Kinga Czernichowska

Przygoda zaczyna się wtedy, gdy przestajesz się bać

Autorka tekstu, Kinga Czernichowska, podczas treningu aerial hoop Fot. Archiwum prywatne Autorka tekstu, Kinga Czernichowska, podczas treningu aerial hoop
Kinga Czernichowska

Od poczucia wolności i tego, by nauczyć się latać, powstrzymuje nas tylko strach przed upadkiem. Zdobywające coraz większą popularność dyscypliny z elementami akrobatyki nie są tylko dla odważnych. Raczej dla tych, którzy nie boją się walczyć ze swoimi lękami.

Gdy już posmakowałeś lotu, zawsze będziesz chodzić po ziemi z oczami utkwionymi w niebo, bo tam właśnie byłeś i tam zawsze będziesz pragnął powrócić - to jedna z pamiętnych wypowiedzi Leonarda da Vinci. Geniusz Leonarda da Vinci nie mógł przewidzieć, jak bardzo znaczące będą te słowa dla tych, którzy postanowili spróbować swoich sił w sztukach aerialowych, pole dance lub w Parkour. Jest jedna rzecz, która odróżnia te oryginalne dyscypliny, coraz popularniejsze także w fitness lub w przypadku Parkour fight klubach, od zwykłego aerobiku czy ćwiczeń mających na celu jedynie zrzucenie zbędnych kilogramów. Jeżeli raz spróbujesz i dasz się ponieść wszystkim emocjom, które wyzwalają te sporty, to nie będziesz mógł przestać. Co to ma wspólnego z lataniem? Dużo. Zarówno w sportach, takich jak aerial hoop (taniec na kołach - przyp. red.), pole dance (taniec na rurze), aerial hammock (taniec na szarfie przypominającej hamak), aerial silk (również taniec na szarfie, tyle że do dyspozycji sportowca są dwie luźno zawieszone szarfy) większość figur wykonuje się na wysokości. Przewrotki w powietrzu, kontrolowane spady z wysokości, zwisanie głową w dół - to nie są sytuacje naturalne dla człowieka przyzwyczajonego do spoglądania na świat tylko z jednej perspektywy i trzymającego się kurczowo ziemi. Gdy ogląda się występy artystów z Cirque du Soleil można odnieść wrażenie, że łamią prawa ziemskiej grawitacji. To zachwyca.

Pokonaj strach i bądź jak Lara Croft

„Rób dokładnie to, czego się boisz” - usłyszałam kiedyś od mamy.

Pomyślałam, że to może rzeczywiście dobra metoda na przełamywanie własnych barier i lęków. Postanowiłam sprawdzić w sporcie. Przypadek chciał, że w klubie, w którym trenowałam wcześniej zumbę i pole dance, wprowadzono nowe zajęcia, z szarf. Akurat zaczynał się nowy rok. W sam raz czas na nowe wyzwania. Wtedy jeszcze nie zdawałam sobie sprawy, że to będzie skok na głęboką wodę. Już na pierwszej rozgrzewce trzeba oswoić się ze zwisaniem głową w dół. Za pierwszym razem byłam przerażona. Dziś wiszenie do góry nogami nie napawa już lękiem. Każdy kolejny raz w nowej figurze to dowód na to, że udaje się przełamać swój strach. I to jest największy powód do dumy. Jesienią ubiegłego roku pojawiły się zajęcia z aerial hoop, czyli taniec na kołach, zwany też lyrą. Lyra jest trudniejsza, bardziej siłowa i wymaga również oswojenia się z bólem, bo o ile szarfa jest z materiału, o tyle koło - z metalu, a trening często kończy się licznymi otarciami i siniakami.

Marta Grabińska z klubu Music & Motion Centrum Tańca i Fitness przy ul. Nyskiej we Wrocławiu przekonuje, że te wszystkie dyscypliny łączy jedno - taniec i zapierające dech w piersiach akrobacje.

- Forma jest ta sama, zmienia się tylko narzędzie - mówi. Na pytanie, dlaczego w Polsce takie dyscypliny, jak aerial hoop wciąż są rzadkością, odpowiada: - Wszystkie nowinki z Zachodu docierają do nas z dużym opóźnieniem. I dopiero teraz pojawiła się możliwość zamówienia sprzętu w Polsce, a nie sprowadzanie go z zagranicy, gdzie same koszty transportu są bardzo wysokie.

Tych nowinek, o których wspomina Marta Grabińska, jest oczywiście jeszcze więcej.

