Prof. Zbigniew Nęcki: "Żona ma być pracowitą pszczółką czy erotycznym motylem?" [WYWIAD]
Specjaliści dobierając idealną parę muszą się skonfrontować z problemem niemożliwości - mówi prof. Zbigniew Nęcki.- Są bowiem sprzeczne oczekiwania kobiet i mężczyzn.
W programie TVN „Ślub od pierwszego wejrzenia” pobierają się pary, które pierwszy raz spotykają się w... USC
Ten program jest formą łamania społecznego, bardzo silnego tabu w naszej kulturze dotyczącego doboru partnera na całe życie. Taki kontakt na chwilę albo weekend jest rzeczą, którą przyjmujemy za mało istotną i nikt się tym nie przejmuje. Ale wybrać męża czy żonę na całe życie to już inna sprawa. Myślą o tym całe rodziny, rodzice, przyjaciele. Robią to z troską. Chcą, by było to udane małżeństwo. Ten program łamie tabu i mówi: „Ja za ciebie wybiorę!”. W tym sensie jest to kontrowersyjne podejście. Chociaż od strony psychologicznej niekoniecznie chybione.
Dlaczego?
Dobór małżeński jaki miał miejsce ostatnimi czasy, bazujący na intuicjach partnerów, w prawie połowie okazuje się nietrafiony. Mam tu na myśli liczbę rozwodów. Sięga już 40 procent. A w takiej Kalifornii mamy nawet 80 procent rozwodów! Ludzie zdani na swoje wybory również bardzo często popełniają błędy. Nasza tradycyjna wiara w to, że jak pobędą rok czy dwa w narzeczeństwie, to takie małżeństwo się sprawdzi, osadza się nie na realnych, tylko życzeniowych przesłankach. Wspomniany program telewizyjny jest prowokacyjny.
Specjaliści są w stanie dobrać idealną parę?
Biura matrymonialne, działające od wielu lat za zgodą społeczną, to robią. I to w sposób o wiele bardziej skandaliczny. Sam marzyłem o założeniu biura matrymonialnego, ale człowiek się nie rozerwie...
Biura matrymonialne się nie sprawdziły?
Działają dalej, głównie w formie portali randkowych. Obłuda ludzka mówi, że dobieramy się starannie. A wiele par, które znam, poznało się przez Internet. Potem się spotkali na kawie. Niestety te dobory idą ze średnim szczęściem. Biura matrymonialne przeżyły się w starej wersji, ale w elektronicznej funkcjonują nieźle. Te klasyczne bazowały na prymitywnych doborach - zewnętrznym wyglądzie, długości ciała, preferencji kolorystycznych i zawodowych.
Kiedyś istniała instytucja swatki. Ten program nawiązuje do tego?
Na pewno. Swatki działały zawsze jako istoty społecznie użyteczne. Swego czasu, zwłaszcza w zamożniejszych rodach, obowiązywał taki zwyczaj, że dobierano żonę kawalerowi nie pytając go czy mu się podoba. Jej zresztą też nie zadawano takiego pytania. Rody uznawały, że trzeba się połączyć. A łączono się zawierając unię personalną wydając córkę za króla, dyplomatę czy zamożniejszego obywatela. I jakoś to działało. Para trochę postękała, a potem się dopasowywała. Wielu królów znało swe partnerki z portretu, który mu posyłano. Portret ten był zwykle szalenie wyidealizowany. Król stwierdzał, że dziewczyna jest ładna i się z nią żenił...
CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE
Ale swatka działała nie tylko w przypadku królewskich rodów.
Rozkwit tej „instytucji” to XIX wiek. Trzeba pamiętać, że przez lata małżeństwo spełniało funkcję wspólnoty ekonomicznej. Następowało więc połączenie siły roboczej lub pól, albo majątków i pozycji. Coś przez małżeństwo się załatwiało. Dopiero w XX wieku mówiono, że uczucie jest podstawą więzi małżeńskiej. Zawsze się ludzie kochali, ale to było poza konwencją. Ci, którzy dobierają tych nieszczęśników w programie „Ślub od pierwszego wejrzenia” łamią dość świeżą tradycję XX-wieczną. Zgodnie z nią mówiono: „Kochaj kogoś, a wtedy będzie ci z nim dobrze”. Choć jest to bulwersujące, że mają podpisać prawdziwy kontrakt małżeński, w prawdziwym urzędzie i przed prawdziwym urzędnikiem, ma miejsce złamanie potężnej konwencji. Ale od strony psychologicznej, jeśli dobrze przeanalizuje się papiery i działania to może mieć to jakąś szansę.
Specjaliści mogą stworzyć idealną parę?
To był temat mojego doktoratu. Jest pewna sprzeczność. Specjaliści dobierając idealną parę muszą się skonfrontować z problemem niemożliwości. Są bowiem sprzeczne oczekiwania kobiet i mężczyzn. Nie da się stworzyć ideału. Należy wybrać kompromis. Oczekiwania panów wobec przyszłych małżonek są wewnętrznie niespójne. Ma być pracowitą, krzątającą się pszczółką, ale równocześnie barwnym, erotycznym motylem. Proszę więc spróbować być pszczółką i motylem! Nie ma takich stworzeń na świecie.
Czego od swych partnerów oczekują panie?
Panowie mają zapewniać kobietą silne wsparcie. Ona musi mieć mężczyznę, na którego może liczyć, oprzeć się na nim, który naprawi i załatwi. A jednocześnie ma mieć poetyckie usposobienie. Czyli ma być wrażliwy emocjonalnie, okazujący miłość. No to albo inżynier, albo poeta. Znowu sprzeczność. Trzeba przyznać, że przy szukaniu tych ideałów życie wystawia nas do wiatru. Ale jest możliwy jakiś kompromis. Mnie jednak martwi, że wszyscy spece, ze mną włącznie, a miałem uczestniczyć w tym programie, zapominają o jednym. Nazywa się to wymiarem dla nauki niedostępnym w relacjach międzyludzkich.
