Prokurator: Policjant Czarosław Cz. po pijanemu potrącił rowerzystę
Sokólski policjant Jarosław Cz., prowadząc auto po pijaku, śmiertelnie potrącił rowerzystę i zbiegł z miejsca zdarzenia - twierdzi prokurator. Oskarżony nie przyznaje się do winy, a zeznania głównego świadka budzą szereg wątpliwości...
Na podstawie moich badań nie stwierdziłam zaburzeń postrzegania u świadka Macieja Sz. - mówiła przed sądem Małgorzata Skalska, biegła psycholog. Kilka dni temu w białostockim Sądzie Rejonowym odbyło się kolejne posiedzenie w sprawie Jarosława Cz., emerytowanego już policjanta z sokólskiej patrolówki. Prokuratura uważa, że to właśnie on na początku stycznia 2015 roku, prowadząc auto pod wpływem alkoholu, doprowadził do śmiertelnego potrącenia rowerzysty. Funkcjonariusz do grudnia 2015 r. służył w sokólskiej komendzie. Zawieszony został po tym, jak postawiono mu zarzuty.
Śledztwo w tej bulwersującej sprawie trwało niemal rok. Najpierw wyłączyła się z niego sokólska policja, a później - tamtejsza prokuratura przekazując sprawę białostockim organom ścigania. Od początku policjant twierdził, że auto prowadziła jego żona, on był tylko pasażerem. Ale już kilka dni po tym, jak potrącony mężczyzna zmarł w szpitalu, do naszej redakcji zaczęły napływać anonimowe informacje, jakoby samochodem kierował mężczyzna. W sieci roiło się od komentarzy, kierujących podejrzenia na policjanta. Jednak oficjalnie nie było żadnych świadków tego zdarzenia, wszyscy nabrali wody w usta.
Wreszcie po 15 miesiącach od tragicznego wypadku prokuratura skierowała przeciwko mężczyźnie akt oskarżenia. Jarosławowi Cz. postawiono dwa zarzuty. Oskarżony jest o to, że 10 stycznia 2015 r. na ul. Piłsudskiego w Sokółce prowadził renault espace mając około 1,6 promila alkoholu w wydychanym powietrzu.Tym samym miał umyślnie naruszyć zasady bezpieczeństwa w ruchu drogowym. Dodatkowo jechał z prędkością przekraczającą dozwoloną, co - zdaniem prokuratury - miało wpłynąć na fakt, że nie zapanował nad pojazdem i nie zachował szczególnej ostrożności podczas przecinania skrzyżowania ul. Piłsudskiego i Polnej. Tym samym uniemożliwił bezpieczne opuszczenie jezdni 84-letniemu Michałowi A., który przeprowadzał rower przez drogę.
To nie ja prowadziłem auto!
Jarosławowi Cz. zarzuca się, że potrącił 84-latka i - co najbardziej bulwersuje - nie udzielił mu pomocy. Zostawił go nieprzytomnego na ulicy i zbiegł z miejsca zdarzenia.
Michał A. doznał rozległych obrażeń ciała. Miał ich tak dużo, że wymienienie wszystkich zajęło ponad połowę aktu oskarżenia. Miał m.in. poranioną twarz, połamane nogi, miednicę i żebra, stłuczone nerki, obrzęk mózgu. Te obrażenia spowodowały zgon mężczyzny.
Oskarżony policjant nie przyznaje się do winy. Cały czas twierdzi, że auto prowadziła jego żona. Prokurator jednak nie wierzy tym wyjaśnieniom, gdyż dysponuje nagraniem z miejskiego monitoringu, na którym widać, że w aucie, którym potrącono 84-latka, podróżuje tylko jedna osoba, a nie dwie, jak twierdzi Jarosław Cz.
Tego samego wieczoru, którego doszło do tragicznego wypadku, sokólscy policjanci zatrzymali również telefon swojego kolegi. Zabezpieczono na nim smsy, które oskarżony wysyłał do swojej małżonki tuż po śmiertelnym potrąceniu rowerzysty. Jak sam przyznał przed sądem, w treści opisywał jej trasę, jaką mieli razem pokonać, a także przebieg wydarzeń. Wszystko po to, by - jak wyjaśnia - kobieta nie zaniemówiła ze stresu.
Ona skorzystała z prawa odmowy składania wyjaśnień. Nie uczestniczy w procesie. Nie pojawia się też w sądzie.
Niejasne zeznania świadków
Maciej Sz., którego zeznania budzą wiele wątpliwości, jest jednym z kluczowych świadków obrony. To właśnie w jego sklepie Jarosław Cz. - wraz z kilkoma innymi mężczyznami - kilka godzin przed wypadkiem spożywał alkohol. Żaden z nich jednak nie jest w stanie jednoznacznie stwierdzić, jak oskarżony wracał wtedy do domu.