Zamiast aerial silk czy aerial hammock można by trenować dużo bardziej siłowe aerial straps, czyli akrobacje z użyciem pasów z uchwytami, do których można włożyć dłonie lub - ostatni krzyk aerialowej mody - aerial bungee (uczestnik treningu ma na sobie podobną uprząż jak przy skokach na bungee i odbijając się od ziemi lub od ścian wykonuje rozmaite akrobacje). Bungee dance przychodzi do nas powoli z Bangkoku - to właśnie tam znajduje się studio tańca, które ma w swojej ofercie takie zajęcia. I tak jak aerial hoop inspirowany jest tym, co zaprezentowali w „Varekai Show” w 2002 roku artyści Cirque du Soleil, tak koncepcja tej dyscypliny opracowana została przez tancerzy Sivavut Mathong. Ich kurs w klubie Stories to Tales Theatre szybko zyskał wielu fanów, bo przy takim sporcie można poczuć się niemal jak Lara Croft lub Spiderman. A kto nie chciałby być super-bohaterem?

Trenowała pole dance, dziś spełnia marzenia o pracy w cyrku

Dziecięce marzenia o występach na scenie czy byciu superbohaterem z czasem idą w odstawkę. Zwłaszcza wtedy, gdy rodzice, a czasem także i rówieśnicy, sprowadzają nas na ziemię.

Ale bywa i tak, że te nieprawdopodobne marzenia się spełniają. Tak stało się w przypadku Sandry Bonar, która trenuje pole dance, aerial silk i aerial hoop.

- Cyrk był moim marzeniem, odkąd byłam małą dziewczynką. Wszyscy mówili mi, że nie da rady, bo nie jestem z cyrkowej rodziny - opowiada Sandra Bonar. - Uwierzyłam im nawet. Niemniej koło i szarfa kusiły mnie, kiedy tylko zaczęłam trenować pole dance i okazało się, że taka całkiem beznadziejna nie jestem.

We wrześniu ubiegłego roku Sandra trafiła na trening do trenującej aerial silk Darii Rabendy, uczestniczki jednej z edycji programu Mam Talent. „Taki sposób życia daje poczucie wolności, to mnie uratowało w wielu momentach. Kiedy było ciężko, szłam na salę” - mówiła Daria Rabenda w programie. Sandra bardzo dobrze pamięta dzień, kiedy ją spotkała.

- To był dzień, który zmienił moje życie. Jest mi nie tylko trenerką, przyjaciółką, ale przede wszystkim pomogła mi na nowo uwierzyć w moje marzenia, daje mi nieopisaną wręcz motywację i wsparcie - dodaje Sandra Bonar. - W końcu zaczęłam się interesować, jak tu się zaciągnąć do cyrkowej trupy. Oferty popłynęły same, teraz będę zajęta przez najbliższe dwa lata.

Sandra zjechała z cyrkiem Alex Litwę. Była m.in. w Mariampolu, Wilnie, Kownie, Taurogach, Radziwiliszkach. Wkrótce wybiera się do Egiptu.

Pole dance także dla mężczyzn

Sandra swoje marzenie spełniła, zaczynając od pole dance, czyli popularnego w Polsce tańca na rurze. Dziś już coraz rzadziej tej dyscyplinie sportu przypina się etykietkę tańca z klubów go go. Zajęcia z pole dance są bowiem w ofercie wielu klubów fitness, a trenują nie tylko kobiety, lecz także mężczyźni. W sieci popularnością na YouTubie cieszy się film „Awesome Advanced Pole Tricks #2” (po polsku: niezwykłe zaawansowane sztuczki pole dance), nagrany przez Rosjanina, Vladimira Karachunova. Sportowiec znany jest też pod pseudonimem Volch i wykonuje na rurze zapierające dech w piersiach akrobacje.

Jednym z najbardziej znanych trenerów pole dance we Wrocławiu jest Vladimir Kudlyuk z Akademii Tańca Esens, który razem z Aleksandrą Białczak zajął pod koniec kwietnia pierwsze miejsce na Pole Dance Show (kategoria duety) w Kielcach. Vladimir już jako dziecko trenował taniec towarzyski. Potem postanowił pójść na studia taneczne. Ma dyplom artysty baletowego i choreografa. Po studiach dostał dwie propozycje pracy. Mógł pojechać do Rosji lub zostać na Ukrainie i tańczyć w zespole Kozacy Podola. Został, ale nie na zawsze. Przez dwa lata przed wyjazdem do Polski był solistą. Na Ukrainie zaangażował się w kilka różnych przedsięwzięć. Zmęczenie powoli dawało się we znaki i wtedy pojawiła się oferta pracy w Polsce. To tu postanowił złapać oddech i spróbować czegoś nowego. Tym czymś miał się okazać pole dance.

