Prof. Andrzej Stelmach o wyborach: PiS niezgodnie z prawem wprowadziło ograniczenia naszych praw obywatelskich
Rozmowa z prof. Andrzejem Stelmachem, dziekanem Wydziału Nauk Politycznych i Dziennikarstwa UAM, o wyborach prezydenckich oraz o kontrowersyjnych zmianach w kodeksie wyborczym.
Czy wybory prezydenckie, zaplanowane na 10 maja, się odbędą?
Moim zdaniem nie. Mam takie pobożne życzenie. A przede wszystkim jednak nie pozwalają na to realia, czyli skala koronawirusa. Wszystko wskazuje na to, że do 10 maja nie uporamy się z epidemią w takiej skali, w jakiej obecnie ona występuje. Nie da się przeprowadzić powszechnych wyborów.
Prof. Dorota Piontek z UAM mówiła już na naszych łamach, że wybory nie powinny się odbyć, bo nie ma równych warunków. Poza prezydentem Andrzejem Dudą inni kandydaci nie mogą prowadzić kampanii wyborczej.
Tych powodów formalnych jest cały szereg. Mógłbym dodać, że część kandydatów nie zdążyła się zarejestrować, czyli spełnić formalnych wymogów i zebrać podpisów.
Czytaj też: Prof. Dorota Piontek: wybory prezydenckie powinny zostać przesunięte najwcześniej na jesień
Jednak Marek Jakubiak, podobno przy wsparciu PiS, zebrał 100 tysięcy podpisów.
No tak, mogę pana poprosić i kogoś jeszcze. Ale w obecnych warunkach nie można prowadzić kampanii w tradycyjny sposób. Można oczywiście wskazać media społecznościowe i elektroniczny sposób kontaktowania się z wyborcami. Jednak nie mamy warunków do prowadzenia kampanii politycznej na dużą skalę. Większość z nas wolałaby się spotkać z kandydatami, jeśli miałaby na to ochotę.
W takim razie w co gra PiS, a przede wszystkim jego prezes Jarosław Kaczyński? On twierdzi, że wybory mogą się odbyć w maju.
Z punktu widzenia prawnego przełożenie terminu wyborów jest dosyć problematyczne. Na zmianę terminu, zgodną z przepisami, pozwoliłoby wprowadzenie któregoś ze stanów nadzwyczajnych, np. stanu klęski żywiołowej. Stan nadzwyczajny powoduje jednak pewne komplikacje podczas jego trwania oraz po jego zakończeniu. Możemy być skłonni do różnego rodzaju wyrzeczeń, choćby zgodzić się na ograniczenie praw obywatelskich…
I tak są ograniczone.
Tak i zostały ograniczone niezgodnie z prawem. Wprowadzone je w Polsce rozporządzeniem, a przecież prawa obywatelskie mogą być ograniczone na podstawie ustawy i w zgodzie z konstytucją. Konstytucja nie przewiduje ograniczeń z powodu epidemii. Zezwala na ograniczenie praw na podstawie decyzji o wprowadzeniu stanu nadzwyczajnego.
Władze nie ogłosiły stanu nadzwyczajnego, by nie odwoływać wyborów i zapewnić reelekcję Andrzejowi Dudzie? Padają głosy, że za kilka miesięcy sytuacja polityczna będzie zdecydowania inna i władza może stracić sporo poparcia.
Może o to chodzić. Wcześniejsze sondaże, przed wybuchem epidemii, wskazywały na wielkie szanse Andrzeja Dudy na zwycięstwo. Te szanse raczej nie wzrosną po epidemii, a jest ryzyko, że mogą zmaleć. Myślę, że politycy PiS obawiają się spadku swojej popularności. Nawet gdyby założyć, że w naszych problemach nie było dużej winy rządzących, najłatwiej zawsze obarczyć władzę i jej przedstawicieli. Nawet jeśli w społeczeństwie przyjdzie refleksja, że władze zrobiły, co mogły, to nastąpi ona po pewnym czasie. A tuż po epidemii, kolokwialnie mówiąc, będziemy lizali rany. Wszyscy. I ci, którzy poniosą straty materialne, i ci, którzy stracą swoich bliskich albo po prostu będą w olbrzymim dyskomforcie związanym z przeżytym okresem.
Polacy szyją maseczki, dowożą jedzenie lekarzom, zapewniają sprzęt. Czy nasze państwo było przygotowane do wybuchu epidemii? A może do takiej sytuacji nie sposób dobrze się przygotować?
