- Dla mnie źródłem optymizmu był list 600 lekarzy we Francji, którzy domagają się Trybunału Stanu dla prezydenta kraju. Za wybory w czasie epidemii. To jest świadectwo oświeceniowego racjonalizmu, który polega na daniu głosu ludziom mądrym przeciwko człowiekowi na stanowisku, podejmującemu lekkomyślne decyzje. Zobaczymy, jak egzamin z odpowiedzialności polityków będzie wyglądał w Polsce. Na razie słyszymy obłąkańcze nawoływanie do wyborów 10 maja - mówi prof. Tadeusz Sławek, polonista, anglista, wieloletni wykładowca i były rektor Uniwersytetu Śląskiego.
Rozmowa z prof. Tadeuszem Sławkiem
Jak bardzo jest źle?
Od jakiegoś czasu widać było, że świat zmierza w jakąś formę sytuacji kryzysowej, w której będzie trzeba zadać sobie pytania. Czy taki tok postępowania, czy taki tok rozwoju naszej cywilizacji jest właściwy i czy da się dalej kontynuować? Słyszeliśmy głosy, całkiem usprawiedliwione, że czeka nas kryzys, który wstrząśnie światem z powodu zróżnicowań ekonomicznych wewnątrz społeczeństwa, że wstrząśnie nami coś związanego ze zjawiskami naturalnymi...
Kryzys ekonomiczny można przewidzieć i jest wypadkową wielu zjawisk. To teraz to jest epoka lodowcowa spowodowana uderzeniem asteroidy w ziemię.
Zgoda, ale czytam dziś, że wywiad już dawno ostrzegał władze kraju przed koronawirusem. Władza zlekceważyła, bo nasza władza działa na mocy przyzwyczajeń rodem z XIX wieku. Wirus? Chiny? To daleko. Do nas nie przyjdzie. Epoka lodowcowa? Tam chyba tkwią nasi politycy, gdy geologia świata politycznego idzie dalej.
Ale to chyba zarzut do całej Europy. Patrzmy na Włochy, Hiszpanię, Francję…
Oczywiście. Fakt, patrząc na świat sprzed pandemii, najmniej spodziewaliśmy się takiego kryzysu. W naszych słownikach hasło „zaraza” kojarzyła się ze średniowieczem. Byłoby źle, gdybyśmy wspólne nie wyciągnęli wniosków z tej historii.
Wnioski? My nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak źle jest.
W pewnym sensie wiadomości mówią, jak jest źle. Prognozy podpowiadają, że zarazić może się 60-70 procent populacji. Z tym wirusem nasza relacja będzie niewidoczna, będziemy musieli z nim jakoś żyć i to będzie dużo trudniejsze niż wprowadzenie poprawek ekonomicznych.
Jak to możliwe, że nasza cywilizacja okazała się tak bezbronna wobec czegoś, co miało być trochę mocniejszą grypą?
Ludzie wyobcowali się i skrajnie błędnie odczytali pewne przesłania, np. biblijne - o czynieniu sobie ziemi poddaną. Po drugie, wisi nad nami pytanie: co się stało z wielkim projektem dla świata, które zostawiło nam w XVIII wieku oświecenie? Im więcej będziemy wiedzieć, tym lepsi będziemy, tak? Czy to przesłanie stało się nieważne? A może naszym wielkim zadaniem jest powrót do oświecenia? Żyjemy w kraju, w którym urządza się sejmowe wysłuchanie dla antyszczepionkowców. Słyszę, że ze 30 tys. ludzi w Polsce nie szczepi swoich dzieci. Pomijam, że my jako kultura bardzo tego oświecenia nie przeżyliśmy, bo zniknęliśmy jako kraj. Ale patrzmy szerzej: co wszyscy popsuliśmy?
Aż tak?
Wielki filozof Edmund Husserl przed II wojną światową wygłosił tezę, że to nie racjonalizm jest zły, tylko racjonalizm nam się zbłąkał. My nadal żyjemy w tej cywilizacji zbłąkanego racjonalizmu, z tym nigdy się tak naprawdę nie zmierzyliśmy. Co dziś mówią politycy? Kiedy nam się gospodarka odbije. A ludzie gdzie? Może zadbajmy wreszcie o ludzi, nie o to, o ile nam wzrośnie. Czynniki ekonomiczne są ważne, ale dopuściliśmy do tego, że one mają dziś głos decydujący. Kasowano u nas przez lata oddziały zakaźne, bo dawno zarazy nie było, za to można było zaoszczędzić. Przykłady tego zbłąkanego racjonalizmu mamy wszędzie: w służbie zdrowia, w edukacji, w kulturze.
A w kontekście ludzi, którzy niebawem nie będą mieli z czego żyć, bo pracowali na śmieciówkach, oznacza to co?
Przebudowę całego układu zatrudnieniowo-ubezpieczeniowego. Ale ja nie znam recept, widzę problemy. W kolejnych sferach maszyny zaczną wypierać ludzi: nie tylko w produkcji, ale i usługach, bankach… Ktoś powiedział kiedyś, że powinniśmy kształcić ludzi nie do momentu, kiedy znajdą pracę, ale do momentu, kiedy tej pracy nie będzie. Jakimś pomysłem był minimalny dochód społeczny i w niektórych państwach poważnie go rozważano. Trzeba o tym rozmawiać, ale nie w granicach państw narodowych, które dziś powróciły w dosłownym znaczeniu.
Koronawirus wieszczy ponoć zmierzch globalizacji.
Dużo przesady w tym. Może będzie wręcz przeciwnie: może to początek końca tych granic, bo przecież dziś życie jeszcze mocniej toczy się ponad granicami państw, gdy wszystko funkcjonuje dzięki internetowi.
Trudno mi ocenić. To optymizm?
Realizm. Ale taki, który nie jest konformizmem. Pokusa realizmu w polityce prowadzi właśnie do konformizmu. Politycy dziś nie podejmują nawet ryzyka własnego zdania, a co tu mówić o przebudowywaniu mentalności swojego elektoratu. Politycy w ogóle zwolnili się z pracy nad swoimi wyborcami, to znaczy - zwolnili się z pracy nad sobą, założyli, że ich wyborcy tacy już będą. U nas zbyt wielu: i wyborców, i polityków tkwi na pozycjach XIX-wiecznych. A świat nie będzie na nas czekał - ani teraz, ani gdy opanujemy sytuację z koronawirusem.
Co z tego wszystkiego wyniknie? Sytuacja przed wirusem na świecie była niepewna.
Liczę, że ten kryzys rykoszetem odrzuci nas w stronę ekologii. Nasze rozprzestrzenianie się, nasz styl życia, to zabieranie przestrzeni zwierzętom zawsze będzie przynosić katastrofalne skutki. Widzę wielką szansę na powrót do mądrego spojrzenia na świat, nie tylko przez pryzmat własnego interesu. Pytał pan o optymizm… Dla mnie źródłem optymizmu był list 600 lekarzy we Francji, którzy domagają się Trybunału Stanu dla prezydenta kraju. Za wybory w czasie epidemii. To jest świadectwo oświeceniowego racjonalizmu, który polega na daniu głosu ludziom mądrym przeciwko człowiekowi na stanowisku, podejmującemu lekkomyślne decyzje. Zobaczymy, jak egzamin z odpowiedzialności polityków będzie wyglądał w Polsce. Na razie słyszymy obłąkańcze nawoływanie do wyborów 10 maja.