O jarmarku wielkanocnym, który rozpocznie się już w środę, atrakcjach z nim związanych oraz o magii świąt rozmawiamy z Agatą Miedzińską, dyrektorem Zielonogórskiego Ośrodka Kultury.
Czego możemy się spodziewać po tegorocznym jarmarku świątecznym, który, tradycyjnie już, odbędzie się na zielonogórskim deptaku?
Od ubiegłego roku podczas jarmarku wielkanocnego przygotowujemy takie miejsce, które nazwaliśmy „Kraszankową Warsztatownią”. Podczas weekendu jarmarkowego, łącznie z Niedzielą Palmową, można samodzielnie stworzyć ozdoby, które w czasie świąt ozdobią rodzinny stół.
Co mieszkańcy będą mogli stworzyć własnoręcznie?
Ogromnym zainteresowaniem cieszyło się wyplatanie koszyczków wielkanocnych, dlatego będziemy je tworzyć i w tym roku. Będzie można ozdabiać jajka, zajączki. Stworzymy też wełniane owieczki, kurczaki. Ale i ciastka wielkanocne, które będziemy ozdabiać. Potem mogą one być elementem wielkanocnego stołu albo po prostu ładną dekoracją. Tę „Kraszankową Warszta¬townię” będziemy prowadzić w piątek, sobotę i niedzielę (7-9 kwietnia).
Zajęcia są bezpłatne?
Oczywiście!
A jakie atrakcje czekać na nas będą w inne dni?
Planujemy w poniedziałek, 10 kwietnia, razem z Zespołem Szkół i Placówek Kształcenia Zawodowego, poczęstować mieszkańców tradycyjnym żurkiem w chlebie.
Tradycją też już jest to, że przy ratuszu pojawią się domki z rękodziełem...
To w końcu jarmark! (śmiech) W domkach będziemy gościć naszych lubuskich rękodzielników. Święta Wielkanocne mają to do siebie, że jest sporo ozdób związanych z wiosną, z zielenią. Za każdym razem rękodzielnicy zaskakują nas tymi swoimi wytworami, ich różnorodnością.
Dokąd będzie sięgał w tym roku jarmark?
Stoiska staną aż do rzeźby Bachusa. I właśnie tutaj powstanie też strefa dla dzieci, które w atrakcyjny sposób będą mogły spędzić wolny czas.
A czym dla pani są święta Wielkanocne?
Na pewno spotkaniem z bliskimi. Ale przy okazji świąt pytam znajomych, czy mają taką tradycję, jak „Boże Rany”.
Co to za wydarzenie?
W Wielki Piątek rano w naszym rodzinnym domu budzono nas witkami brzozowymi, którymi uderzano nas po łydkach. Na znak śmierci Chrystusa. Oczywiście delikatnie, by nie zrobić krzywdy. Postaram się tę tradycję kultywować.