Prof. dr hab. Lidia Wolska: Eksperci mówią, że w Gdańsku smogu nie ma [ROZMOWA]
Z prof. dr hab. Lidią Wolską, kierownikiem Zakładu Toksykologii Środowiska GUMed, rozmawia Łukasz Kłos
Jak to jest z tym smogiem na Pomorzu? Wielu twierdzi, że jest. Eksperci są sceptycznie nastawieni. Czy to nasze powietrze realnie nam szkodzi?
Eksperci rzeczywiście mówią, że w Gdańsku smogu nie ma, i pewnie tak jest. By wystąpiło zjawisko smogu, potrzebujemy bowiem co najmniej trzech warunków: wysokiego ciśnienia, dosyć dużej wilgotności powietrza i wysokiego poziomu stężeń pyłów.
To znaczy, że u nas, na Pomorzu, powietrze jest dobre?
Ono miejscami rzeczywiście zawiera poziomy pyłów niekorzystne dla zdrowia. Ale nie możemy mówić o smogu, czyli utrzymywaniu się gazowych i pyłowych zanieczyszczeń przez dłuższy okres.
Jak więc rozumieć te alerty, które w różnych miejscach wskazują na przekroczenia stężeń?
Proszę zwrócić uwagę, że te alerty pokazują stany miejscowe - dotyczą określonych lokalizacji, w których prowadzony jest pomiar. To nie oznacza wcale, że mamy tam do czynienia z takim smogiem, jaki obserwuje się na przykład w Krakowie. Oczywiście, pyły nie są korzystne dla zdrowia. Im mniejsze ich cząstki dostają się do układu oddechowego, tym dla nas gorzej. Dodatkowo związki chemiczne, które są zaadsorbowane na powierzchni tych cząstek, oddziałują później z naszymi tkankami i komórkami.
Jakie znaczenie ma jakość powietrza dla naszego zdrowia?
Musimy pamiętać, że mamy dwa rodzaje powietrza. Oprócz zewnętrznego, jest też powietrze wewnętrzne - to, którym oddychamy w pomieszczeniach, czyli domach, zakładach pracy czy galeriach. Jest to powietrze, którym oddychamy najczęściej i najdłużej. Tymczasem szacuje się, że jakość powietrza wewnętrznego jest cztery razy gorsza niż tego za oknem. Ta różnica wynika z faktu, że zawiera ono różne związki emitowane, choćby z materiałów wyposażeniowych i budowlanych, na przykład odrobina monomerów polichlorku winylu dostaje się do otoczenia z plastikowych okien. Albo jeżeli mamy meble z płyt wiórowych, to część związków z substancji klejących również uwalniana jest do powietrza. Zatem od razu zalecenie: wietrzmy nasze pomieszczenia. Warto też pamiętać, że to powietrze wewnętrzne, ale i zewnętrzne również, bogate jest w bioaerozol.
To znaczy?
To mikroorganizmy unoszące się w powietrzu, na przykład jeżeli mamy śmietnik, nasz domowy, to nad nim utrzymuje się mała chmurka z bakterii, tudzież grzybów. Przy czym do pewnego stopnia jest to naturalne środowisko. To znaczy - nie przesadzajmy czasem z tą higieną, bo przesada prowadzi tu czasem do większych problemów.
Mogłaby Pani profesor rozszerzyć tę myśl?
Były prowadzone badania na terenie Finlandii i Rosji, podczas których przyglądano się niemowlętom. Okazało się, że te, które żyją w Rosji, są bardziej odporne i rzadziej dotykają ich alergie. Obie grupy dzieci żyły w zbliżonych warunkach geograficznych. Różnica była natomiast w sposobie chowania dzieci - te w Finlandii chowano bardziej sterylnie. Okazuje się, że mikroflora rosyjskich dzieci była znacznie bogatsza, co sprzyja, jak widać, zdrowiu.
Pani profesor, czy to oznacza, że należy oszczędniej myć ręce?
Powinniśmy myć, zdecydowanie. Pytanie tylko, czy używać tak agresywnych, antybakteryjnych środków czyszczących. Nam bakterie na skórze, te „środowiskowe”, a nie patogenne, sprzyjają. U nas, w Zakładzie Toksykologii Środowiska, próbujemy oceniać i badać wpływ czynników środowiskowych na zdrowie człowieka. Staramy się weryfikować popularną wiedzę na temat oddziaływań środowiskowych i uzupełniać ją o wiedzę naukową. We współpracy z lekarzami poszukujemy w otoczeniu czynników, które mogą być odpowiedzialne za określone problemy zdrowotne. A niektóre z nich narastają. Ostatnio na przykład Polskie Towarzystwo Endokrynologiczne wskazywało na potencjalną rolę czynników środowiskowych jako przyczyny rosnącej liczby przypadków zaburzeń układu hormonalnego.