Prof. Krawczuk: Jaka jest recepta na długowieczność? Praca, seks, wino, no i poczucie humoru
Prof. Krawczuk zmarł 27 stycznia w wieku 100 lat. Przypominamy wywiad, którego udzielił nam w 2022 roku.
W życiu zawsze robi to, co do mężczyzny należy. Dziś prof. Aleksander Krawczuk, wybitny historyk starożytności, popularyzator antyku, wychowawca pokoleń historyków i autor wielu książek skończył sto lat. Nie udziela wywiadów, ale dla nas zrobił wyjątek
Profesor Aleksander Krawczuk jest człowiekiem, który podróżuje w czasie, właściwie nie ruszając się z miejsca. Tym miejscem jest dom w Krakowie, całkiem zwykły, który można odnaleźć między Rynkiem Podgórskim a parkiem Bednarskiego. Sprowadził się tu jako dziecko, kilka lat przed drugą wojną światową. Prawie całe życie Profesora można zamknąć w jednej przestrzeni, w jednym pokoju, w tym samym miejscu, pod tym samym oknem. Przywiązanie do jednego miejsca, stałość, dom - to jest klucz do poczucia bezpieczeństwa i spełnienia - mówił pięć lat temu. I nigdy też niczego nie żałował. - Byłem uczciwy, napisałem trochę książek, z których wciąż uczą się studenci, mam synów, dbałem o rodzinny dom, wybudowałem kolejny, w Gorcach. Robiłem to, co należy do obowiązków mężczyzny, życie lubiłem. To daje w dojrzałym wieku poczucie spokoju – mówi.
Panie profesorze, urodził się pan w samym sercu Krakowa.
Jestem najrodowitszym z rodowitych krakowian, urodziłem się 100 lat temu w Krakowie. Rynek Główny 15, kamienica, w której obecnie mieści się Restauracja Wierzynek. Tam mieszkali moi dziadkowie i rodzice, tam też mieszkała ciotka Stanisława Wyspiańskiego, to tak na marginesie. Pierwsze 10 lat mojego życia do roku 1932, (bo wtedy przeprowadziliśmy się z mamą, bo ojciec już nie doczekał), to Rynek a potem już Podgórze Krzemionki, piękna okolica niedaleko Kościoła Św Benedykta. A jako dziecko zapamiętałem takie obrazy jak: Kościół Św Wojciecha, Kościół Mariacki czy widok Rynku. W Podgórzu mieszkam już ponad 80 lat.
Czy już wtedy w dzieciństwie interesował się pan historią?
Byłem raczej przeciętnym uczniem. Najpierw chodziłem do Szkoły Powszechnej przy ulicy Smoleńsk, nie interesowałem się wtedy historią, ale dobrze radziłem sobie w szkole, z takimi przedmiotami jak - język polski, historia, matematyka i łacina. Ale na początku z tą łaciną było nie najlepiej, groziła mi ocena niedostateczna, pamiętam jak zacząłem uczyć się łaciny i nagle zrodziła się wielka do niej miłość. A potem do greki, która jest powiedziałbym subtelniejsza, bogatsza od łaciny.
Pana mama była polonistką, czy chciała, by pan poszedł w jej ślady?
Trudno powiedzieć, ale w naszym rodzinnym domu najpierw w Rynku, a potem w Podgórzu, gdzie przez ponad 80 lat mieszkam zawsze była duża biblioteka, pełna książek nie tylko historycznych czytałem dużo Henryka Sienkiewicza, jego Quo vadis czy Trylogię, ten autor odegrał dużą rolę w mojej edukacji. Mama dbała bym czytał takie lektury.
W chwili wybuchu wojny miał pan 17 lat
Rok 1939, to strach, głód, poniewierka, Niemcy zamknęli szkoły, teatry, biblioteki, Uniwersytet, zapomnieli o antykwariatach, kultura, nauka zeszła do podziemia. Maturę zdawałem na tajnych kompletach. Wszystko się załamało. Pamiętam jak pod koniec wojny cudem uniknąłem śmierci, opisuje to w Spotkaniach z Petroniuszem. Pod Bramą Floriańską podszedł do mnie pijany Niemiecki żołnierz i przystawił mi lufę pistoletu do skroni, krzyczał prowadź mnie do domu. Bałem się, nie wiedziałem, co mam robić przypomniałem sobie taką historię z Petroniusza, kiedy to pewien młody człowiek zagubił się w Italii i poprosił staruszkę handlującą warzywami, by zaprowadziła go do mieszkania, do domu. Kobieta jak wróżka zaprowadziła go do domu publicznego czyli burdelu, mówiąc do niego, to jest twój dom. Pamiętam, że wtedy zaprowadziłem tego Niemca do podobnego przybytku w Krakowie i w ten sposób uwolniłem się, zatem Petroniusz i łacina uratowała mnie.
Bardzo traumatyczne przeżycie. Był pan w Armii Krajowej, a po wojnie rozpoczął pan studia na Uniwersytecie Jagiellońskim. Nie wybrał pan profesor polonistyki, która zaraz po wojnie rozkwitała na Uniwersytecie Jagiellońskim, tylko historię.
Jako akowiec nie miałem łatwego życia. Tak, miałem już predylekcje do nauk humanistycznych ściślej mówiąc do historii, dzięki takim nauczycielom jak: Stanisław Hammer, Ludwik Piotrowicz czy Henryk Wereszycki, pokochałem literaturę starożytną. Krakowska polonistyka także obfitowała w autorytety naukowe takie jak: Stanisław Pigoń czy Kazimierz Nitsch.
Podobno od lektury Homera i Platona zaczyna pan każdy dzień?
Dokładnie tak, trochę Homera i trochę Platona to taki mój codzienny brewiarz, lubię szczególnie Odyseje.
Panie profesorze moje pokolenie wychowało się na pana programie pt. Antyczny świat Prof. Krawczuka, jak pan to wspomina, bo był pan takim naszym nauczycielem, przewodnikiem, mentorem po antycznym świecie.
Cieszę się, że te programy widzowie pamiętają, starałem się rozbudzać w młodych ludziach miłość do antyku, do starożytności.
Wydaje mi się, że wieloma maksymami kieruje się pan w życiu, jedną z nich jest maksyma labor omnia vincit, drugą dewiza stoików sustine et abstine.
Tak praca i jeszcze raz, praca którą się kocha, którą się odkrywa nie dla siebie, tylko dla innych, czy studentów czy czytelników, a cierpliwie trzeba znosić przeciwności losu, powstrzymywać się od krytyki, starać się być optymistą.
Jak patrzę na pana profesora, to optymizmu nie brakuje. Jest pan człowiekiem z dystansem do siebie, a także osobą o wielkim poczuciu humoru, jaka jest zatem recepta na długie życie?
Jeśli mam być szczery to praca…. seks, wino, książki, no i poczucie humoru.
Nigdy nie myślał pan profesor o pracy w innym mieście?
Kraków jest nie do zastąpienia, to moje miasto, które łączy historię z teraźniejszością, powiedziano o nim mały Rzym, ale tak naprawdę trudno je porównać, z jakimkolwiek innym miejscem na świecie. Kraków to moje życie i moja praca a Podgórze to mój dom…