Przez ten rok, nie zdarzyło się nic, czego nie można było przewidzieć
Rząd ma dużo szczęścia, co do opozycji. Ta znalazła się w pułapce, na razie bez wyjścia. Rok rządów PiS ocenia prof. Rafał Chwedoruk, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego.
Za nami rok rządów PiS. Najczęściej każda partia po takim czasie traci w sondażach, bo sprawowanie władzy politycznie zużywa. Tymczasem sondażowe notowania PiS są ciągle bardzo wysokie, mocno dystansujące notowania opozycji. Dlaczego tak się dzieje?
Bo przez rok, który minął, nie zdarzyło się nic, czego nie można było przewidzieć przed przejęciem władzy przez PiS. To po pierwsze. Po drugie, liczba zmian w ciągu tego roku w najważniejszym kręgu władzy była stosunkowo niewielka. Bardzo mało było perturbacji w obozie władzy, a nie zapominajmy, że to jednak jest rząd koalicyjny. Tego udało się uniknąć i to w sondażach procentuje. Kolejna przyczyna, znacznie zresztą ważniejsza, to fakt, że rzadko kiedy zdarza się, aby pierwszy rok władzy był tak bardzo zdeterminowany przez jedną reformę. A tego właśnie byliśmy świadkami, gdy symbolem tego rządu stał się projekt 500 plus. Przeprowadzenie w XXI wieku przez państwo popularnej społecznie reformy - która na dodatek była niezgodna z oczekiwaniami wielkiego biznesu, przedsiębiorców, zdecydowanej większości środowisk opiniotwórczych - pokazała zwykłym obywatelom, że przez politykę można jednak coś jeszcze zmienić, że są politycy, którzy nie tylko mówią, ale potrafią też coś dla innych realnie zrobić. Równie mocno w świadomości społecznej zaistniał podatek bankowy. Zaistniał jako sygnał, że oto można opodatkować sektor bankowy, który dotąd wydawał się przeciętnemu Kowalskiemu nie do ruszenia. Fakt ten zaistniał w podobny sposób jak podniesienie minimalnej kwoty wynagrodzenia. To są konkrety, które spowodowały, że notowania obozu rządowego wyglądają, jak wyglądają.
Ale przecież ten rok to także ciągły konflikt wokół Trybunału Konstytucyjnego, afera z obsadzaniem stanowisk w państwowych spółkach przez swoich, nie zawsze kompetentych ludzi, czyli tak zwanych „Misiewiczów”, powrót sporu wokół aborcji i Czarne Marsze, zamieszanie przy Caracalach. Czemu to nie odbija się negatywnie ma notowaniach tego rządu i PiS?
To wszystko jest kwestią ilości, nie jakości. I każda z tych kwestii, które pan wymienia, może przyczynić się do wahnięcia w sondażach, ale tylko na chwilę. Na przykład temat aborcji tak naprawę nie wywołała ekipa rządząca, a jedyny błąd PiS, który przy tej okazji można przypisać tej formacji, to zbyt późna reakcja i to jeszcze pod wpływem społecznych nacisków. Ale temat aborcji nie jest tematem tak nośnym społecznie, jak jeszcze to się działo na początku lat 90.
Jednak Czarne Marsze to była autentyczna, oddolna inicjatywa. W niektórych małych miejscowościach ludzie wyszli na ulicę po raz pierwszy w całej historii tych miejscowości. To także jest bez znaczenia?
Miało to znaczenie, ale nie dla rządu, nie dla PiS. To było ważne dla próby sił pośród opozycji. Nowoczesna, która przegrywała bardzo z Platformą, po tych Czarnych Marszach wyraźnie odbiła się w sondażach i przeskoczyła PO. Pamiętajmy jednak, że liberalny elektorat, który popiera i Nowoczesną i PO, nigdy nie zorientuje się na PiS. Innymi słowy takimi akcjami, jak Czarne Marsze, nie da się dziś wygrać w Polsce wyborów.
Słabość opozycji to siła PiS?
Bez wątpienia. Rząd miał dużo szczęścia, co do opozycji. Ta znalazła się w pewnej pułapce, jak na razie bez wyjścia. Bo wszelka próba rezygnacji przedstawicieli opozycji z postawy totalnego odrzucenia tego rządu - i przejścia do roli normalnej opozycji, która będzie recenzowała rząd - byłaby fatalnie przyjmowana przez własny liberalny elektorat, wielkomiejskich wyborców. Do tego doszło jeszcze to, że aktualna opozycja jest podzielona i każda z opozycyjnych formacji mocno licytuje się o to, która jest bardziej krytyczna wobec rządu. Poza tym opozycja jako całość uwikłała się w spór wokół Trybunału Konstytucyjnego, który to spór co prawda na początku pozwolił skonsolidować elektorat, ale potem stał się przekleństwem opozycji, ponieważ jego wpływ na popularność rządzących w społeczeństwie jest nikły, mało kogo to interesuje. Więc nawet wtedy, gdy PiS-owi zdarzały się słabsze momenty, jak choćby zamieszanie i brak konsekwencji w przypadku wprowadzania w życie podatku handlowego, to opozycja zupełnie nie potrafiła tego wykorzystać promując, jako główny front politycznej walki, spór wokół trybunału.
