzi. Wielu o znanych dzisiaj nazwiskach. Udzielał im ślubów - błogosławił m.in. małżeństwu byłego wojewody małopolskiego Stanisława Kracika, chrzcił dzieci. Spotyka się z tymi ludźmi do dziś. W 1964 r. zaczął współpracę z „Tygodnikiem Powszechnym”. Okazało się, że jest nie tylko świetnym duszpasterzem, ale również błyskotliwym dziennikarzem. Takim, który na wszystkie sprawy zawsze miał swój własny pogląd.

W 1979 r. na prośbę Jana Pawła II przygotował polskie wydanie popularnego dziennika L’Osservatore Romano. Potem, aż do 1991 r., w Rzymie, już jako redaktor naczelny, przygotowywał kolejne wydania tego pisma. Po powrocie do Krakowa został tzw. asystentem kościelnym w redakcji „Tygodnika”, a w 1993 r. po śmierci Jerzego Turowicza - redaktorem naczelnym. Nadal pisał, odnosząc się do aktualnych spraw, którymi żyli Polacy, które dotyczyły wiary i Kościoła, jako instytucji. Niektórymi swoimi poglądami zraził do siebie część hierarchów. Nie przejmował się tym. Z nieodłączną fajką w ustach powtarzał, że „czuje się pokornym sługą Kościoła”, ale wychodzi z założenia, że „miłość nie uwalnia od pytań”. Dawał przykład zmarłego siedem lat temu kardynała Martiniego, który nie bał się poruszać takich tematów jak celibat, prezerwatywy, komunia rozwodników.

Dowiedz się więcej o życiu ks. Adama Bonieckiego. 

Pozostało jeszcze 77% treści.

Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.

Zaloguj się, by czytać artykuł w całości
  • Prenumerata cyfrowa

    Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.

    już od
    3,69
    /dzień
Grażyna Stażak

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.