Przefantastyczny! Czy można tak mówić? Prof. Miodek tłumaczy
Znakomity felietonista "Gazety Wrocławskiej" i znany wrocławski językoznawca prof. Jan Miodek opowiada m.in. o słowie "przefantastyczny" i o jego nadużywaniu przez Polaków.
„Wasz program jest przefantastyczny!” – powiedział jeden z telewidzów, dodzwoniwszy się do „Szkła kontaktowego” (TVN 24), a ja natychmiast zasiadłem do zredagowania niniejszego odcinka, bo w wypowiedzi tej znajduję potwierdzenie aż nadto wyraźnego w ostatnim czasie upodobania użytkowników polszczyzny do superlatywnej cząstki prze-. Oczywiście, sięgamy po nią od wieków, a takie formy, jak przemiły, przezacny, przebogaty, przeszczęśliwy czy przezabawny należą do czołówki frekwencyjnej codziennej komunikacji językowej – tak jak w tekstach kościelnych znane są od wieków formacje z owym prze- dodanym w celach ekspresyjnych do superlatywnej cząstki naj-: Przenajświętszy Sakrament, Drzewo Przenajszlachetniejsze (z pieśni wielkopostnej „Krzyżu Święty nade wszystko”), starsi zaś profesorowie uniwersyteccy przywiązani są do formuł „Prześwietny Senacie” i „Prześwietna Rado”, którymi zaczynają swe wystąpienia w czasie posiedzeń Senatu czy Rady Wydziału. Od paru lat jednak, powtórzę, można mówić nawet o pewnej nadreprezentacji sufiksu prze-.
Oto w sklepie na przykład płacę za masełko, serek, mleczko, herbatkę, bułeczki, chlebuś i szyneczkę, czyli jestem oswajany za pomocą zdrobnień, ale też słyszę, że wszystkie te produkty są przedobre, przepyszne i przewspaniałe. Słowem – pełnia morfologicznego szczęścia! I co charakterystyczne, dodawane jest to prze- do słów, które same niosą ładunek jakże pozytywnych, ekspresyjnie wyrażonych treści: fantastyczny, pyszny, wspaniały. Dodam też, że z takimi poczynaniami słowotwórczymi spotykam się nie tylko w punktach usługowych, ale i w codziennych językowych kontaktach ze znajomymi. I ciekaw jestem bardzo, jak długo będzie trwała kariera cząstki prze-.
W jednym z odcinków prasowego cyklu „Szczygieł poluje na prawdę” przeczytałem z kolei: „Przepraszam, że tak mówię, ale starość to jest walka z wiatrakami, na starość trzeba przymknąć oko i dać jej wyistnieć do końca. Ja tak mówię, panie Mariuszu, wyistnieć, takie słowo wymyśliłam, może pan sobie wziąć. To moja prawda”.
Jaki jest mój stosunek do owego wymyślonego wyistnienia? – Pozytywny w najwyższym stopniu! Gdy stykam się z tego typu udanymi pomysłami słowotwórczymi, z reguły przywołuję myśl wielkiego amerykańskiego językoznawcy amerykańskiego Noama Chomsky’ego (rocznik 1928), który powtarza, że o pełnej znajomości języka może mówić tylko ktoś, kto w każdej chwili jest gotów do stworzenia zupełnie nowej konstrukcji, ale tak zbudowanej, że będzie bezbłędnie odczytana i zrozumiana przez pozostałych użytkowników danego języka. Warunki takie spełnia czasownik wyistnieć, który jest formacją nie tylko głęboką filozoficznie, wyrażającą życiową mądrość, ale i morfologicznie jednoznaczną: wyistnieć, czyli „spełnić się w istnieniu do końca” – tak jak wybrzmieć, wyczerpać się, wydoskonalić, wyciszyć, wypieścić, wyinterpretować, wyklarować, wyklaskać, wykroić, wy(s)przedać.