Prof. Kudrycka pod lupą europarlamentu
Kontrola objęła prof. Barbarę Kudrycką, europosłankę PO z Białegostoku.
Służby finansowe Parlamentu Europejskiego wszczęły postępowanie wobec kilku eurodeputowanych z PO, PiS i PSL, niektórych już byłych. Jest ona efektem audytu, który trwał od dwóch lat. Pojawiło się podejrzenie, że eurodeputowani zatrudniali na fikcyjnych etatach. Z unijnej kasy miały być opłacane osoby będące jednocześnie pracownikami partii, co jest nielegalne. Służby wystosowały pisma z prośbą o wyjaśnienia. Jednym z adresatów jest prof. Barbara Kudrycka, europosłanka PO i była minister nauki i szkolnictwa wyższego.
- Zapytanie dotyczy Sebastiana Roszkowskiego, dyrektora mojego biura poselskiego - wyjaśnia europosłanka. - Jest on zatrudniony na etacie u mnie, a jednocześnie jest kanclerzem Politechniki Białostockiej. Przypuszczam, że właśnie to wzbudziło wątpliwości, czy w należyty sposób wywiązuje się ze swoich obowiązków. Wysłaliśmy w tej sprawie wyjaśnienie.
Sebastian Roszkowski jest jednocześnie działaczem PO i pełnił funkcję członka sądu koleżeńskiego. Choć, jak zapewnia prof. Kudrycka, o to akurat służby finansowe nie pytały. Poza tym wspomniana funkcja była społeczna, a jej dyrektor nigdy nie był zatrudniony na partyjnym etacie.
Barbara Kudrycka nie ma też żadnych zastrzeżeń do sposobu wykonywania obowiązków przez dyrektora biura.
- Jest osobą dyspozycyjną - zapewnia. - Swoje obowiązki wykonuje często w weekendy, kiedy ja wracam z Brukseli. Poza tym koordynuje pracę biur, których jest aż sześć - w Białymstoku, Olsztynie, Elblągu, Łomży, Suwałkach i Bielsku Podlaskim. Jeśli jest taka potrzeba, reprezentuje mnie na spotkaniach z mieszkańcami. Koordynuje też różnego rodzaju przedsięwzięcia, które prowadzimy.
Okazuje się, że nic przeciwko dodatkowej pracy kanclerza nie ma też rektor PB. Swoje stanowisko w tej sprawie przedstawił w odrębnym piśmie, które zostało dołączone do wyjaśnienia europosłanki. Czy wymienione wcześniej argumenty przekonały służby finansowe Parlamentu Europejskiego, na razie nie wiadomo. Sprawa nie jest jeszcze zamknięta.
Jeśli podejrzenia się potwierdzą, Barbara Kudrycka będzie musiała zwrócić pieniądze, które otrzymywał jej pracownik. A jeżeli tego nie zrobi, europarlament będzie wypłacał jej wynagrodzenie pomniejszone o te kwotę. Postępowanie toczy się m. in. wobec Ryszarda Legutki i Beaty Gosiewskiej - oboje z PiS, a także wobec Jarosława Kalinowskiego z PSL.