Przed śmiercią wybrał dla nas zdjęcia
Interesowały go tematy, z których mógł wydobyć więcej, jak tylko rejestrację zdarzeń. Na Facebooku jest wciąż profil zmarłego przed rokiem naszego redakcyjnego kolegi, fotoreportera Władysława Morawskiego, Otka, jak do niego mówiliśmy. Co chciał nam powiedzieć?
Zdjęcie zamyślonego Otka na Facebooku jest na tle górników w galowych mundurach, którzy dumnie podnoszą palce w kształcie litery "V". Zapewne sam zaprojektował tę stronę, przypominając, co było dla niego najważniejsze - dokumentowanie życia w regionie, a także brak zgody na niesprawiedliwość i zakłamanie. Był wrażliwy na wszystko, co działo się wokół, a zwłaszcza w polityce.
Pracę fotoreportera w "Dzienniku Zachodnim" rozpoczął w 1966 r., by po 6 latach przenieść się do "Trybuny Robotniczej". Nasze drogi znów się spotkały po połączeniu obu tytułów w 2004 r.
Na Facebooku zamieścił plik najważniejszych dla siebie zdjęć, których był autorem. Sam, na krótko przed śmiercią, dokonał ich wyboru. Opowiadają o zdarzeniach, które zmieniały bieg historii, o ludziach, których spotkał w swojej pracy. Mówił o potrzebie stworzenia archiwum śląskiej fotografii prasowej. Plik: "Władysław Morawski. Jego najlepsze fotografie" miał być pewnie propozycją Otka dla tego przedsięwzięcia.
Od dawna ciężko chorował, choć ironizował z właściwą sobie swobodą: "nadal żyję, więc haruję". Nie użalał się nad sobą, ale też nie pozwalał, by inni użalali się nad nim. Prosto z przychodni, po kolejnych badaniach, jechał w teren.
- Zawsze interesowały mnie tematy, z których mogłem wydobyć coś więcej niż tylko mechaniczną rejestrację wydarzenia, jakąś metaforę, drugie dno - mówił o swoim fotografowaniu. Zanim został fotoreporterem, zdawał do łódzkiej szkoły filmowej, ale bez powodzenia. Interesował się filmem, ale najbardziej wciągnęła go fotografia dokumentalna, bo jest lustrem dla współczesnych, ale też dokumentem dla przyszłych pokoleń.
- W pewnym momencie zdałem sobie sprawę, że mam rzadką okazję, jako fotoreporter prasowy, obserwowania władzy "od środka", jak ten cały system funkcjonuje - powiedział Arkowi Goli w rozmowie opublikowanej w książce "Poziom na dwa łamy". Przypominał lata Gomułki i Gierka, czas cenzury, politycznych nakazów i zakazów. Wiele z jego portretów ludzi ważnych w Polsce, zdarzeń historycznych, nie miało szans ukazać się w swoim czasie.
Władysław Morawski był siostrzeńcem kapitana Władysława Raginisa z Korpusu Ochrony Pogranicza, który w 1939 r. bronił Polski w okolicy Wizny, w miejscu przeprawy przez Narew. Dowodził 720 żołnierzami, a z naprzeciwka maszerowało 42 tys. Niemców. Gdy zabrakło amunicji, rozkazał podwładnym oddać się do niewoli, a sam popełnił samobójstwo rozrywając się granatem.
Otek mocno zabiegał, by w katowickim kościele garnizonowym zawisła pamiątkowa tablica kapitana Raginisa i jego żołnierzy, żeby inni też pamiętali. Tę rodzinną historię nosił w sobie przez całe życie, choć nigdy publicznie o niej nie opowiadał.
W gruncie rzeczy Otek był tak samo bezkompromisowy i ideowy, jak wuj Władek, choć życie aż takiej ofiarności od niego nie wymagało. W stanie wojennym został wyrzucony z "Trybuny Robotniczej", ale nie cierpiał z tego powodu. Wpisał tę dolegliwość w koszt własnej niezależności. Patriotyzm nie był dla niego abstrakcją. Dla zasady pozostawał niepokorny, uparty i gotowy zmieniać świat. Obchodziły go spory o kraj i nocne rodaków rozmowy. W ciągu dnia z nieodłącznym papierosem i szklanką mocnej kawy nadal bił się o Polskę. Miał ogromną wiedzę polityczną i historyczną, a najbardziej lubiliśmy jego błyskotliwe riposty. Żył po swojemu. Walczył do końca. Jest w naszej pamięci.
Władysław Morawski
(13 czerwca 1943 - 15 maja 2014) był absolwentem szkoły fotograficznej w Katowicach-Piotrowicach. W śląskiej prasie przepracował ponad 40 lat. Spoczywa na Cmentarzu św. Anny w Łodzi. Wielki Splendor Śląskiej Fotografii Prasowej, przyznawany zasłużonym twórcom podczas dorocznego konkursu: Śląska Fotografia Prasowa, Władysław Morawski odebrał w 2013 roku.