Przestępcy trafiają do szpitala psychiatrycznego
Rzeczniczka praw pacjenta interesuje się przestępcami, którzy zamiast do więzień trafili do szpitali psychiatrycznych. W Świeciu jest 95 takich osób.
Chodzi o to, czy ich długotrwały pobyt na oddziałach na pewno jest zasadny.
To reakcja na niedawne postanowienia Sądu Najwyższego. Uchylił on decyzję Sądu Okręgowego, na mocy której dwóch mężczyzn spędziło w szpitalu psychiatrycznym w Rybniku osiem lat, a jeden jedenaście.
Przymusowy pobyt (tak zwaną detencję lub internację) owi pacjenci wspominają jako horror. Jeden z nich trafił na oddział o wzmocnionym zabezpieczeniu (wśród morderców) i niedawno zdiagnozowano u niego białaczkę (co ma być wynikiem spustoszenia organizmu przez leki psychotropowe). Drugi spędził miesiąc w pełnej izolacji, wobec trzeciego zaś stosowano elektrowstrząsy. Wojewódzki Szpital dla Nerwowo i Psychicznie Chorych w Świeciu dysponuje 100 miejscami dla internowanych (25 stopnia wzmocnionego i 75 miejsc tzw. podstawowego stopnia zabezpieczenia). 95 jest zajętych. W 2015 roku sądy skierowały do szpitala w Świeciu 47 osób, 41 na oddział podstawowy i 6 na wzmocniony. Najczęstszą przyczyną detencji w Świeciu są: znęcanie się psychiczne i fizyczne, groźby karalne oraz zabójstwo.
Wątpliwości Krystyny Barbary Kozłowskiej, rzeczniczki praw pacjenta, wzbudza zwłaszcza nieadekwatność okresu trwania detencji do wagi zarzucanych czynów. Te popełnione przez internowanych z Rybnika są zagrożone grzywną, karą ograniczenia wolności lub pozbawienia wolności do dwóch lat, zaś internacja trwała nawet 11 lat.
W Świeciu są pacjenci, których pobyt trwa najdłużej sześć lat.
- Na ogół są hospitalizowani na oddziale psychiatrii sądowej o wzmocnionym zabezpieczeniu. Pobyty tam są tak długie, ponieważ nie udaje się ustabilizować ich choroby, a waga czynu jest znaczna, np. zabójstwo - tłumaczy Sławomir Biedrzycki, zastępca dyrektora do spraw lecznictwa w tutejszym szpitalu dla nerwowo i psychicznie chorych.
O internacji decyduje sąd, a nie psychiatrzy - oni zaś wystawiają do sądu opinię. Muszą to zrobić najpóźniej co pół roku.
Rzecznicy praw pacjenta, zatrudnieni przy szpitalach psychiatrycznych w Polsce, zwrócili uwagę Krystynie Barbarze Kozłowskiej na jakość tych opinii. „Często formułowane są na podstawie zaledwie kilku-kilkunastominutowych badań. Często również bez osobistego zbadania pacjenta - jedynie na podstawie obserwacji pielęgniarskich, ewentualnie krótkich rozmów przeprowadzanych w obecności innych pacjentów w trakcie rutynowych obchodów lekarskich. Opinie sporządzają zwykle ci sami lekarze na przestrzeni wielu lat, a ich treści są powielane (niejednokrotnie wraz z błędami interpunkcyjnymi czy stylistycznymi) i różnią się w zasadzie jedynie datą ich wystawienia” - Kozłowska zwróciła na to uwagę ministrom zdrowia i sprawiedliwości (sprawa dotyczy obu resortów) i zaapelowała o działania mające wyeliminować ten problem.
Zaproponowała uzupełnianie opinii o stanie zdrowia internowanego przez biegłych z innych szpitali niż ten, w którym pacjent przebywa.
- To już się zdarza - mówi dyrektor szpitala w Świeciu i nie kryje, że nie jest do tego w pełni przekonany. - Według mnie opinie wystawiane przez dwóch lekarzy psychiatrów, którzy długo-trwale opiekują się pacjentem, są bardziej wnikliwe niż diagnozy po jednokrotnym badaniu przeprowadzanym przez lekarzy z zewnątrz.
Biedrzycki podaje też powody, dla których opinie o stanie zdrowia danego pacjenta są takie same: - Jeżeli chory cierpi na schizofrenię i w marcu ma halucynacje, które sygnalizuje również w listopadzie, opinia w jego sprawie będzie podobna - tłumaczy psychiatra.
Zdarza się jednak, że psychiatrzy w Świeciu mają wątpliwości co do zasadności detencji. - Na przykład wobec człowieka, który trafił do nas za czyny nieobyczajne (oddawał mocz na pomnik w miejscu publicznym) - wspomina Biedrzycki. - Skorzystaliśmy wówczas z prawa do wystawienia opinii wcześniej niż pół roku po przyjęciu i pacjent został zwolniony. Półroczny termin skracamy zwłaszcza wobec internowanych na podstawowym stopniu zabezpieczenia. Pierwsze opinie wystawiamy czasem po kilkunastu tygodniach od przyjęcia.
Rzeczniczka praw pacjenta zwraca też uwagę, że przedłużająca się detencja utrudnia powrót internowanych do społeczeństwa.
Wyjściem miałoby być przenoszenie ich do domów pomocy społecznej. Ale DPS-y są oblegane, czekanie na przyjęcie trwa kilkanaście miesięcy.
- Byłoby dobrze, gdyby pacjenci z internacji mieli pierwszeństwo przyjęcia do DPS-u, ale mogą pojawić się wątpliwości: dlaczego ktoś, kto popełnił czyn zabroniony (na przykład zabójstwo lub ciężkie pobicie) ma być preferowany w stosunku do osoby samotnej, wymagającej stałej opieki? - uczula Biedrzycki.
Dlatego on postawiłby na tzw. detencję ambulatoryjną: stabilny pacjent wraca do domu, gdzie jest pod opieką osoby bliskiej, która dba o to, żeby regularnie zażywał leki. Musi też cyklicznie, np. raz w tygodniu, stawiać się na kontrolę w szpitalu. - Kłopot w tym, że nie zawsze bliscy takich osób chcą się nimi opiekować, dlatego ich detencja się wydłuża - wyjaśnia psychiatra. Mimo ostatnich postanowień Sądu Najwyższego zaleca, by zaufać psychiatrom. - Nie chcemy dopuszczać do sytuacji, że chory psychicznie popełnia powtórnie przestępstwo, bo za szybko został zwolniony - mówi.