Przekop Mierzei Wiślanej. Eksperyment, czyli jak żyć na wyspie odciętej przez kanał

Czytaj dalej
Fot. Karolina Misztal
Dorota Abramowicz

Przekop Mierzei Wiślanej. Eksperyment, czyli jak żyć na wyspie odciętej przez kanał

Dorota Abramowicz

Wahają się nastroje w Krynicy Morskiej po podjęciu przez Sejm uchwały o przekopie Mierzei Wiślanej. Niektórzy jeszcze się buntują, inni szukają sposobu,by przegrany bój przekuć w sukces, jeszcze inni uważają, że to dobra decyzja...

Chmury wiszą nad Zalewem Wiślanym. Mijamy Skowronki, wjeżdżamy w las, stajemy na poboczu. To tutaj, jakieś trzy kilometry przed zjazdem do leśniczówki w Przebrnie, głęboki na sześć metrów kanał przetnie Mierzeję Wiślaną. I już nic nie będzie takie samo. Po drugiej stronie przekopu pojawi się wyspa.

Sejm podjął decyzję o przekopie Mierzei Wiślanej przed tygodniem. Prawie jednogłośnie. Wśród przyszłych „wyspiarzy” nastroje wahają się: od buntu i zapowiedzi protestów w Warszawie, przez pogodzenie z losem, szukanie optymalnych rozwiązań w narzuconej rzeczywistości, aż po nadzieję, że będzie lepiej.

- Czujemy się zdradzeni - mówi Sylwia Szczurek, radna z Krynicy Morskiej, która w październiku ubiegłego roku, na wieść o wizycie Jarosława Kaczyńskiego w Elblągu, postanowiła przypomnieć o żądaniach mieszkańców. Wraz z koleżanką rozwinęły baner z napisem „Krynica Morska - nie dla przekopu”. Prezes przeszedł obok, nie zareagował. Nie zareagował także polityczny przeciwnik prezesa, poseł Stefan Niesiołowski, do którego Sylwia wysłała list z prośbą o pomoc tuż przed głosowaniem.

- Zostawili nas - powtarzają kolejno moi rozmówcy. Dariusz Labuda, prezes Fundacji Mierzeja 2200, twierdzi, że kompromis według władzy przypomina z lekka przerobione słynne powiedzenie z „Samych swoich”. - Uważają, że sąd sądem, ale racja musi być po ich stronie - mówi Labuda. - Gdy zostaliśmy sami na placu boju, trzeba szukać pragmatycznych rozwiązań. Będziemy dążyć, by w Krynicy Morskiej powstała turystyczna strefa wolnocłowa, taka jak we włoskim Livigno.

Dla Urszuli Galikowskiej, prowadzącej z rodziną dom wczasowy z polem campingowym, decyzja parlamentarzystów niesie same kłopoty: - Szykuje się nam kilkuletni problem z dojazdem, co ograniczy dostęp turystom. Nie będzie już czystej wody od strony morza - wylicza zrezygnowana.


Adam Jaworski, armator pięciu kutrów, radzi jednak tonować emocje: - Rybakom przekop nie zaszkodzi, a wyspa stanie się atrakcją turystyczną - przekonuje.

- Zaszkodzi - odpowiada Jan Morawski, także rybak. - Te wyspy, które zamierzają z piasku usypać na zalewie, popsują nam łowiska.

Przestrogi mieszają się z pełnymi optymizmu wizjami. Dlatego wielu mieszkańców Krynicy przychyla się do opinii burmistrza, Krzysztofa Swata, który uważa, że tak naprawdę nikt nie wie, jakie będą skutki inwestycji, która przetnie obszar chroniony programem unijnym Natura 2000. - Śledząc wyjątkowo bogatą literaturę na temat przekopu, która powstawała przez ostatnich kilkanaście lat, można natrafić na różne, sprzeczne ze sobą opracowania - mówi burmistrz. - Wiedza na temat potencjalnych konsekwencji jest niepełna, dopiero praktyka pokaże, jak to się skończy.

