Powiedzieć, że proboszcz z Czernikowa ma złą prasę, to zbyt mało. Od kilku lat parafia św. Bartłomieja Apostoła stała się dla antyklerykałów etatowym straszakiem. Czy słusznie?
Medialny żywot księdza Piotra Siołkowskiego (czarnego, nomen omen, charakteru) Ruch Palikota mógłby drukować w swoich biuletynach jak powieść w odcinkach: "Biznes u proboszcza", "Grzech w sutannie", "Afera różańcowa w Czernikowie", "Proboszcz potępia wiernych", "Ksiądz-despota sterroryzował mieszkańców".
Ruch Palikota: - Więcej takich!
Zaczęło się od pieniędzy
- Wariat, materialista - twierdzi K. (- Ale bez nazwisk, ja tu żyję). - Człowiek bez litości, bez skrupułów. I co gorsza - nie do ruszenia.
K. podkreśla, że powtarza tylko opinie zasłyszane od ludzi, bo osobiście proboszcza nie zna. Nie pochodzi z Czerniko-wa, bywa tu jedynie w interesach: - Ale rozumiem rozgoryczenie ludzi, gdy proboszcz nakłada na nich, np. podatek na budowę parkingu.
Budowa parkingu wielu zabolała, zwłaszcza gdy przy opłatach za chrzciny czy pogrzeby proboszcz upominał się o składkę za parking. A później do parkingu doszedł koszt odnowienia ambony, chrzcielnicy i renowacja organów.
Dwa lata temu, po wyborach, proboszcz gruchnął w parafialnym biuletynie: "Na terenie naszej parafii 207 osób (240 na terenie Gminy) oddało głos na Ruch Palikota (...) Nie wierzę w to, że te 207 osób to są tylko ateiści, jehowici. Niestety, to są tzw. katolicy. Mówię o tym, bo uważam, że te osoby to są wrzody na ciele, jakim jest Parafia - każda, nie tylko nasza. Żeby uzdrowić ciało, wrzody trzeba usunąć".
Czytaj: ,a href="http://www.pomorska.pl/apps/pbcs.dll/article?AID=/20121116/TORUN01/121119401">Czernikowo. Proboszcz zarządził: różaniec na długiej przerwie
Na facebooku powstała zakładka przeciwko "mowie nienawiści" w wykonaniu proboszcza. - Jestem pod wrażeniem, że ksiądz, który powinien być wzorem, mówi takie rzeczy - komentował poseł Ruchu Palikota Maciej Wydrzyński. - Nie wiem, czy zdaje sobie sprawę, że paradoksalnie pracuje na nasze 30 proc. poparcia za cztery lata. Więcej takich ludzi!
Bale, pałace, polowania
Kilka miesięcy temu huknęła wieść, że ksiądz zażyczył sobie, aby uczniowie przygotowujący się do bierzmowania odmawiali na długiej przerwie różaniec. W salce katechetycznej stanęła figura Matki Bożej Fatimskiej.
Po głosach rodziców interweniował dyrektor, ksiądz zabrał figurę, różaniec odwołano.
Oliwy do ognia dolała sprawa ankiet rozdawanych podczas kolędy, w której znalazły się pytania, czy parafianie słuchają Radia Maryja i Telewizji Trwam.
- Wiele można by mówić - uważa L. (podobnie jak inni krytycy proboszcza prosi o anonimowość). - A co się dzieje z darami z Caritasu? Do biednych idą resztki, resztę bierze sobie ekipa proboszcza - rada parafialna, którą sam sobie wybrał. Dla tych ludzi są bale i wycieczki. No i oczywiście dla burmistrza, z którym ksiądz jeździ sobie prywatnie w góry. Na co te inwestycje? A może na trzy samochody proboszcza? Albo na jego polowania? Ponoć pałac buduje gdzieś w rodzinnych stronach. Nie dom, ale pałac.
Pan M. (- Przestałem przyjmować kolędę. Łajdaków do do-mu nie wpuszczam): - A czy ktoś się przyjrzał temu stawowi, który proboszcz wykopał? Woda ponoć lewym przyłączem idzie z hydrantu. A kazania jak w śre-dniowieczu - ludzi osądza, straszy piekłem. Nikt głosu nie podniesie, ludzie się boją, bo ksiądz dobrze żyje z władzą, a czasy trudne. Takie życie w katolan-dzie.
