Szpital w Krośnie Odrzańskim zamknięty. Zakład Opiekuńczo-Leczniczy w Gubinie też. Pacjenci w odległych placówkach. Pracownicy bez wypłat. Może być gorzej?
Każdego dnia pojawiają się nowe informacje na temat lecznicy w Krośnie Odrzańskim, która została zamknięta 1 listopada. I trudno uznać je za dobre, bo to tylko aktualizacje dotyczące przepychanek pomiędzy starostwem a spółką Grupa Nowy Szpital. Cierpią na tym pacjenci i ich rodziny. Ostatnio na próbę zostali wystawieni ci z Zakładu Opiekuńczo-Leczniczego w Gubinie, którego właścicielem także była Grupa Nowy Szpital i który też został zamknięty, tyle że dwa tygodnie później.
- Byliśmy bardzo zadowoleni z opieki w Gubinie. Żałuję, że mama musiała zostać przeniesiona do placówki we Wschowie, która również należy do Grupy Nowy Szpital. Warunki są tam dużo gorsze. Ponadto kto mi zagwarantuje, że taka sytuacja się nie powtórzy? Mama kolejnego transportu mogłaby nie przeżyć... - obawia się pan Edward (nazwisko do wiadomości redakcji) z Zielonej Góry, z którym rozmawialiśmy wczoraj. Dodaje, że zarządcy nie powinni tak postępować. - Przecież to ludzie, którzy chcą przeżyć jakoś te ostatnie tygodnie lub miesiące. O przeniesieniu mamy do Wschowy (to 130 kilometrów od Gubina - dop. red.) dowiedzieliśmy się praktycznie w dniu transportu. Byłem w szoku. Czujemy się jak ofiary jakiegoś chorego eksperymentu - ocenia ostro pan Edward.
Ale pojawiają się i takie głosy: - Nic nie mogliśmy zrobić z tym przeniesieniem. Dobrze, że znalazło się miejsce, gdzie moja mama mogła trafić - usłyszeliśmy wczoraj od Leszka Sztolberga z Gubina, którego mama została przewieziona do Kostrzyna, oddalonego o 90 kilometrów.
Na obecną sytuację narzekają rodziny pacjentów, a w jeszcze gorszej są pracownicy ZOL-u i szpitala. Do tej pory nie dostali pensji za październik. - Jesteśmy sfrustrowane, bo skąd wziąć na życie? Koleżanki mają zobowiązania, niektóre kredyty, a trzeba przecież prowadzić dom, nakarmić rodzinę - wylicza położna Ewa Klepczyńska z Krosna Odrzańskiego.
Niektórzy po zamknięciu lecznicy chcieli szukać nowej pracy, ale są uwiązani umową ze spółką. A ta - jak twierdzą - nie ma zamiaru wręczać wypowiedzeń, choć nie ma z czego płacić. - To bardzo trudny okres. Nie wiemy, co robić. Wiele koleżanek jest na zwolnieniu albo na urlopie. Jeździmy, szukamy pracy. Nie będziemy siedzieć z założonymi rękami - podkreśla Klepczyńska.
Jak odpowiada Grupa Nowy Szpital? - Sytuacja jest bardzo trudna. Dlatego też zgłosiliśmy się do Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych. Pracownicy muszą złożyć odpowiednie dokumenty i podać konto, na które mogą zostać przelane pieniądze. Ponadto zaraz po rozwiązaniu umów ze starostwem (chodzi głównie o dzierżawy budynków szpitalnych - dop. red.) zamierzamy wręczyć grupowe wypowiedzenia - deklarowała Marta Pióro, rzeczniczka spółki Grupa Nowy Szpital. Te słowa padły jednak już około dwa tygodnie temu.
Tymczasem wczoraj w starostwie odbyło się kolejne spotkanie z pracownikami. - Właściwie nic się nie dowiedzieliśmy. Dalej nie mamy pieniędzy, o wypowiedzeniach też nie było mowy. Na spotkaniu nie było nikogo z przedstawicieli spółki. Nie wiemy, na czym stoimy - przyznaje jedna z pielęgniarek.
Sytuacja raczej się nie zmieni, dopóki szpital nie zostanie przejęty. Ale żeby tak się stało, spółka i starostwo muszą się dogadać. A do tego bardzo daleka droga, bo każda ze stron chce postawić na swoim. Nie udało się rozwiązać umów za porozumieniem stron. Według starostwa warunki zaproponowane przez Grupę Nowy Szpital były nie do przyjęcia. Spółka natomiast stwierdziła, że wypowiada umowy z winy powiatu. - Wzywamy powiat do przejęcia szpitala najpóźniej do 29 listopada - zaznacza rzeczniczka Pióro. Starostwo wysłało w tej sprawie pismo i czeka na odpowiedź. Przepychanki trwają...