Przy nich można się rozpłynąć. Alpaki Terapeuciaki zawitają do Szczecina
W poniedziałek do Szczecina zawita wyjątkowe trio. Odwiedzą przedszkola i placówki opiekuńcze, by tym dzieciom, które żyją w swoim świecie pomóc się otworzyć, tym co nie cierpią warzyw, pokazać jakie mogą być pyszne, tym, które są niepełnosprawne, uzmysłowić, że nie wszystkie zwierzęta są idealne, ale za to jak fascynujące i kochane. Alpaki Terapeuciaki od roku podbijają serca tych, którzy się z nimi spotkali. Ciekawią, wzruszają, ale przede wszystkim pomagają. Teraz Tońcio i Szczepan razem ze swoją właścicielką panią Anitą przez pięć dni będą spotykać się z dziećmi i dorosłymi ze Szczecina i okolic.
Krajami pochodzenia alpak są Peru i Chile. To zwierzęta górskie o wyglądzie przypominającym trochę owcę, trochę wielbłąda i trochę lamę. W Polsce są hodowane w stadach przede wszystkim na wełnę. Jest ona o wiele cieplejsza niż owcza.
- Jakości wełny swoich alpak nie sprawdzałam - śmieje się Anita Stefek, pedagog, terapeutka, właścicielka zwierząt. - Moje oprócz tego, że pracują rehabilitując, są typowymi pupilami. To spokojne, zrelaksowane zwierzaki, które lubią pieszczoty i wylegiwanie. Kiedy są znudzone cicho muczą. Mój pomysł pracy z nimi zrodził się z miłości do zwierząt. Odkąd pamiętam pomagałam czworonogom, prowadziłam np. dom tymczasowy. Pracowałam też jako pedagog szkolny, wychowawca w ośrodku dla dzieci i młodzieży. Chciałam połączyć miłość do zwierząt i swój zawód.
Spotykając się na co dzień z rożnymi problemami, dysfunkcjami wśród swoich podopiecznych, pani Anita wpadła na pomysł, by pomagać im przełamywać bariery przy pomocy dogoterapii. Poszukując kursu dla dogoterapeuty i psa, natrafiła na pojęcie alpakoterapii.
- Zakochałam się w alpakach od pierwszego wejrzenia. Nie spodziewałam się, że jest w ogóle coś takiego, jak terapia związana z nimi. Form terapii przy pomocy zwierząt jest w ogóle jeszcze więcej. Są terapie przy pomocy osłów, ptaków czy krów... - wymienia pani Anita. - Pomysł z krową bardzo mi się spodobał, ale zdawałam sobie sprawę, że trudno będzie z taką krową odwiedzać przedszkola czy szkoły. Przemyślałam to i zdecydowałam się na alpaki. Postawiłam wszystko na jedną kartę.
Na początek trzeba było zaliczyć kurs, który odbywał się w hodowli pod Lublinem. Tam po raz pierwszy na żywo pani Anita spotkała się z alpakami.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień