Proces oskarżonego o jazdę w stanie nietrzeźwości wysokiej rangi urzędnika. Obrona: To nie żadna misterna gra, a splot faktycznych zdarzeń
- Policjanci są niewiarygodni, a mój klient pijąc w samochodzie, po zgaszeniu silnika chciał się odstresować - mówił w poniedziałek w sądzie obrońca oskarżonego o jazdę po alkoholu wysokiego rangą urzędnika żarskiego magistratu, wygłaszając mowę końcową.
Przed żarskim sądem od kilku miesięcy toczy się proces oskarżonego o jazdę w stanie nietrzeźwości wysokiej rangi urzędnika żarskiego magistratu. Wczoraj sąd przesłuchał w charakterze świadka żonę oskarżonego kierowcy, oraz drugiego z policjantów biorącego udział w interwencji.
Przypomnijmy, 30 listopada 2016 roku mężczyzna został zatrzymany przez policjantów na podjeździe swojej posesji, pod zarzutem jazdy po alkoholu. A że nieudolnie dmuchał w urządzenie badające stan wskazujący na zawartość alkoholu w wydychanym powietrzu i jak twierdzą policjanci stawiał czynny opór podczas interwencji, został zabrany najpierw na komendę policji, gdzie też jak sam powiedział podczas składania zeznań, dmuchał od niechcenia, bo wiedział że pił alkohol i że wynik badania będzie dla niego niekorzystny. Wobec czego policjanci zawieźli go do szpitala na pobranie krwi. Analiza wyników wskazuje, że w chwili pobierania krwi w jego organizmie było 0,65 promila alkoholu.
Sąd przeprowadzając analizę materiału dowodowego będzie musiał orzec czy kierowca był pod wpływem alkoholu siadając za kółko BMW czy też, jak zeznaje oskarżony wychylił butelkę z wódką w samochodzie dopiero po zgaszeniu silnika. Taką wersję bowiem oskarżony urzędnik przyjął za linię obrony. Od początku nie przyznaje się do zarzutów, a całe zajście tłumaczył nieporozumieniem.
Żona mężczyzny przekonywała sąd, że tego dnia, od powrotu z pracy, do momentu, aż wsiadł za kierownicę jej BMW, by pojechać do osiedlowego sklepu na zakupy, była z nim w domu przez ponad 2,5 godziny i wyczułaby od męża won alkoholu. Jak mówi jest przeciwniczką picia do lusterka.
- Znam męża od 30 lat i wiem jak wygląda po wypiciu alkoholu- zeznawała przed sądem.- Sama jeszcze na podwórku zachęcałam go by dmuchnął porządnie w to urządzenie i będzie po sprawie, ale wtedy powiedział mi że pił. Byłam rozbita, nie wiedziałam co robić.
Widziała jednak, że gdy wrócił ze sklepu w samochodzie coś pił, tyle że zgaszeniu silnika. Po 10- 15 sekundach na podjazd zajechał radiowóz. Policjanci zeznawali podczas jednej z pierwszych rozpraw, że ścigali kierowcę, ponieważ nie zareagował ani na sygnały dźwiękowe, ani świetlne do zatrzymania się. Jeden z nich cały czas miał ze ściganym kierowcą kontakt wzrokowy i nie widział, czy ten coś zdążył wypić w aucie. Faktem jest , że na przednim siedzeniu na dywaniku pasażera leżała butelka z tzw. damską wódką, w charakterystycznej metalowej oprawie. Żona mężczyzny gdy wsiadła do swego auta tuż po zatrzymaniu go przez policję twierdzi, że w środku nie było dużo płynu, bo część się rozlało.
Wczoraj strony ogłosiły mowy końcowe. Prokurator domaga się 12 tys. zł kary grzywny, 8 tys. zł na rzecz funduszu ofiar wypadków komunikacyjnych oraz trzyletniego zakazu prowadzenia pojazdów mechanicznych dla oskarżonego. Obrona wnioskowała o uniewinnienie za pewnik przyjmując, wersję, że jednak kierowca spożył po powrocie do domu. Policjantom zarzucał brak wiarygodności, a picie swego klienta w aucie uzasadniał splotem problemów w pracy i napiętą sytuacją w domu oskarżonego.