Grzegorz Żochowski

Proteza

Marzenie o przejściu suchą nogą to wyręczanie magistratu Fot. Michał Gaciarz Marzenie o przejściu suchą nogą to wyręczanie magistratu
Grzegorz Żochowski

Odkąd w historię sięga człowiek, odtąd istnieją wynalazki, które poprawiają standard życia. Wszystkie w pewnym momencie były uznane za użyteczne, niektóre mają się dobrze do dzisiaj, ale z części po jakimś czasie śmiejemy się, postukując w głowę z politowaniem.

Czy to człowiek biegnący z flagą przed samochodem jako zapowiedź zbliżania się stalowej bestii, czy starodawne wygódki, wyrzucające dobrodziejstwa do fosy za oknem, czy leczenie pijawkami, czy w końcu budżet obywatelski - wszystkie są tego przykładami. Zatrzymam się chwilę nad tym ostatnim.

Znaczną popularność narzędzia, dzięki któremu mieszkańcy mogą proponować, przegłosowywać i realizować na koszt miasta oddolne pomysły, widać w wielu miejscowościach Białostocczyzny. Przypomnę, że chodzi o przeznaczanie części budżetu miasta na potrzeby zgłoszone przez mieszkańców - w ocenie głos decydujący mają mieć właśnie mieszkańcy. Prekursorem w regionie był chyba Białystok, zaraz potem masowo koncept podchwyciły okolice. Można powiedzieć, że krok jest w słuszną stronę. Władza nie jest już stuprocentowo właścicielem terenu miejscowości, nie może dzierżyć absolutnej hegemonii, w końcu szarzy ludzie mają wpływ na wydawane pieniądze. Ale gdy zastanowić się nad podłożem i rzeczywistą realizacją, wychodzi szydło z worka i na dodatek chichoce.

Tego typu sposoby ZMUSZANIA rządzących do określonych działań nie byłyby wszak potrzebne, gdyby ci słuchali ludzi po dobroci. Gdyby można było wysłać prezydentowi, czy burmistrzowi maila z prośbą, a ten był światły i mądry i sprawiedliwie ocenił, czy warto ją zrealizować, akcja natychmiast ujawniłaby swoje wady. Przykładowo: według reguł białostockiego magistratu obywatel, który chce przedłożyć własny projekt musi znać się na kosztorysowaniu. Źle wyliczy - odpadnie, odsiany przez miejskich specjalistów, którzy zrobią własny szkic kalkulacji i porównają z tym co napisał białostoczanin.

Projektodawcy nie muszą być również specjalistami w tym, czego oczekują. Ot, mają fajny pomysł. Dajmy na to przerobienia ul. Lipowej na parking dla śmigłowców albo zrobienia wykopu do jądra Ziemi i ogrzewania nim mieszkań. Na pierwszy rzut oka wśród tegorocznych zwycięzców białostockiego Budżetu Obywatelskiego wskazałbym co najmniej dwa punkty, które uważam za zmarnowane pieniądze - przynajmniej w takiej formie, w jakiej zaproponowali je autorzy. Zapewne jeszcze nie wiedzą, jak naprawdę będą wyglądały szczegóły realizacji.

Biorąc pod uwagę jeszcze i to, że znaczny odsetek zwycięskich tematów mieści się w zakresie obowiązkowej dla miasta, banalnej dbałości o drogi, oświetleni i infrastruktury technicznej, mamy po części do czynienia nie z szumnym-dumnym „budowaniem społeczeństwa obywatelskiego”, ale z solidarną, wymagającą wysiłku próbą przesuwania na początek kolejki tych zadań, których nie sposób doprosić się inaczej. Moimi ulubieńcami są projekty „Przejście suchą nogą z osiedla Bema do przystanku autobusowego” oraz „Bagno, błoto - teraz nowy chodnik jak złoto”. Wiwat system, wiwat obywatele, wiwat magistraty!

Ale nie myślcie, że naigrawam się z idei wydawania pieniędzy pod dyktando mieszkańców. Nie. Jest ona wspaniała. Twierdzę tylko, że będą z niej kpili Polacy z przyszłości. Z takiej przyszłości, w której rządzić będą ludzie otwarci na wszystkich, światli, mądrzy i sprawiedliwi.

Grzegorz Żochowski

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.