Przez śmieci porzucane w lesie giną zwierzęta
Chyba wszyscy lubimy spacery po lesie, ale niestety nie wszyscy ten las szanujemy, co widać po dzikich wysypiskach śmieci. Mimo apeli i kar wciąż wiele osób porzuca w lesie odpady po remoncie, czy stare sprzęty AGD. Tymczasem śmieci często okazują się przyczyną śmierci dzikich zwierząt. Przez ludzką głupotę giną w męczarniach.
Spacer po lesie to sama przyjemność, pod warunkiem, że w jego trakcie możemy podziwiać piękno przyrody i podpatrywać życie dzikich zwierząt, a nie góry śmieci. Niestety, wśród fauny i flory wciąż można odnaleźć gruz po remoncie, stary sprzęt AGD, tysiące butelek oraz wiele innych „cudów”, których wcale być tam nie powinno.
- Wypadki wywożenia śmieci do lasu są nagminne. Średnio raz w miesiącu zbieramy śmieci z miejsc, gdzie zostały wyrzucone i odwozimy je do punktów odbioru, ale zdarza się, że wysypisko jest w miejscu bardzo uczęszczanym. Wtedy robimy to jak najszybciej, np. w marcu na drodze Grąblewo - Kurowo ktoś wyrzucił części samochodowe, więc akcja była szybka
- opowiada starszy specjalista Służby Leśnej Nadleśnictwa Grodzisk Tomasz Kałek.
Sprzątanie lasów po wandalach, bo inaczej takich osób nazwać się nie da, generuje ogromne koszty.
- Co roku wywozimy około 600 metrów sześciennych śmieci, co daje sześć zestawów największych naczep tirowych upchanych po sam dach, co daje koszt 120 tysięcy złotych na rok. Ilość śmieci się nie zmienia mimo ustawy „śmieciowej” - wylicza nasz rozmówca. - Oprócz tego mamy 37 miejsc postoju i wypoczynku, które sprzątamy dwa razy w tygodniu. Tam tez ludzie wywożą śmieci. W kwietniu z takich miejsc wywieziono ponad 4 tony śmieci. Koszt roczny sprzątania ich to 90 tys. zł - dodaje.
Dziwi fakt, że śmieci podrzucane są do lasu, skoro w ramach obecnie obowiązujących przepisów możemy „wystawiać” przed domy dowolną ilość pojemników. Co więcej, w gminach funkcjonują przecież punkty selektywnej zbiórki odpadów, w których bezpłatnie można oddać wszystko to, co do pojemników trafiać nie powinno.
Śmieci okazują się czasem pułapką na dzikie zwierzęta. W ubiegłym tygodniu leśniczy Mariusz Zieliński otrzymał informację o uwięzionych danielach. Okazało się, że zwierzęta zaplątały się w podrzucone przez kogoś śmieci, głównie sznurki stosowane często do prac w rolnictwie. Niestety, w momencie znalezienia okazało się, że jeden z dwóch uwięzionych danieli padł, udusił się zaplątany w sznurki.
- W tym roku już drugi raz interweniowaliśmy. Powód ten sam - zaplątanie się daniela, tu w sznurki, a poprzednio drut ze starego opłotowania. Zdarzały się przypadki, gdy zwierzę chodziło z „foliówką” na głowie, bo było w niej coś do jedzenia, został zapach, a zwierzę chciało zjeść. Można tylko wyobrazić sobie jego stres, gdy nic nie widzi, ale czuje, że człowiek do niego podchodzi, bo chce pomóc. Ucieka dosłownie na oślep, raniąc się o drzewa, aż do śmierci
- opowiada Tomasz Kałek. - U nas był taki przypadek, ale daniel nie miał sił już uciekać, był skrajnie wyczerpany, dlatego można go było dogonić i zdjąć mu z głowy torbę foliową. Jak chwilę odpoczął, to poszedł i żył dalej. Teraz proszę sobie wyobrazić, ile jest takich sytuacji, gdy nikt tego nie zauważy i nie zdążymy z pomocą. Są też przypadki padłych dzików (one zjedzą wszystko), które napchały się „foliówkami”, w których było jakieś jedzenie i zdechły - dodaje.
Za zaśmiecanie lasu grozi mandat, sprawa może trafić również do sądu. Ponownie apelujemy o zachowanie rozsądku. Jeżeli przez podrzucanie śmieci do lasów giną bezbronne zwierzęta, to brak nam już innego komentarza...