Przelotem w republice marzeń [KOMENTARZ: MINĄŁ TYDZIEŃ]
Lekki zawód spotkał tych, którzy liczyli na wyborczy sezon „szaszłykowy” w Toruniu. Jego objawem są oczywiście latarnie i inne uliczne słupy, na które podczas kampanii nadziewa się plakaty. I wyglądają niczym szaszłyki. Uznano jednak w Toruniu, że podczas kampanii przed wyborami 4 lata temu nadmiar „szaszłyków” wybitnie nam zaszkodził i tym razem zaserwowano nam dietę. Jest więc ich tak mało - bo tylko na wyznaczonych ulicach - że aż przestraszyłem się, że wybory odwołali, a ja nic o tym nie wiem.
To, że wybory jednak się ostały, potwierdził ten, który wyznaczył ich termin. Czyli sam premier Mateusz Morawiecki. W poprzedni weekend wpadł przecież do Torunia. Nie zaszalał, bo przemawiał pod Kopernikiem tylko 7 minut, a cały pobyt w mieście trwał niewiele dłużej. Pokazał jednak, iż jest równiachą, a nie jakimś sztywniakiem z banku. Co zresztą po kilku dniach potwierdziło się w ujawnionych zeznaniach słynnych kelnerów z „Sowy”. Ci tak mieli podsłuchiwać obecnego premiera, że aż dowiedzieli się na przykład, iż używa brzydkiego słowa na „k” zamiast przecinków. Ależ ta polityka zmienia ludzi!
A co do wizyty z poprzedniego weekendu, to niektórzy ciągle jednak czują po niej zawód. Mieli bowiem nadzieję, że mistrzowie lansu z toruńskiego PiS, czyli radni Klabun i Jakubaszek, wezmą premiera na ramiona (oczywiście za zgodą ludzi z SOP, czyli dawnego BOR) i powiodą przez miasto, pokazując, jak kwitnie toruńska republika marzeń. Nic takiego się nie wydarzyło. Pewnie dlatego, że premier strasznie się spieszył, a nie dlatego, że wspomniani radni mają małą siłę przebicia.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień