Prof. Markowski, USWPS: Efektem działań rządu będzie całkowite osamotnienie Polski
Z prof. Radosławem Markowskim, socjologiem z Uniwersytetu SWPS, rozmawia Dariusz Szreter/
Mija rok od wyborów parlamentarnych, których wyniki często interpretuje się jako manifestację silnej społecznej potrzeby zmian w Polsce. Zgadza się Pan z taką interpretacją?
Całkowicie się z nią nie zgadzam. Zarówno przed wyborami, jak i po nich nie było żadnego zapotrzebowania Polaków na tę gigantyczną rewolucję kulturową, która się tutaj odbywa. Były drobne przesunięcia. Wygrała grupa partii, która się nazwała PiS, ale w skład której wchodziły jeszcze dwa inne ugrupowania: Gowina i Ziobry, z poparciem 1-3 proc. każda. Gdyby odjąć to, co te partie wniosły, to mamy poparcie dla PiS - 32 proc. Tyle samo miały razem PO i Nowoczesna. Po drugiej stronie były wprawdzie Kukiz’15 i KORWiN - łącznie 13 proc. - ale z kolei SLD i Razem to 12 proc. A więc nie był to żaden wielki ruch. Szczególnie gdy jedna z partii szła do wyborów z czymś, co jedni mogą nazywać szczodrą polityką społeczną, a inni przekupstwem wyborców, można oczekiwać, że to będzie błyskotliwe zwycięstwo.
Nikt wcześniej nie miał samodzielnej większości.
Stało się tak przypadkowo, przez 17 proc. głosów zmarnowanych przez próg wyborczy. Natomiast od momentu, kiedy PiS zaczęło łamać konstytucję, mamy do czynienia z inną dynamiką i innymi realiami.
Zapowiedź reformy podatkowej sugeruje, że PiS dąży do przebudowy struktury społecznej: wzmocnienie najuboższych kosztem średniaków.
Tylko ja bym chętnie dopytał, pod jaką szerokością geograficzną i kiedy przyniósł pozytywne skutki taki manewr, który uderza w pracujących po 16 godzin, biegających za swoimi interesami, niedosypiających, bo doglądają swoich sklepów, restauracji, taksówek, ciężarówek. Czy kraj, w którym takim ludziom się zabiera, a daje tym, którzy nie mają pomysłu na własne życie, siedzą na przyzbie i czekają na emeryturę albo jakąś formę zasiłku, dogonił albo przegonił gospodarczo kogokolwiek innego?
Dziki kapitalizm już przerabialiśmy...
Sensowna polityka redystrybucji, wyrównywania szans, ale pomyślana dynamicznie, a nie zideologizowana, może doprowadzić do tego, żeby się wszystkim lepiej żyło. Ale ten pomysł Kaczyńskiego wziął się z tego, że zobaczył, iż w sondażach ma jakieś 10 proc. mniej niż rok temu.
Ostatni sondaż CBOS pokazuje, że po roku poparcie dla PiS utrzymuje się na niewiele niższym poziomie 34 proc.
Poprzednich pięć pokazało, że jest poniżej 30 proc. Ale nawet gdyby to było nadal 37 proc., a tego żadne ośrodki nie pokazują, to i tak byłoby to mniej niż przy wyborach, bo podstawa procentowania się zmniejszyła, w związku ze zniechęceniem wyborców lewicy i PO. Robiliśmy szacunki na podstawie badania opinii publicznej i wychodzi, że jak rzeczywistą liczbą poparcia dla PiS w wyborach było 5,7 mln głosów, to to samo 37 proc. dziś to byłoby najwyżej 5,1-5,2 mln.
To nie jest wielki odpływ popularności.
Kiedy daje się po 500 złotych? Powinni mieć 60 proc.
Faktem jest, że ostatni rok przyniósł wyjątkowe wzmożenie wojny kulturowej.
Ja bym to ujął inaczej. Wybory z października 2015 były uczciwymi, rzetelnymi wyborami, w których PiS z koalicjantami dostało mandat na zarządzanie krajem. Mogli prowadzić politykę 500 plus, rewitalizować polskie kopalnie, robić wiele słusznych rzeczy i wiele głupich rzeczy, jak wszystkie partie, które rządzą. My natomiast od roku mamy do czynienia z puczem konstytucyjnym. To nie jest normalna polityka. W dodatku towarzyszy jej ziejąca niekompetencja praktycznie w każdej dziedzinie. Nie jesteśmy w dobrych rękach. Wygląda na to, że nie ma żadnego długoterminowego pomysłu, a efektem tych działań będzie całkowite osamotnienie Polski.
Nie zanadto Pan krytyczny?
Być może. Gdybym jednak był sam, nie byłoby problemu, bo mnie można by zamknąć. Rzecz w tym, że tak widzi Polskę ogromna większość obserwatorów na świecie.