Proces Adamowicza wstrzymany. Sprawa przed Sądem Najwyższym
Wciąż jest szansa, że prezydent Gdańska nie trafi na ławę oskarżonych w „tradycyjnym” procesie. W ostatniej chwili przed planowaną rozprawą do Sądu Najwyższego wpłynęła skarga obrony.
To kolejny już zaskakujący zwrot akcji w głośnej sprawie nieprawidłowości w oświadczeniach majątkowych prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza. Planowany na najbliższy poniedziałek, 6 marca pierwszy termin procesu karnego, w którym politykowi grozić może nawet do trzech lat więzienia, został odwołany z powodu skargi, która w ostatniej chwili trafiła do Sądu Najwyższego.
- Złożyliśmy skargę na wyrok Sądu Okręgowego w Gdańsku uchylający wcześniejszy wyrok o warunkowym umorzeniu sprawy. Wykorzystaliśmy istniejącą od kwietnia możliwość złożenia skargi, bo nie zgadzamy się z argumentacją prokuratury, która domagała się procesu karnego - relacjonuje adwokat Jerzy Glanc, pełnomocnik prezydenta Pawła Adamowicza.
Mecenas Glanc tłumaczy, że skargę złożył w styczniu, jednak w zespole prasowym Sądu Najwyższego dowiedzieliśmy się, że dokument trafił tam z gdańskiego sądu dopiero w poniedziałek, 27 lutego i wciąż zarejestrowany jest jako „nowy”. W związku z tym termin rozpatrywania skargi jak dotąd nie został wyznaczony.
- Sąd Najwyższy może skargę oddalić albo uchylić wyrok sądu odwoławczego i temu sądowi przekazać sprawę do ponownego rozpoznania - wyjaśnia sędzia Tomasz Adamski, rzecznik prasowy ds. karnych Sądu Okręgowego w Gdańsku. - Złożenie skargi wstrzymuje wykonanie zaskarżonego wyroku. Wobec tego termin posiedzenia wyznaczony na 6 marca 2017 roku musiał być odwołany - dodaje.
Przypomnijmy, że w sprawie chodzi o zarzucane przez śledczych Adamowiczowi „fałszowanie” oświadczeń majątkowych w latach 2010-2012. Polityk miał wówczas nie wpisywać w dokumentach dwóch mieszkań, a dane dotyczące wykazywanych przez niego i rzeczywiście posiadanych oszczędności nie zgadzały się (rozbieżności sięgały od kilkudziesięciu do 320 tys. zł).
Sam Adamowicz przekonywał, że wypełniając dokumenty zwyczajnie pomylił się, a później „powielił błąd w paru kolejnych oświadczeniach”: - Pomyłka miała charakter mechaniczny i popełniłem ją całkowicie nieświadomie. Gdy sam zorientowałem się o pomyłce, błąd skorygowałem i w kolejnych oświadczeniach podawałem uzupełniony stan majątkowy - wyjaśnił w marcu 2015 r., zapowiadając, że do zakończenia postępowania nie zabierze głosu.
Już po przedstawieniu (właśnie w marcu 2015 r.) samorządowcowi zarzutów, prowadząca sprawę poznańska prokuratura zdecydowała się wystąpić do sądu o warunkowe umorzenie sprawy, pod warunkiem, że prezydent wpłaci 40 tys. zł na fundusz pomocy postpenitencjarnej. Argumenty m.in. o „nieznacznej winie” i „niskiej szkodliwości” przekonały sędziów, jednak wtedy (już po spowodowanej wyborami zmianie zwierzchnika prokuratur na Zbigniewa Ziobrę) wielkopolscy śledczy zdecydowali się na woltę i apelację od decyzji, o którą sami wcześniej wnioskowali. Na początku grudnia 2016 roku Sąd Okręgowy w Gdańsku uwzględnił tę apelację i nakazał ponowne zbadanie sprawy Sądowi Rejonowemu Gdańsk-Południe.
„Wniesienie apelacji to nic innego, jak chęć ponownego „grillowania mnie”, jak chęć pokazania mieszkańcom, że w Gdańsku i w całej Polsce opozycja nikomu grać na nosie nie będzie” - napisał w opublikowanym wówczas oświadczeniu prezydent Gdańska, który przekonywał, że się nie podda, a śledczym zarzucał polityczne motywacje.
Równocześnie wybrane wątki sprawy wciąż badają poznańscy śledczy, a Dolnośląski Wydział Zamiejscowy Prokuratury Krajowej we Wrocławiu analizuje zakup przez rodzinę Adamowicza trzech mieszkań od dewelopera po preferencyjnych cenach, transakcję zawartą między magistratem i tym samym deweloperem oznaczającą wymianę bardzo atrakcyjnej działki na 115 mieszkań oraz źródło 753 tys. zł rzekomo nieujawnionych przez prezydenta urzędowi skarbowemu w latach 2006-11.