Dlaczego to właśnie ten spór stał się jednym z symboli pierwszego roku rządów PiS? Dlaczego ten konflikt jest dla PiS-u tak ważny?
Ależ cały problem w tym, że to wcale nie jest dla PiS-u tak ważne. Temat ten był takim kukułczym jajem podrzuconym przez PO pod koniec jej rządów, gdy łamiąc prawo wybrano dodatkowych sędziów, czyli próbowano przeforsować swoją wolę na siłę, po trupach. Z tą sytuacją musiał zmierzyć się PiS i reagował sytuacyjne, przez długi czas nie potrafił sobie poradzić z tą sytuacją. Skoro jednak pierwsze próby dogadania się z opozycją nie przyniosły efektu, a sondażowe notowania w żaden sposób nie reagowały na spór wokół trybunału, to PiS sobie temat odpuścił. Chce go zamknąć, ale bez większego ciśnienia i teraz to opozycja ma większy problem, bo umieściła kwestię trybunału na swoich sztandarach boleśnie rozmijając się ze społecznymi oczekiwaniami.
Ale temat ten odbił się szerokim echem w świecie. Opozycja twierdzi, że to, jak PiS postępuje z Trybunałem Konstytucyjnym, to katastrofa Polski na arenie międzynarodowej.
Nasza pozycja międzynarodowa zupełnie nie zależy od tego, kto znajdzie się w składzie Trybunału Konstytucyjnego. Pozycja w polityce międzynarodowej wyznaczana jest przez potencjał ekonomiczny, wielkość państwa i wreszcie przez umiejętność znajdowania partnerów i przekonywania ich do swoich racji. Musimy pamiętać, że kto by w Polsce nie rządził poniżej pewnego poziomu, nigdy nie spadniemy i poniżej pewnego poziomu nigdy nie wejdziemy. Oczywiście, PiS ma tutaj kilka problemów, z którymi radzi sobie lepiej lub gorzej. Ale na jego korzyść grają okoliczności, z czego najważniejsza kwestia to kryzys imigracyjny. Dlaczego? Bo potwierdził on diagnozę stawianą przez PiS, z czym zgadza się coraz więcej unijnych państw i wkrótce będzie się ich zgadzać jeszcze więcej. To też pokazuje, że taki prosty optymizm „Jesteśmy w Unii i jest super” dziś jest w próżni. I to też dzała na korzyść PiS-u.
Przez miniony rok funkcjonował u nas taki podział władzy, że jest premier, prezydent, ale najważniejsze decyzje zapadają w biurze Jarosława Kaczyńskiego. Ten coraz częściej przyrównywany jest do naczelnika państwa, który w rzeczywistości steruje i rządem i prezydentem. Czy to dobry układ dla Polski?
Polacy idąc do urn wyborczych znali wszystkie argumenty związane z PiS-em i mogli się spodziewać tego, jak będą funkcjonować ośrodki decyzyjne po zwycięstwie tej partii. Trudno tu więc mieć o to pretensje. A co do roli Jarosława Kaczyńskiego, to wydaje się, że znalazł on optymalne miejsce w polityce. Jest odciążony od codziennych polemik, codziennej administracji państwowym aparatem i wszyscy na tym dobrze wychodzą. Co ważne, taki system funkcjonuje w miarę sprawnie, nie ma większych zgrzytów, czy konfliktów. Być może, że biorąc pod uwagę słabość partii politycznych w Polsce, takie rozwiązanie, że lider partii nie jest premierem, nie jest zły. Kłopot byłby wtedy, gdyby Jarosław Kaczyński miał taki wpływ na to, co się dzieje w Polsce, jaki dziś ma, a byłby osobą czysto prywatną, a nie partyjnym liderem. Ja tutaj nie widzę problemu.
Co nas czeka w polityce w najbliższych dwunastu miesiącach? Opozycja nawiąże równorzędną walkę z PiS-em?
Tylko wtedy, gdy nastąpi jakiś wstrząs. Na przykład poważne załamanie gospodarki albo uwikłanie Polski w jakiś poważny konflikt międzynarodowy. Inny scenariusz dobry dla opozycji - ale równie mało realny - jest taki, że PiS w którymś momencie zaprzeczy swojej politycznej tożsamości i przeprowadzi jakąś liberalną reformę gospodarczą. Mówiąc bardziej realnie opozycję czeka pieklenie trudne zadanie, bo rząd w przyszłym roku oprze swoją strategię na schemacie podobnym do tego, jaki zastosowano w ostatnich dwunastu miesiącach. Wtedy ofensywa w postaci 500 plus zepchnęła opozycję do totalnej defensywy i bezradności, a teraz tę rolę spełni ustawa o obniżeniu wieku emerytalnego, którą w środę przegłosował Sejm. Tak samo opozycji będzie niezwykle ciężko zanegować ten pomysł wiedząc, że zdecydowana większość Polaków czeka na jego realizację. Innymi słowy będzie się działo podobnie do tego, jak działo się do tej pory.