To taka „czarna dziura”?
Mówi się o tym „chemia”. Mogą to być feromony, zapachy, których nie możemy zmierzyć. Ten błysk oka, który cię oczaruje. Jeden ze znajomych Austriaków opowiadał, że zakochał się straszliwie, bo zobaczył włosy dziewczyny przy zachodzie słońca, tak pięknie błyszczące. I potem się pobrali i żyją szczęśliwe. Jest więc wiele mniej poważnych powodów niż zdanie ekspertów. Nie można jednak przewidzieć kto erotycznie spodoba się drugiej osobie. Można przewidzieć społecznie, estetycznie, artystycznie i ekonomicznie. Bogaci są lepsi niż ubodzy, piękni lepsi od brzydkich. Ale erotyka się temu wszystkiemu wymyka. W małżeństwie jest też potrzebna fascynacja seksualna. Byśmy chcieli się kochać. Takie wychłodzenie, mówienie, że nie chcę iść z tobą do łóżka jest z reguły zakończeniem więzi. Chyba, że pojawi się coś co nazywa się przywiązaniem. Ja mam w tej fazie swoje małżeństwo. Od erotyki przechodzimy do przywiązania w naszym wieloletnim małżeństwie. Znam ludzi, którzy bardzo szanują swojego partnera, a wcale nie czują do niego tzw. mięty, czyli pociągu. Takie małżeństwo źle funkcjonuje. Niby jest, ale bardziej przypomina kontrakt biznesowy czy zawodowy niż to o co chodzi w małżeństwie. Mianowicie o poczucie bliskości, więzi ludzi. Myślę, że tego nasi specjaliści nie są w stanie w żaden sposób zagwarantować.
CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE
Selekcja par była bardzo dokładna. Dobierał je antropolog, seksuolog, psycholog. Mierzono długość ucha, to jak pachną...
Także szerokość nosa, czy wystawanie łokcia. Zakłada się bowiem, że podobieństwo zbliża. To samo jest z podobieństwem psychicznym. Jeśli zbadałby pani poglądy i swoje, a potem je porównał i okazało się, że są różne, to byłoby nam źle. Moglibyśmy jednak to nadrobić satysfakcją erotyczną.
Mówi się, że przyciągają nie podobieństwa, przeciwieństwa. Tak jest?
Tak się mówi. Stwierdził to w 1954 roku jeden z naukowców i „wpuścił” nas w ten kanał na długo. Przeciwieństwa przyciągają się na własne nieszczęście. Radość, fascynacja innym, nieznanym, przeciwnym jest duża, ale trwa krótko. Ma miejsce intensywne wyładowanie, taki błysk błyskawicy. Są super wrażenia, ale szybko mijają. Zostaje złość i pretensje, frustracje. Wracając do programu „Ślub od pierwszego wrażenia” to znaleźli się w nim nieprzypadkowi ludzie. Dlatego liczę, że mimo zawartego w nim szaleństwa może dać coś dobrego.
W takim razie kto zgłasza się do takiego problemu?
Ludzie, którzy nie potrafią sobie poradzić, dobrać partnera. Mają zaufanie do specjalistów. A jak w coś się wierzy to się sprawdza. Cała ta magia doboru, spotkań, dyskusji, pomiaru nosa, porównanie psychicznych cech robi wrażenie, że specjaliści układają ładną, foremną parę. Jeśli ta para uwierzy w to odpowiednio głęboko, to będzie im dobrze. Ta swatka w TVN-owskim wydaniu może się sprawdzić.
Do tego programu zgłosiło się mnóstwo singli. Gdy dowiedzieli się, że mają wziąć w ciemno ślub, wiele osób się wycofało. Przestraszyli się?
Myślę, że tak. Nie byli w stanie przełknąć konwencji. Nie wiedzieli, że to prowadzi do USC. Złapali się za głowę. Jak każdy przeciętny człowiek oglądając ten program widzi diabła z każdej strony. To ciekawy eksperyment społeczny, ale nie dla każdego. Muszą to być ludzie bardzo niepewni siebie, którzy oddają się w ręce specjalistów, albo bardzo sfrustrowani.
Ludzie boją się dziś małżeństwa?
Ku mojemu przerażeniu eksponowany jest u nas coraz bardziej ten zły fragment małżeństwa. Podkreśla się, że to rezygnacja z wolności. Nie mówi się zaś o plusach. Małżeństwo daje głęboką więź z jednym partnerem. Na co dzień bywa różnie. Jest miłość, nienawiść, nuda, fascynacja. One się tak kręcą na zmianę. Dojrzały człowiek musi to przyjąć. Za to dostaje partnera, na którego może liczyć, dzieci mają wsparcie. Kroczy się razem, zbierając doświadczenie życiowe. Zbliżamy się do siebie. I nawet jeśli na początku nie jest za dobrze to nie oznacza, że nie możemy tego zmienić i zbliżyć się do siebie. Majowie ustawiali naprzeciw siebie w rzędzie chłopaków i dziewczyny, od najwyższego do najniższego. Łączyli ich w pary według wzrostu. I te małżeństwa też funkcjonowały. Tak to zostało przyjęte w ich obyczaju kulturowym. I tu dochodzimy do oczekiwań. Małżeństwo zawarte programie TVN nie jest skazane na niepowodzenie. Jednak po ślubie mąż i żona muszą dopracować wewnętrzny układ własnymi rękami.