Właściciel sklepu jest bliskim znajomym oskarżonego policjanta. Żona Macieja Sz. zeznała, że ich kontakty z policjantem są na tyle przyjacielskie, że panowie chrzcili sobie nawzajem dzieci. Jej mąż - jak mówiła - tego popołudnia pojawił się w domu lekko „wypity“. Według jej oceny, po góra trzech piwach.
Maciej Sz. - jako jedyny ze świadków - potwierdza, że słyszał, że nietrzeźwych uczestników popijawy w sklepie, również jego, do domu odwoziła żona Jarosława Cz. Jednak zaznacza, że dokładnie tego nie pamięta, bo był kompletnie pijany.
Co ciekawe, z jego zeznań wynika, że dość szybko odzyskał pamięć, bo przed sądem ze szczegółami opowiadał kolejne wydarzenia tamtego tragicznego wieczoru. Między innymi wyjaśniał, czego mogły dotyczyć jego połączenia telefoniczne z oskarżonym - nawiązywane w chwilę po wypadku i to, dlaczego wkrótce po tragedii pojawił się pod domem zaprzyjaźnionego policjanta.
Biegła zauważyła, że Maciej Sz. ma cechy pamięci wybiórczej, jednak podkreślała, że może, ale nie musi być ona spowodowana interakcją alkoholu z lekami, które świadek miał tego dnia zażyć.
- Pamięta, że rozmawiał z żoną, ale nie pamięta o czym. Może być to wynikiem upływającego czasu, ale bywa i tak, że ludzie zatracają granicę między własnymi doświadczeniami, a tym, co zostało jedynie zasłyszane - wyjaśniała biegła.
Kiedy sędzia Barbara Paszkowska zapytała biegłą wprost, czy to oznacza, że kłamstwo powtórzone sto razy stanie się prawdą, biegła przyznała, że jest to możliwe.
Wszystko zbadają od nowa
Na wniosek obrońców, na temat świadka Macieja Sz. zostanie wydana nowa opinia psychologiczna, przez innego biegłego. Sprawdzeniem wpływu leków na jego luki w pamięci ma zająć się też lekarz toksykolog.
Na ostatniej rozprawie pojawili się też kolejni biegli, a wśród nich informatyk Bartosz Breyer. To m.in. na podstawie jego opinii prokuratura oparła akt oskarżenia. Z jego analiz nagrań miejskiego monitoringu jasno bowiem wynika, że w renault espace poruszała się tamtego tragicznego wieczoru tylko jedna osoba, a nie - jak twierdzi oskarżony - dwie.
Jednak i to obrońcom policjanta udało się podważyć, bo - jak zauważył jeden z adwokatów - pasażer jadący na tylnym siedzeniu, np. w pozycji leżącej, mógł być na nagraniach niewidoczny. Tyle, że na pierwszym posiedzeniu sądu oskarżony podkreślał, że bardzo przestrzega prawa. Mówił nawet o tym, że jego żona feralnego popołudnia pojawiła się w sklepie bez prawa jazdy, więc na początku nie chciał jej pozwolić na prowadzenie auta. Po czym okazuje się, że kilka chwil później świadomie łamał przepisy ruchu drogowego, podróżując z kierowcą bez prawa jazdy, na leżąco, na tylnym siedzeniu. Mimo że - jak się zarzekał - nie był mocno pijany.
Sąd przychylił się do wniosku obrony, która prosiła o ponowne wydani opinii biegłych zajmujących się rekonstrukcjami wypadków w ruchu lądowym. Orzekająca dodatkowo zdecydowała o ponownym przesłuchaniu Marka W., który 10 stycznia 2015 r. pojawił się na miejscu wypadku w chwilę po zdarzeniu. Później twierdził, że od spotkanego tam sąsiada oskarżonego policjanta słyszał, że to właśnie policjant prowadził auto i potrącił Michała A.
Rodzina szuka świadków
W sądzie na każdej rozprawie oskarżonego policjanta pojawia się rodzina ofiary. Jest żona, dzieci, wnuki. Na żadnej zaś nie było małżonki oskarżonego. Najbliżsi nieżyjącego Michała A., nie mają wątpliwości, że to nie ona prowadziła auto.
- Chcemy tylko, by winni tej tragedii zostali ukarani, dlatego zwracamy się do wszystkich, którzy wiedzą, co stało się tamtego popołudnia, by nam pomogli i zgłosili się na policję - apeluje Wanda Aniśkiewicz, synowa zmarłego. - Wiem, że są takie osoby, tylko milczą.