- Myślę, że to jest bardzo wyjątkowy czas z punktu widzenia duchowego, bo to jest istota pielgrzymowania. To także niesamowita przygoda, wręcz dla wielu przygoda życia. Poświęcamy dwadzieścia dni, idąc znad samego morza, zawieramy nowe znajomości, które często przeradzają się w wieloletnie przyjaźnie - zachęca do pielgrzymowania ks. Karol Łabenda, dyrektor Szczecińskiej Pieszej Pielgrzymki na Jasną Górę.
W tym roku odbywa się ona po raz 38. Wystartowała 25 lipca z nadmorskiej miejscowości Pustkowo. Dzień później w drogę wyruszyli także pielgrzymi ze Świnoujścia, a obie grupy połączyły się w Wolinie. Liczba pątników znacznie powiększyła się jeszcze w Szczecinie. Kolejni mogą dołączać na pozostałych etapach, lecz tylko ci idący od pierwszego dnia przejdą najdłuższy dystans.
Weterani i debiutanci
- To już moja piętnasta pielgrzymka, w której biorę udział, a ósma w roli dyrektora - mówi ksiądz Karol Łabenda.
Wśród pielgrzymów są jednak pątnicy ze znacznie większym stażem, a jednym z nich jest pan Józef, który nie opuścił żadnej ze szczecińskich pielgrzymek.
- Na pierwszą wygoniła mnie żona - żartuje pan Józef. - Mocno się nie zmieniło przez te wszystkie lata, ale jest lepiej. Pierwsze pielgrzymki były trudniejsze - dodaje.
Z kolei pan Edward od dziewięciu lat wybiera się na pielgrzymkę, żeby świętować swoje urodziny.
- To już moja dziewiąta pielgrzymka. W tym roku kończę już 74 lata, więc jest za co dziękować - mówi.
W Szczecinie do doświadczonych pątników dołączyli również debiutanci, wśród nich pani Lidia.
- Zawsze miałam chęć, żeby uczestniczyć w pielgrzymce, ale wiele obowiązków stawało mi na drodze - tłumaczy tuż przed startem ze Szczecina.
Z Pustkowa na swoją pierwszą pielgrzymkę wyruszył kleryk Beniamin, który w trasie chce nabrać cennego doświadczenia.
- Między trzecim a czwartym rokiem, w ramach praktyk, jesteśmy wysyłani z seminarium na kilka dni pielgrzymki, żebyśmy mogli poznać ją z bliska. To doświadczenie modlitwy, ale też doświadczenie praktyczne na przyszłość - mówi młody kleryk.
Każdy niesie swój krzyż
Wszyscy pątnicy niosą ze sobą ważne intencje, ale nie każdy chce się nimi dzielić.
- W moim przypadku z reguły są to podziękowania lub prośby, ale także przeprosiny - mówi ogólnie pan Józef.
- Idę w celu dziękczynnym, chcę podziękować za uratowane życie, ponieważ wyszłam z choroby nowotworowej - mówi pani Lidia.
Nie wszyscy wędrują wyłącznie z powodów duchowych, niektórzy chcą zmierzyć się ze swoimi słabościami.
- Mama mnie zmobilizowała do udziału w pielgrzymce. Idę spróbować nowych rzeczy, sprawdzić swoją wytrzymałość. Chciałbym dotrzeć do samego końca - mówi Mateusz.
- Idziemy aż dwadzieścia dni, więc jest dużo czasu na modlitwę i rozmowę z Bogiem w wielu intencjach - podsumowuje pan Edward.
Jak wytrwać do końca
Większość zapytanych pątników deklaruje, że chce dotrzeć do samego końca i zanieść swoje intencje na Jasną Górę. Każdy z nich ma swój sposób na przetrwanie dwudziestodniowej podróży.
- Postaram się przejść całą trasę i nie myśleć o tym, jaki to jest dystans. Będę się skupiać na każdym kolejnym etapie - mówi pani Lidia.
Innym sił dodaje modlitwa i intencje, które motywują do dalszej drogi.
- Da się przejść, tylko trzeba bardzo chcieć. Modlitwa czyni cuda - zapewnia pan Edward.
A jak ze zmęczeniem radzi sobie Konrad? On ze względu na obowiązki - kieruje ruchem podczas pielgrzymki - musi przejść całą trasę.
- Przede wszystkim odsypiam, a na każdym postoju staram się trzymać nogi w górze, bo jednak właśnie nogi najbardziej doskwierają podczas długiego marszu - odpowiada.
Bezpieczeństwo - ważna rzecz
- Mamy swoje służby medyczne, które nas zabezpieczają. Jest też samochód, który z nami jedzie i w razie potrzeby udzielana jest bieżąca pomoc. Najczęściej są to jakieś urazy związane z trudem trasy. Sporadycznie zdarzają się sytuacje, że ktoś zemdleje, ale przez te piętnaście lat pamiętam dosłownie kilka takich przypadków - zapewnia ksiądz Karol Łabenda.
Trasa pielgrzymki jest już wcześniej dokładnie rozplanowana, a na bardziej ruchliwych drogach pielgrzymi mają zapewnioną eskortę policji. Pątnicy mają także własnych kierujących ruchem, którzy dbają o bezpieczeństwo na drodze od Pustkowa aż do Częstochowy.
- Razem z koleżanką Dorotą odpowiadamy za to, kiedy możemy wejść na drogę z postoju, a w trakcie marszu kierujemy ruchem wahadłowym, tak żeby nie utrudniać ruchu i nie tworzyć korków na trasie pielgrzymki - opowiada Konrad - Zdobywamy specjalne uprawnienia, zakończone egzaminem, które musimy odnawiać co pięć lat.
Jeden dzień z życia pielgrzyma
- Każdy dzień zaczynamy mszą świętą, a później wyruszamy w trasę. Te dni są różne, trasa jednego dnia jest dłuższa, drugiego krótsza, ale średnio dziennie przechodzimy około trzydziestu pięciu kilometrów. Robimy jeden dłuższy, około dwugodzinny postój obiadowy. Wtedy jesteśmy przyjmowani przez poszczególne parafie, które nas goszczą. Wieczorem dochodzimy do miejscowości, w której śpimy. Jest to nocleg zbiorowy w szkole, remizie strażackiej lub gospodarze przyjmują nas pod swój dach we własnych mieszkaniach. Na zakończenie dnia jest adoracja Najświętszego Sakramentu w kościele albo mamy też tzw. pogodne wieczory, kiedy jest czas na tańce, śpiewy, grilla. To też dobry moment poznawania siebie i tworzenia wspólnoty - opowiada dyrektor pielgrzymki.
Szczecińska Piesza Pielgrzymka na Jasną Górę przez dwadzieścia dni przemierza pięć województw. Na każdym postoju dołączyć mogą kolejni pątnicy, ale też możliwa jest rezygnacja i powrót do domu, jeśli komuś zabraknie sił do dalszej drogi. Według planów pielgrzymka dotrze do Częstochowy 13 sierpnia.