Wiedza na temat potencjalnych konsekwencji przekopu Mierzei Wiślanej jest niepełna, dopiero praktyka pokaże, jak to się skończy.

- Kryniczanie stali się obiektem eksperymentu?

- Dobrze to pani ujęła.

Jedenaście lat wcześniej...

Jest 2006 rok. Chory profesor Tadeusz Jednorał, jeden z twórców Portu Północnego w Gdańsku, prezes zarządu Pomorskiej Federacji NOT, przyjmuje mnie w szpitalu. Na łóżku i szpitalnej półce leżą rozłożone papiery.

- Nawet jako pacjent muszę pisać listy w sprawie przekopu - tłumaczy sędziwy naukowiec.

Listy płyną do ministrów, do wojewody pomorskiego. Profesor twierdzi, że należy wreszcie rozwiązać kłopotliwą sytuację, przypominającą mieszkanie z sublokatorem, przez którego pokój należy przechodzić za każdym razem opuszczając mieszkanie. Dla Polski i Federacji Rosyjskiej wspólnym mieszkaniem jest Zalew Wiślany, zwany przez sąsiadów Kaliningradzkim, z którego można wyjść jedynie przez Cieśninę Pilawską, znajdującą się po stronie rosyjskiej. Niekomfortowa dla Polski granica decyzją Wielkiego Brata przecięła w 1945 r. Mierzeję Wiślaną i mimo oferty naszego kraju, który za dostęp do Cieśniny Bałtijskiej oferował połoniny w Bieszczadach, granica okazała się nienaruszalna.

Tadeusz Jednorał pierwszy raz oficjalnie zaproponował przekopanie Mierzei Wiślanej w 1975 r., przywołując zresztą pomysł, o którym mówiono jeszcze w XVI-wiecznej Polsce, za Stefana Batorego. Propozycja z wiadomych względów nie została podjęta przez komunistyczne władze i projekt trafił na półkę. Drugi raz, w latach 1992-95, zespół ekonomistów, inżynierów i architektów kierowany przez profesora Jednorała opracował koncepcję gospodarczego ożywienia rejonu zalewu, z Elblągiem na czele. Zaproponowano wówczas przekopanie w okolicy Skowronek kanału o długości 1300 metrów, 6 metrów głębokości, 40 m szerokości w dnie i 80 m szerokości na poziomie wody. Kanał miałby być wyposażony w jedną śluzę o długości 180 m, głębokości 6 m i szerokości 24 m. Koszt - ok. 40 milionów dolarów - okazał się wówczas zbyt wysoki.

Trzeci raz do sprawy budowy kanału wrócono w 2004 r., gdy w projekt włączyły się samorządy miast i gmin, leżących nad zalewem. Profesor Jednorał zaproponował, by na stałe połączyć oba brzegi mierzei mostem wantowym z dwukierunkową jezdnią, chodnikami, ścieżką rowerową.

Pojawił się też kolejny kosztorys. Cenę inwestycji obliczono na 50 milionów euro. Czyli około 215 milionów złotych.

- Mam nadzieję, że doczekam budowy - żegna się profesor.

Profesor Tadeusz Jednorał zmarł w 2011 roku w wieku 83 lat. Jego projekt (z mostem zwodzonym, zastępującym most wantowy) tym razem wyceniony na kwotę ponad cztery razy wyższą, czyli 880 mln zł, stał się flagową inwestycją obecnego rządu. I co rzadko się zdarza, popieraną - jak było widać podczas ostatniego głosowania w Sejmie - ponad podziałami politycznymi. Tylko dziewięciu posłów opozycji głosowało przeciw, wstrzymało się 18, za specustawą było aż 401. Na „tak” w sprawie kanału jednym głosem wypowiadali się były prezydent Elbląga Jerzy Wilk (PiS) jak i obecny, popierany w ostatnich wyborach przez PSL i PO, Witold Wróblewski. Tłumaczyli, ze inwestycja to szansa na rozwój portu w Elblągu, rozwój gospodarczy i turystyczny dla całego regionu.

