Protokół rozbieżności. Jak utrzymać znajomość i zostać przy swoich poglądach
Szanowni państwo, istnieje coś takiego, jak kultura spotkania. Tym razem nie chodzi mi o dobre obyczaje, eleganckie zachowanie, lecz o głębszy sens każdego spotkania paru lub więcej osób.
Pomyślałam o tym, gdyż coraz częściej słyszę, że ktoś z kimś przestał się już widywać, nie może z nim rozmawiać, bo „on oszalał na punkcie…” - tu pada nazwa partii politycznej i niepochlebne słowa o jej działalności. Kilka razy spotkałam się z sytuacją, gdy dobrzy starzy znajomi, niemal przyjaciele, całkowicie zerwali stosunki właśnie z powodu różnicy poglądów, zabarwionych polityką. Nieważne stały się dla nich lata wspólnych przygód, przeżyć, wielu razem spędzonych dobrych i złych dni - przeważyła bieżąca polityka.
Zawsze mi żal czegoś, co się kończy, co się psuje. Wobec naszego tak krótkiego życia widzę to jako wielką stratę, jako zmarnowanie czegoś, co mogło być piękne, dobre, cenne. Dlatego śledzę porady mądrych ludzi, którzy wypowiadają się na takie tematy, sama też zastanawiam się nad tym, jakby tu tym rozstaniom, zerwaniom, zapobiegać.
Ktoś napisał, że należy starać się nie zrywać więzów nawet z wrogiem. A na pewno z kimś, kto ma inne zdanie. No dobrze, ale jak te więzy utrzymywać, skoro dwie osoby różnią się tak diametralnie w poglądach na wiele podstawowych, życiowych spraw? Skoro każda próba przekonania drugiego do swoich racji kończy się awanturą?
Może należałoby zacząć od tego, by przyjąć do wiadomości, iż istnieje coś takiego, jak „protokół rozbieżności”. Stosowany w wielu „służbowych” dziedzinach, mógłby też być przydatny w życiu prywatnym. Pozwala on mianowicie na dalsze utrzymywanie stosunków czy po prostu znajomości, ale z pozostaniem każdej ze stron przy swoich poglądach. Jest obustronnie akceptowaną zgodą na taki układ.
Warunkiem bezwzględnym jest jednakże, aby tej drugiej strony/osoby nie osądzać, nie wykpiwać, nie pogardzać nią ani jej poglądami. Więcej: próbować poznać i zrozumieć jej racje. Umożliwi to spokojna rozmowa, czyli właśnie kultura spotkania.
Na koniec nieco żartobliwa anegdota. Pewna pani domu, na początku przyjęcia, poprosiła gości, aby dzisiaj nie rozmawiać ani o chorobach, ani o polityce. No i… cisza zapadła na cały wieczór.