Przemierzyli góry i pustynie
Przejechali aż 114 tysiecy kilometrów odwiedzając 40 krajów na pięciu kontynentach. W piątek opowiedzą o swoich doświadczeniach.
Rodzina Łopacińskich w swoją wielką podróż dookoła świata wyruszyła w połowie czerwca ubiegłego roku.
Wojciech Łopaciński zrezygnował wówczas z pracy dyrektora hotelu „Filmar”, a jego żona, Eliza, wzięła roczny urlop z pracy w Urzędzie Marszałkowskim. Dzieciom - 12-letniemu wówczas Wojtkowi i 9 -letniej Łucji - zafundowali roczne wakacje.
Kulinarne rewolucje
Zgodnie twierdzą, że podczas tej podróży - z uwagi na zaobserwowany w różnych częściach świata sposób traktowania zwierząt - zbliżyli się do wegetarianizmu. I wcale nie oznacza, że poza Polską ograniczali się do dań bezmięsnych. - W Ekwadorze mój syn zjadł żywego robaka wielkości kciuka - opowiadał Wojciech Łopaciński.
- W Wietnamie zajrzeliśmy do wioski, w której na każdym kroku można było trafić na restaurację serwujące dania z węży. Klient sam wybiera węża, który na jego oczach jest na żywca rozcinany. Wciąż bijące serce ląduje na talerzyku. Smakuje jak carpaccio lub tatar pozbawiony przypraw. Krew dostajemy oczywiście do popicia. Niezależnie czy to pochwalamy czy też nie, jest to pewien rodzaj dotykania wieloletniej wietnamskiej tradycji. Choć staraliśmy się próbować wszystkiego, to jednak nie zdecydowałem się, aby skosztować wysuszonego mięsa nietoperza i szczura.
Po powrocie nie ukrywali, że najbardziej tęsknili właśnie za polskim jedzeniem. Szczególnie tym przygotowywanym przez babcię. Za naleśnikami, schabowym, sernikiem... Gdyby stworzyć z tego listę, to byłaby dość długa.
Czego im jeszcze brakowało? Znajomych, rodziny i przyjaciół. Najbardziej rozstanie z przyjaciółmi przeżyła najmłodsza uczestniczka wyprawy - Łucja. - Ze swoją koleżanką, Darią, rozmawiała przez Skype’a - mówią. - Problemem w kontakcie z bliskimi były różnice czasowe. Gdy u nas był dzień, w Polsce często była już noc. I odwrotnie.
Ekstremalne wycieczki
Emocji podczas wyprawy nie brakowało. Wojciech i Wojtek Łopacińscy zdobyli Kilimandżaro, a także najwyższy szczyt Boliwii. Całą rodziną wdrapali się między innymi na wulkan Pacaya w Gwatemali.
Choć okrążyli kulę ziemską dookoła, to jednak nie udało im się spełnić wszystkich podróżniczych marzeń. Nie zobaczyli ani Australii, ani Antarktydy, która była marzeniem młodego Wojtka.
- Znaleźliśmy co prawdą promocyjną cenę 5 tysiecy dolarów od osoby za rejs na Antarktydę, ale to i tak przerosło nas budżet - opowiadała Eliza Łopacińska.
Podczas podróży po świecie na każdym kroku starali się promować Polskę i Toruń. - W Afryce opowiadaliśmy o bocianach, Koperniku, piernikach, Chopinie... Zafascynowała ich... zima - opowiada Wojtek Łopaciński. - Trudno było im wytłumaczyć, że może być u nas - 20 stopni, jak u nich jest 40 na plusie przez cały rok. Co ciekawe, gdy temperatura spadnie w Afryce do 20 stopni, to ubierają kożuchy.
Wydadzą książkę
Gwatemala, Belize, Meksyk, Salwador oraz Honduras, Nikaragua, Kostaryka, Panama, Kuba, Kolumbia, Ekwador, Peru, Boliwia, Chile, Argentyna, Urugwaj, Brazylia... Później część Afryki, Indie i wreszcie Europa.
Tysiące zdjęć, setki anegdot i opowieści. O tym, jak wygląda miejski, transport, baza noclegowa, kuchnia, a także jak traktuje się białego człowieka w innych częściach globu.
Warto wspomnieć, że Łopacińscy unikali podczas podróży hoteli. W sumie tylko dwa takie noclegi sfinansowali sobie podczas swojej rocznej wyprawy sami.
Poszerzona wersja przygód z podróży czteroosobowej rodziny, ukaże się już wkrótce w formie książkowej.
Zanim jednak to nastąpi, będzie można posłuchać ich opowieści na żywo w najbliższy piątek ( 4 grudnia) o godzinie 18 w Sali Mieszczańskiej Ratusza Staromiejskiego.
Wstęp na spotkanie z toruńską rodziną, która spędziła w podróży 393 dni pokonując 114 tysięcy kilometrów jest wolny.