Przybyli tu 71 lat temu, by rozpocząć nowe życie. Ale nie byli pewni, czy zostaną tu dłużej
Czerwiec dla pionierów Zielonej Góry jest wyjątkowym miesiącem. Wielu z nich właśnie latem przybyło do miasta. Właśnie wtedy, 6 czerwca 1945 roku, władzę w Winnym Grodzie objął pierwszy burmistrz Tomasz Sobkowiak.
Jak co roku, pod pamiątkową tablicą na ratuszu, pojawiły się kwiaty. Zorganizowano uroczystość, na którą przybyło wielu mieszkańców miasta. Wspominano, że przed wojną T. Sobkowiak pełnił funkcję wiceprezydenta Leszna. W latach 1942–1945 był więziony w Oświęcimiu. Po zakończeniu II wojny światowej Polski Związek Zachodni skierował go do Zielonej Góry. Tu został pierwszym polskim burmistrzem. A pół roku później został także przewodniczącym rady. Żona prowadziła poniemiecki sklep. Nie bardzo podobało się to ówczesnej władzy. Urząd Bezpieczeństwa naciskał, by T. Sobkowiak podał się do dymisji.
Po wojnie do Zielonej Góry najpierw pojechał ojciec (dostał nakaz). Potem, w czerwcu 1945 roku, dołączyła reszta rodziny.
Jak mówią pionierzy, został wyrzucony przez władze komunistyczne. Bo nie chciał być marionetką... Miał swoje zdanie. Po 71 latach pionierzy spotykają się z mieszkańcami. By powstała sztafeta pokoleń. - Obecnie mamy 141 członków, w tym 24 osoby ukończyły 90 i więcej lat - mówi prezes stowarzyszenia Pionierów Zielonej Góry, Julian Stankiewicz. - Z roku na rok jest nas coraz mniej.
- My, pionierzy, mamy za zadanie przekazanie następnym pokoleniom historii naszego miasta, której byliśmy świadkami - mówi Wanda Skorulska, wiceprezes stowarzyszenia. - Czynimy to przez wydawnictwa, filmy, kroniki, spotkania.
Tomasz Łabućko, student UZ, interesuje się historią. Ceni działalność pionierów.
- Właśnie wydali oni książkę pod redakcją Wiesłwa Pyżewicza i Juliana Stankiewicza pt. „Pionierzy Zielonej Góry – wspomnienia i dokumenty” - mówi. - Byłem na promocji, która odbyła się w bibliotece wojewódzkiej.
Podczas niej wspomnieniami podzieliła się Krystyna Makarewicz (Olszewska), jedna z autorek tekstów, zamieszczonych w książce. Po wojnie do Zielonej Góry najpierw pojechał ojciec (dostał nakaz). Potem, w czerwcu 1945 roku, dołączyła reszta rodziny. Zajęli pokój z kuchnią przy ul. Sienkiewicza. Mama pani Krystyny przywiozła ze sobą kozę i kury. Trzymali je w piwnicy. Ale niedługo, bo ktoś się tam włamał i ukradł zwierzęta. Ojciec pracował w ochronie Polskiej Wełny. Szabrowników w mieście w tym czasie nie brakowało...
Czerwiec dla pionierów Zielonej Góry jest wyjątkowym miesiącem. Wielu z nich właśnie latem przybyło do miasta.
Nie tylko pani Krystyna podkreśla, że w pierwszych miesiącach nowi mieszkańcy miasta żyli w dużej niepewności. Czy Niemcy tu wrócą i ich wyrzucą?
Jednym z autorów jest też Zbigniew Szymański, którego rodzina pochodziła z Kielecczyzny. Najpierw do Winnego Grodu pojechał ojciec. W styczniu 1946 roku dołączyła cała rodzina. Zamieszkała w willi przy ul. Wrocławskiej, która dziś już nie istnieje. Ojciec dostał pracę w starostwie, potem w Polskiej Wełnie. Pan Zbigniew nie tylko dobrze się uczył w gimnazjum, ale osiągał liczne sukcesy w lekkoatletyce. Jego życiowy rekord na setkę to 11,3 sekundy. Dziś nie robi to wrażenia. Ale wtedy, gdy bieżnie były żwirowe, a złoty medalista na olimpiadzie w 1956 roku uzyskał czas 10,5 sekundy, musiały wzbudzać zainteresowanie.