- Kiedyś w jednej z rozmów pojawił się pomysł wprowadzenia zajęć pole dance, a ja wspomniałem, że próbowałem różnych tricków na rurze. To był eksperyment - mówi Vladimir Kudlyuk. - A teraz? Pole dance podbija Polskę. W samym Wrocławiu jest co najmniej dziesięć szkół z pole dance, jak nie więcej. Dobrych? Minimum sześć. Ciągle otwierają się nowe.

Vladimir przekonuje, że taniec na rurze to już nie tylko domena pań, choć oczywiście wciąż na treningach pojawia się więcej kobiet. - Do mnie na zajęcia regularnie przychodzi na przykład Rafał. Wcześniej był troszeczkę przy kości, teraz pięknie się wyrzeźbił. Czasami pojawiają się też inni, ale nie tak często, nie tak regularnie. Nie rozumiem, dlaczego faceci nie chcą chodzić na pole dance. Tyle dziewczyn można poznać - żartuje.

Niestety, każda z dyscyplin z elementami akrobatyki charakteryzuje się tym, że ryzyko kontuzji jest duże. Efekty widać przy regularnych i intensywnych treningach, ale wymaga to czasu, wytrwałości i cierpliwości.

- Przez głupotę można sobie kark skręcić. Trzeba się pilnować, ale to już praca instruktora. Wystarczy słuchać, co mówi trener, ale dziewczyny czasem patrzą na rurę i wydaje im się, że mogą wszystko. Sam kiedyś podczas swojego treningu ostro spadłem, ale skończyło się na siniakach - wspomina Vladimir Kudlyuk. - Poza tym pole dance to sport, który wymaga ćwiczeń. Nie można przyjść i powiedzieć: dzisiaj chcę zrobić flagę. Na każdą figurę przychodzi swój czas.

Parkour dla wojowników

W sporcie często chodzi o coś więcej niż siłę fizyczną. Dla wielu bowiem sport to coś więcej, to filozofia, styl życia. Tak jest w przypadku Parkour, który stał się ważną częścią życia Kuby Adamowskiego.

- Dyscyplina jest bardzo młoda, w związku z czym jej wizerunek nie jest najkorzystniejszy. Wolałbym, by nie zajmowali się tym ludzie niezwiązani ze środowiskiem, bo zwykle nie wiedzą, czym to jest - tłumaczy Adamowski, głowa projektu „Parkour: edukacja”, aktywnie trenujący od 2005 roku (jest instruktorem z oficjalnymi międzynarodowymi uprawnieniami). - Nie sądzę też, by próby zaszczepienia tej dyscypliny w parkach trampolinowych były najlepszym pomysłem, na pewno nie jest to łatwe. Sam podjąłem pracę w jednym z nich i widzę, jak ludzie próbują wrzucać wszystko do jednego worka. Nie rozumieją różnic bodźców ani tego, że Parkour, jeśli ma być w ogóle proponowany, to raczej jako dziedzina naukowa, nie „zajawkowa”. To nie jest coś, co robisz raz w tygodniu; albo wykazujesz specyficzny sposób myślenia, albo nie - podkreśla Adamowski.

Traceur (osoba uprawiająca parkour) to status na całe życie. Kuba, znany w środowisku pod pseudonimem Santiago - od głównej postaci z powieści Hemingwaya „Stary człowiek i morze” - poprawia mnie, kiedy nazywam parkour sportem. Twierdzi, że w środowisku nie używa się tego określenia. Dlaczego?

W każdej dyscyplinie celem samym w sobie jest osiągnięcie mistrzostwa. W Parkour i podobnie zresztą w sztukach aerialowych chodzi o coś więcej - o przełamywanie barier i o to, że zwycięstwo odnosimy nad sobą samym.

Kinga Czernichowska

Dziennikarka z wykształcenia, zawodu i zamiłowania. Po studiach na dziennikarstwie i komunikacji społecznej, socjologii oraz filologii germańskiej na Uniwersytecie Wrocławskim. Szczególnie lubię pisać o tym, co piszczy w kulturze. Cenne są dla mnie rozmowy z ludźmi, ponieważ to ludzie dają nam możliwość spojrzenia z zupełnie innej perspektywy. Ponadto dużo podróżuję, gram na pianinie i trenuję aerial hoop, czyli taniec na kołach cyrkowych. Mam psa rasy ogar polski i agamę brodatą. Uwielbiam dobre kino, koncerty, ambitne książki filozoficzne, psychologiczne i powieści, które wbijają w fotel. Kocham bliskość natury.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.