- Nie do końca całego - odpowiadają odcięci przez kanał. I przy okazji pytają, dlaczego wyspa musi zaczynać się przed Krynicą.

- Nie wystarczy zrobić przekop w Piaskach? - zastanawia się Sylwia Kosieradzka, która rozbudowuje ośrodek dla turystów i zastanawia się, jak po rozpoczęciu inwestycji ludzie dojadą do niej na wczasy.

- Robią z nas wyspę, choć i tak jesteśmy już odcięci od świata - mówi Urszula Galikowska. - Jest to szczególnie niebezpieczne w sytuacji zagrożenia zdrowia. W mieście pracuje tylko jeden lekarz. Dobry specjalista, ale czasem potrzebuje wsparcia. Pogotowie przyjeżdża do nas z Nowego Dworu, czasem nawet wiezie pacjentów do Malborka. Tylko do Nowego Dworu jedzie się 45 minut w jedną stronę zniszczoną i mocno krętą drogą 501, którą jeszcze ma przeciąć kanał. Dlaczego zamiast wyrzucać pieniądze w wątpliwy interes, jakim jest przekop, nie zainwestuje się w tak podstawową dla nas sprawę, jak droga?

Tylko do Nowego Dworu jedzie się 45 minut w jedną stronę zniszczoną i mocno krętą drogą 501, którą jeszcze ma przeciąć kanał. Dlaczego zamiast wyrzucać pieniądze w wątpliwy interes, jakim jest przekop, nie zainwestuje się w tak podstawową dla nas sprawę, jak droga?

Cud natury

Dariusz Labuda zamieszkał w Krynicy Morskiej w 2002 roku. Zrozumiał, że znalazł się w miejscu, niepodobnym do niczego, co do tej pory znał. Miasto, które latem mieści 30 tysięcy osób, poza sezonem ma 1300 oficjalnych mieszkańców, z których połowa i tak zimą przenosi się do Trójmiasta, Warszawy, Elbląga...

- To cud natury - twierdzi Labuda. I zaprasza na balkon hotelu Krynica, skąd rozciąga się widok na zalew. - Już pojawiły się żurawie - pokazuje lecące z południa ptaki. - A tu, gdzie leżą pościnane drzewa, mamy bobry. W pobliżu żyją wydry, podchodzą do nas lisy, a latem żaby dają tak głośny koncert, że w hotelu nie można oglądać telewizji.

Potem Labuda prezentuje film, nakręcony z drona podczas ostatniego, lutowego Weekendu na Lodzie. Kolorowe latawce, ciągnące po białej tafli zalewu miłośników snowkitingu, przepiękne widoki na Bałtyk, panorama Krynicy i mierzei porośniętej lasami.

- Czy wie pani, że w rankingu portalu World Geography wśród 15 najpiękniejszych mierzei zajęliśmy piąte miejsce na świecie? - mówi z dumą w głosie. - W pierwszej dziesiątce znalazły się dwa polskie półwyspy, ale Mierzeja Helska jest, jako szósta, za nami.

Niewiele trzeba, by takie cudo popsuć. Dlatego planowana już pod koniec tego roku inwestycja budzi poważne obawy. Nie chodzi już nawet o ptaki, które przelecą nad kanałem. Zwierząta też może i przepłyną. Dariusza Labudę najbardziej zaniepokoiła informacja, że w czasie pogłębiania toru wodnego zalewu zostaną naruszone narzuty, które zanieczyszczą wodę i w efekcie zniszczą w niej życie.

