Ledwo kardynał Macharski poświęcił w lipcu 1997 roku zaporę w Czorsztynie, przeszła ona swoją największą próbę, bo runęła na nią z Podhala powódź tysiąclecia. Po 30 latach budowy była gotowa akurat wtedy, kiedy okazała się najbardziej potrzebna. Przypomniałem sobie tę historię, kiedy ogłoszono, że Szpital Uniwersytecki w wypadku inwazji koronawirusa zostanie w całości przeznaczony na leczenie osób zarażonych drobnoustrojem, który sparaliżował cały świat.
Ten potężny szpital na 1100 łóżek w Prokocimiu otwarty tuż przed Bożym Narodzeniem. Przed Wielkanocą ma stać się główną twierdzą broniącą Małopolskę przed koronawirusem. Też powstał w samą porę, kiedy jest najbardziej potrzebny. Zapora uratowała Sądecczyznę przed wodą tysiąclecia. Czy nowy szpital osłoni nas przed zarazą stulecia?
Trudno być tu optymistą. Zanim Polska zorientowała się, że epidemia jest tak blisko, uniwersytecka lecznica rozpaczliwie, bo przy pomocy wielkich banerów porozwieszanych w wielu punktach miasta, poszukiwała pielęgniarek chętnych do pracy na jego supernowoczesnych oddziałach. Z marnym skutkiem. Kiedy w jego oddziale zakaźnym pojawili się pierwsi chorzy na COVID-19, natychmiast okazało się, że szpitalowi brakuje masek, gogli, kombinezonów ochronnych i personelu.
Prokocim zamiast twierdzą jest świetną ilustracją problemów, do których my jako społeczeństwo dopuściliśmy w służbie zdrowia przez ostatnie 30 lat. Nie potrafiliśmy wyegzekwować od polityków, by z jej naprawy uczynili jeden z kilku zaledwie najważniejszych celów. Tolerowaliśmy to u wszystkich ekip, po ministra Szumowskiego.
Tego, który dziś budzi zaufanie, gdy w telewizorach namawia nas do narodowej kwarantanny. Tego samego, który jednak przedwczoraj targował się z rezydentami głodującymi, by wymusić wzrost nakładów na ochronę zdrowia o każdy ułamek procenta PKB, a potem upokorzył ich dodatkowo uciekając się do sztuczki księgowej, by tempo tego wzrostu jeszcze spowolnić. Tego samego ministra, który nie zdobył się na gest Rejtana i nie przyłączył się do tych, którzy próbowali wymusić przekierowanie 2 miliardów z TVP na onkologię. Nie zaryzykował stanowiska.
Problemy służby zdrowia są oczywiście starsze niż kariera min. Szumowskiego. To bezustanne redukowanie sieci szpitali, dopuszczanie, by ciągle pracowały w warunkach olbrzymiego zadłużenia, marnowanie miliardów i oszczędzanie na wszystkim. To lekarze i pielęgniarki uciekający za granicę i miliony upokarzanych niedostatkami pacjentów.
Czy epidemia otworzy nam oczy na to, że w starzejącym się społeczeństwie służba zdrowia jest najważniejsza? Czy potrafimy taki priorytet wymusić na politykach? Jeśli nie teraz, to kiedy do cholery?