Czytaj: Proboszcz z Czernikowa: - Pseudokatolicy, wrzody na ciele parafii!,
Szacunek na Białorusi
Wójt Zdzisław Gawroński nie kryje poirytowania, gdy pojawia się wątek proboszcza: - Ci, którzy czepiają się słów, powinni przyjrzeć się, co zostało zrobione, od kiedy pojawił się ksiądz.
Dobre dwadzieścia minut namawiam proboszcza na rozmowę: - Dziennikarze przyjeżdżają, zacytują jedno zdanie, ale pozostałych już nie. Nie wierzę po prostu.
Ostatecznie umawiamy się na rozmowę w samo południe. Czekam na proboszcza w jadalni przyozdobionej płaskorzeźbą z sarenką. Wzrokiem mierzy mnie stado wypchanych zwierząt (trofea z polowań i znaleziska potrącone przez samochody). Borsuk wyszedł realistycznie, lis z czerwonymi oczami ró-wnież, ale wyleniała tchórzofretka to już klęska preparatora.
- Myślistwo przywiozłem z poprzedniej parafii - wyjaśnia proboszcz. - Mój poprzednik był kapelanem myśliwych, więc ta-kże mnie o to poproszono. Był też inny powód - jeden z moich poprzedników został zamordowany na plebanii, więc wszyscy mówili, że broń się przyda. I tak już zostało.
Nie wygląda na swoje 46 lat. Uśmiechnięty, ale i pewny siebie. Urodził się pod Golubiem-Dobrzyniem. Tam ukończył szkołę, po której wstąpił do włocławskiego seminarium. Jako wikariusz zaliczył kilka parafii, po czym wyjechał na placówkę na Białorusi.
Pracę za wschodnią granicą wspomina z sentymentem: - Owszem, rządy dyktatorskie i bieda straszna, ale z drugiej strony życzliwości ludzi ogromna. Przez cały ten czas nie spotkała mnie na Białorusi żadna nieprzyjemność. Ludzie mają szacunek do księdza.
Na Białorusi ksiądz Piotr zebrał materiał na doktorat z teologii pastoralnej. W Polsce został proboszczem w Cettach (to właśnie tam w 1992 roku zginął podczas napadu proboszcz), a przed sześciu laty biskup włocławski powołał go do Czerniko-wa; proboszcz odchodził na emeryturę.
Ks. Siołkowski: - Mój poprzednik był już bardzo schorowany, więc nie można się dziwić, że nie miał siły zajmować się wieloma sprawami. Pani Elżbieta z sąsiedniej Wygody, która gotuje na plebanii, przynosi herbatę. - Ja wprowadziłem zupełnie inny styl zarządzania parafią i stąd może na początku były różne zgrzyty.
Nieboszczyka pchać na siłę?
Stanisław Kamiński, sołtys Czernikowa, miał na początku ostre spięcie z księdzem Piotrem: - Pokłóciliśmy się tak, że iskry szły - wspomina. - Ale proboszcz przyszedł i w końcu przyznał mi rację.
Ostatecznie Kamiński, emerytowany strażak został przewodniczącym rady parafialnej: - To była największa zmiana. Do tej pory rada liczyła cztery osoby i była raczej do ozdoby. Ksiądz Piotr poprosił, aby w każdej wsi należącej do parafii wybrać reprezentanta, więc dziś rada liczy 21 osób.
Sołtys zapewnia, że nie jest to grono pokornych owieczek: - Dlatego złość mnie bierze, kiedy słyszę, że proboszcz wymyśla sobie kolejne inwestycje. Każda inwestycja musi zostać zatwierdzona przez radę. A rada potrafi się nie zgodzić.
Pogrzeby kilka razy rozgrzały miejscową opinię, gdy ksiądz nie pozwolił na wniesienie trumny do kościoła.
- A niby dlaczego robić w kościele pogrzeb człowieka, który od lat unikał kościoła? - pyta proboszcz. - Na siłę go tu pchać wbrew jego woli? Ja nie odmawiam pogrzebu, ale w takich przypadkach pożegnanie odbywa się w kaplicy pogrzebowej przy kościele, a mszę za duszę odprawiamy po ceremonii. Takie mam zdanie, chociaż bywało, że rada parafialna miała inny pogląd, więc ustąpiłem.