W połowie ubiegłego roku grupa 22 mieszkańców Krynicy Morskiej postanowiła założyć Fundację Mierzeja 2200. Znaleźli się w niej architekci, naukowcy, inżynierowie, osoby związane z turystyką. - Staraliśmy się być stroną przy tworzeniu specustawy - wyjaśnia prezes fundacji. - I przy okazji coś ugrać dla wyspy.

Oprócz turystycznej strefy wolnocłowej (na co prócz woli polskiego rządu musi być także zgoda urzędników unijnych), zamierzają walczyć, by Krynica otrzymała statut uzdrowiska.

Bo co jak co, ale uzdrowisko Krynicy się należy. Mieszkańcy ocieplili domy, miasto już zaczęło zmieniać ogrzewanie z węglowego na gazowe i olejowe. Jest plan, by na ulicach pojawiły się samochody elektryczne. Powietrze tu czyste, nikt nie wie, co to smog wiszący nad resztą Polski, w dodatku potwierdzono obecność solanek termalnych. Działacze fundacji uważają, że państwo powinno wspierać inwestycje w uzdrowisko nie tylko ze względów ekologicznych czy gospodarczych. Także z powodu geopolityki. Znaczenie przekopu może być większe, gdy na mierzei zdecydują się zainwestować zagraniczni gracze - z krajów nie tylko europejskich. Specjaliści z uczelni technicznych (w tym także z PG) stwierdzili, że można tu nawet wybudować lotnisko.

Krótko mówiąc - przygotowują się na wariant „Wyspa”.

- Bardzo jednak żałuję, że odstąpiono od koncepcji mostu wantowego - twierdzi Labuda. - Ponoć ze względu na ptaki, które miały się o ten most w locie rozbijać. Ciekawe, jakim cudem nie rozbijają się o drzewa? A mostu żałuję, bo byłby stałym połączeniem z lądem. Za to przęsła można podnieść i tak nas zostawić.

Łodzie po asfalcie

- A mnie budowa kanału wcale nie przeszkadza - mówi Adam Jaworski.

Siedzimy w pustej, poza sezonem, sali jadalnej. Na ścianach wiszą czarno-białe zdjęcia rybaków przy pracy. Zdjęcia pochodzą z prywatnego archiwum rodziny Jaworskich.

- Dziadek rybaczył jeszcze na Bugu - opowiada Adam Jaworski. - Ojciec był jednym z pierwszych osadników, mógł wybierać jako mienie przesiedleńcze dom w Gdańsku, Świbnie lub Krynicy Morskiej. Tu wszystkie budynki były puste, wybrał więc dom na górce, dostał kawałek pola i przejął zawód po swoim ojcu. Kiedyś mówiłem, że ostatnią pracą, jaką będę wykonywał, to ciężki zawód rybaka. Ostatecznie zwyciężył sentyment, zdobyte w dzieciństwie doświadczenie. Przejąłem łódź po ojcu. A teraz jestem armatorem pięciu łodzi - dwóch na zalewie i trzech na morzu.

Przewiezienie łódki z morza na zalew i odwrotnie to duży kłopot. Cieśnina Pilawska, patrolowana przez Rosjan, nie wchodzi w rachubę. Dawniej rybacy przeciągali łodzie po lądzie na drewnianych płozach. Teraz jednak trudno ciągnąć łódź po asfalcie. I dziś pozostają dwie możliwości - albo trzeba płynąć cały dzień przez Wisłę, śluzę Gdańską Głowę, Wisłę Królewiecką na zalew, albo przewieźć łódź na lawecie. Dlatego, według Jaworskiego, przekop będzie dla rybaków kanałem ulgi, skracającym czas podróży do kilku godzin.