Jest niewielkie prawdopodobieństwo, by przygotować się na tyle dobrze, by to wszystko sprawnie funkcjonowało. Możemy przygotować się na konflikt zbrojny, bo to historycznie przerabialiśmy. Możemy uporać się z likwidowaniem skutków na przykład powodzi, bo to też mieliśmy. Nie mam więc pretensji, że państwo bardzo dobrze się nie przygotowało na wybuch takiej epidemii. Ale, że nie jesteśmy przygotowani prawie w ogóle, to mnie niepokoi. Szczególnie w momencie, gdy zjawisko się pojawiło, gdy były informacje z Chin, należało co najmniej uzupełnić zapasy na czas zagrożenia.
Jeden z polityków PiS sugerował, że stanu nadzwyczajnego nie wprowadzono, bo jego ogłoszenie otworzyłoby przedsiębiorcom drogę do roszczeń wobec państwa. Jest coś na rzeczy?
Myślę, że to główny powód niewprowadzenia stanu nadzwyczajnego. Chodzi o ekonomię. Wiele podmiotów gospodarczych bez kłopotów wykaże, że poniosło straty z powodu realiów wprowadzonego stanu nadzwyczajnego. Na przykład nie można było iść do pracy, trzeba było zamknąć biznes. To prosta droga do wystąpienia o odszkodowanie. Regulacje prawne dotyczące stanów nadzwyczajnych dają taką możliwość. Przy obecnym rozporządzeniu podmioty też mogą domagać się zadośćuczynienia, ale na innej podstawie. Przede wszystkim musiałyby kwestionować legalność wprowadzonych ograniczeń. Mogą zaskarżyć rozporządzenie ministra jako niedające podstaw do wprowadzenia tych ograniczeń, jakie mamy obecnie. Reasumując, w każdej z sytuacji przedsiębiorca może pozwać państwo. Ale gdyby był wprowadzony stan nadzwyczajny, przedsiębiorca miałby łatwiejszą drogę do takiego odszkodowania.
Jak Pan ocenia nocne wprowadzenie zmian w kodeksie wyborczym? Czy zrobiono to zgodnie z prawem?
Jest kilka elementów niezgodnych z prawem. Wszystkie kodeksy, w tym kodeks wyborczy, są obwarowane szczególnymi przepisami prawnymi. Przede wszystkim jest dwukrotne stanowisko Trybunału Konstytucyjnego ws. trybu dokonywania zmian w ordynacji wyborczej. Trybunał wskazał, że okres karencji wynosi co najmniej pół roku przed wyborami. Później nie można zmieniać prawa wyborczego. W demokracjach mniej stabilnych od naszej są przepisy prawne, nie stanowisko jakiegoś organu, tylko przepis konstytucyjny, w którym zapisano, że zmiana w ordynacji wyborczej wywołuje skutek prawny dopiero w następnych wyborach. Nie w najbliższych. Taka regulacja jest na przykład w Federacji Rosyjskiej. Chodzi o to, żeby rządzący nie przeprowadzili wyborów według zasad, które im pasują w danym momencie.
Głosowanie korespondencyjne to krok w dobrą stronę?
Jestem zwolennikiem głosowania korespondencyjnego, ale dla każdego. Dlaczego ja mogę głosować korespondencyjnie, a inni nie? Dlaczego osoby powyżej 60 lat mogą bezpiecznie zagłosować, a inni, w tym moje dzieci, już nie? Albo wprowadzamy zasadę, że można głosować korespondencyjnie bez względu na wiek, albo nie wprowadzamy takiego rozwiązania.
Majowe wybory zablokują samorządowcy i na przykład nie zapewnią lokali wyborczych?
Organizacją zajmują się urzędnicy wyborczy przy pomocy samorządu terytorialnego. Taki urzędnik to najczęściej pracownik administracji samorządowej oddelegowany do pracy na czas wyborów. Jak wprowadzono instytucję urzędników wyborczych, to w najbliższych wyborach był kłopot, aby ich pozyskać. Bez urzędników ta machina wyborcza w ogóle nie ruszy, a i do pracy w komisjach wyborczych nie będzie teraz tłumu chętnych. Wystarczy, że władze samorządowe zajmą stanowisko negatywne w sprawie zachęcania ludzi do zasiadania w obwodowych komisjach wyborczych.
Po doświadczeniach francuskich nie wyobrażam sobie ich funkcjonowania. Gdybym od swoich bliskich usłyszał, że chcą popracować w komisji w najbliższych wyborach, chyba bym nie wytrzymał nerwowo. Nikt rozsądny się na to nie zgodzi. Samorządowcy nie muszą więc niczego blokować, wystarczy zdrowy rozsądek. Dlatego sądzę, że wybory się nie odbędą. Prezydent Duda niedawno wyraźnie zapowiedział, że jeśli sytuacja się nie unormuje, nie widzi możliwości ich przeprowadzenia. Wychodzi więc na to, że chyba tylko prezes i premier się upierają. Pijarowo to nieszczęście dla PiS, że nalegają na majowy termin wyborów prezydenckich.