Na cmentarzu w Gorzowie cisza, spokój, a przed jego bramą walka o klienta trwa na całego. Handlarki sprzed płotu skarżą się, że sprzedawcy sprzed bramy chcą je przegonić.
– 302 zł płacę za działkę, a tu mi nawet nie pozwalają sprzedać kwiatów, które tam wyrosną – mówi Halina Piekarczyk. To jedna z kilku kobiet, które od wielu lat handlują przed cmentarzem przy ul. Żwirowej. Handlują przy płocie między pierwszą bramą nekropolii a pobliskim niezbyt dużym parkingiem.
– Sprzedajemy tu teraz zatrwian wrębny, gradiole, michałki. Wszystko to rośnie na naszych działkach po drugiej stronie ulicy – mówi Zofia Jakubowicz, kolejna ze sprzedawczyń.
– Od 20 lat tu handluję. Dotychczas nie było problemu, a od tego roku nas stąd gonią – żali się Marianna Wołczak, następna z drobnych handlarek.
– To jakiś absurd. Najpierw przychodzi pan z GRH (Gorzowski Rynek Hurtowy, ta miejska spółka odpowiada w Gorzowie za handel pod chmurką – dop. red.), bierze od nas po kilka złotych, a później przychodzi strażnik miejski i mówi, że tu stać nie możemy. Każe przenieść się na drugą stronę ulicy, pod działki – dodaje Jakubowicz.
- Jesteśmy za stare, by z tymi kwiatkami jechać do centrum - mówią sprzedawczynie
– W czwartek nic nie sprzedałam, a płacić było trzeba – uzupełnia Wołczak.
Sprzedawczynie działkowych bukietów nie mają wątpliwości – za wizytami strażników stoi część sprzedawców ze szczęk tuż przed samą bramą.
– Tak, dzwonię do GRH, by usunąć te kobiety. I będę to robić codziennie – mówi nam pani Małgorzata, jedna ze sprzedawczyń ze szczęk (w trakcie rozmowy rezygnuje z podania nazwiska). – Za dzierżawę muszę zapłacić około tysiąca. Do tego każdego dnia 35-40 zł opłaty targowej za to, ile miejsca zajmę przed szczęką. Do tego muszę zapłacić ZUS. My też chcemy zarobić, a te panie są dla nas konkurencją – dodaje.
Inna sprzedawczyni mówi, że „działkowiczki” potrafią zarobić więcej od nich. Jak nieoficjalnie dowiedzieliśmy się w magistracie, drobny handel przy Żwirowej nie w każdym przypadku wygląda „drobnie”. – Niektóre panie świeżą dostawę kwiatów mają co dwie godziny – mówi anonimowo jeden z urzędników.
– Prosimy o interwencję straż miejską, bo musimy dbać o naszych sprzedawców. Panie z kwiatkami z działek sprzedają „na dziko”, w miejscu, gdzie tego robić nie można. Poza tym, aby ominąć panie i ich kwiaty, czasami trzeba zejść na jezdnię – mówi Bogusław Bukowski, prezes GRH (spółka zawiaduje terenem przed cmentarzem).
– Dlaczego zatem pobieracie opłaty? – dopytujemy w GRH. – Nasz inkasent nie ma uprawnień do tego, by sprawdzić, kto ma pozwolenie na handel. Jego zadaniem jest pobrać opłatę od tego, kto handluje – odpowiada prezes Bukowski.
Co zatem będzie z handlującymi? – Zespół nad uregulowaniem handlu w mieście już w urzędzie pracuje. Mam nadzieję, że zakończy pracę po wakacjach – mówi szef GRH.