- Nie tylko będę mógł swoje łódki przeprowadzić, ale jeszcze wybuduję większą jednostkę, którą będę mógł zakotwiczyć przy falochronach - mówi armator. - Inwestycja pozytywnie wpłynie na turystykę. Miejscowości nadmorskie bez rybołówstwa są martwe. Potrzebne są porty rybackie. Niektórzy specjalnie przyjadą, by zobaczyć przekop. Inni będą mogli zawijać do nas jachtami. Może ten zalew nie jest tak głęboki, ale na silnikach manewrowych przejdą przez kanał.

Zdaniem Jaworskiego, kanał pomoże nie tylko tym, którzy z turystów żyją, ale i całemu miastu. - Kartą przetargową może być remont drogi 501 - podkreśla. - Akceptacja propozycji turystycznej strefy wolnocłowej sprawi, że będą na naszą wyspę przyjeżdżać także ludzie, by kupić perfumy lub alkohol bez akcyzy lub zatankować taniej paliwo. To pozwoli pozyskać nam kapitał na przyszły rozwój Krynicy. Wyludniającego się miasta, gdzie w niektórych klasach uczy się kilkoro dzieci, skąd wyjeżdżają młodzi ludzie.

Akceptacja propozycji turystycznej strefy wolnocłowej sprawi, że będą na naszą wyspę przyjeżdżać także ludzie, by kupić perfumy lub alkohol bez akcyzy lub zatankować taniej paliwo. To pozwoli pozyskać nam kapitał na przyszły rozwój Krynicy.

Jak więc rybak tłumaczy niechęć części mieszkańców Krynicy do przekopu? Czy u źródła leży polityka?

- Skądże - protestuje Jaworski. - W większości udało nam się zachować apolityczność. Niektórzy jednak tyle nasłuchali się na temat szkód wyrządzonych przez przekop, że zostali „zaszczepieni na nie”

Łowiska i eldorado

Jan Morawski z synem Marcinem właśnie odjeżdżają z plaży, gdzie stoi ich łódź. Dla Morawskiego seniora decyzja o przekopie niesie więcej obaw. - Zniszczą rybołówstwo - mówi. - Zaleją nam tarłowiska błotem, usypią na nich sztuczne wyspy. Trzeba mieć wyobraźnię, przecież taka wyspa z piasku rozpłynie się w kilka lat...To nic innego, jak wyrzucanie pieniędzy w piasek!

- No i eldorado nam się szykuje - dodaje Marcin. - Mówią, że tu w ziemi leżą miliony...

O gigantycznych złożach bursztynu, który miał być wydobyty podczas inwestycji, mówił w połowie ubiegłego roku w Radiu Gdańsk Jarosław Sellin, wiceminister kultury. Powołując się na dane z Ministerstwa Gospodarki Morskiej określił nawet dokładną wartość urobku na 880 mln złotych, czyli równowartość kosztów budowy kanału. Problem w tym, że Ministerstwo Gospodarki Morskiej nie ma takich obliczeń, a dziennikarze usłyszeli jedynie o „uprawdopodobnieniu występowania bursztynu”.

- Ale i tak zaroi się u nas od poszukiwaczy - przewidują przyszli wyspiarze. - Jedni podejdą do tego turystycznie, inni biznesowo. Będzie ciekawie.

A może wcale nie będzie?

Na opowieść o przyszłości Krynicy Morskiej nadal składa się wiele niewiadomych. I jeśli odrzucimy teorię o bursztynowym skarbie, który sfinansuje prace przy przekopie, to jedną z niewiadomych pozostaną finanse.

- Mam bardzo dużą nadzieję, że do przekopu mimo wszystko nie dojdzie - mówi burmistrz Krzysztof Swat. - Z prostej przyczyny: zabraknie pieniędzy. Te 880 milionów złotych to, moim zdaniem, cena nierealna. Trzeba przygotować się na wydatki grubo przekraczające miliard złotych. Dofinansowania z Unii Europejskiej państwo polskie raczej nie uzyska, pozostaję więc optymistą.

dorota.abramowicz@polskapress.pl

Dorota Abramowicz

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.