Ksiądz Siołkowski przyznaje, że niektóre słowa nie powinny paść z jego ust. Również biskup włocławski zwrócił mu uwagę, żeby formułował myśli w mniej dosadny sposób: - Jestem typem choleryka i czasem żałuję po fakcie tego, co powiedziałem. Mogłem wypowiadać się bardziej dyplomatycznie. Nie powinny na przykład paść słowa o "wrzodach". Ale co do zasady nie zmieniłem zdania. Jeśli ktoś głosuje na partię, która opowiada się za swobodą aborcji, uznaniem za małżeństwo związków homoseksualnych - to powinien się zastanowić, czy Kościół jest miejscem dla niego. Mam na naszym terenie pewnego ateistę. Zawsze przyjmuje nas po kolędzie, rozmawiamy sobie kulturalnie. Ale on nie udaje, że jest katolikiem.
Pies się garnie do Dzieciątka
Bożejewiczowie, właściciele sadu w Czernikowie starają się oceniać proboszcza bez emocji. - Czasem coś powie za szybko. Na przykład jak wszedł wielki pies do kościoła podczas pasterki. Ludzie zaczęli go wyganiać, a ksiądz na to, że zwierzę bardziej się garnie do Dzieciątka niż wielu parafian - śmieje się Marianna Bożejewicz. - Trochę racji miał.
Ostry język proboszcza poraził też panią N. Podczas jednej z mszy wstała, powiedziała, co myśli o opinii wygłaszanej przez księdza i wyszła z kościoła: - By-ło, minęło. Ksiądz przyszedł wyjaśnić sprawę, podaliśmy sobie ręce i od tego czasu nie mogę o nim powiedzieć złego słowa. Owszem, opinie w niektórych sprawach mamy różne. On sobie ceni Radio Maryja, a ja ojca Rydzyka nie mogę słuchać. Ale to nie zmienia faktu, że jego pracę dla parafii oceniam bardzo wysoko. Że woła o pieniądze? To prawda, ale też nie bierze ich dla siebie. Zadbał o kościół, wybudował parking, każdy dziś może skorzystać z toalety. Tego się nie da zrobić za darmo. Ja na tacę kładę 5 złotych. Ostatnio dałam 100 złotych na organy. Czy raz na rok taki wydatek to dużo? O pieniądze się nie upomniał. Jak mi się coś nie podoba, to mówię prosto w oczy. Ale u nas ludzie siedzą cicho jak myszy pod miotłą, a później po cichu lecą z sensacjami do gazet.
Marianna Bożejewicz: - Opłaty za pogrzeb wzrosły za nowego proboszcza. Teraz płacimy tak, jak w sąsiednich parafiach. Ale przynajmniej wiemy, na co idzie każdy grosz, w biuletynie wszystko jest dokładnie wyliczone.
Proboszcz nie kryje, że wątek pieniędzy pojawia się podczas rozmów w kancelarii: - Niektórym wydaje się, że w Kościele wszystko dzieje się za darmo. Mam obowiązek uświadamiać niektórym, że utrzymanie parafii jest obowiązkiem każdego. I takie duszpasterskie rozmowy prowadzę. Ale też z wszystkiego się rozliczam i publikuję te informacje. Wszelkie inwestycje na plebanii robię ze swoich pieniędzy. Wymieniłem okna, przez które lał się deszcz i zapadające się podłogi, zrobiłem komputerowo sterowany system podlewania. Mam 10-letnią hondę, kupioną z myślą o polowaniach i 6-letnią vectrę. Dom buduje, ale nie ja, tylko szwagier. Na ża-dne prywatne wyjazdy z wójtem nie jeżdżę, a że wójt jeździ z na-mi na pielgrzymki, to prawda. A dlaczego nie miałby jeździć? Każdy może się zapisać.
Domy zamknięte, domy otwarte
Sołtys: - Gdyby niektórzy zaangażować się chcieli, wiedzieliby, że bale rada parafialna organizuje za własne składki. Ludzie widzą, jak członkowie rady parafialnej ładują do swoich samochodów dary z Caritasu. Ale nie przyjdzie im przez głowę, że wożą te dary do ludzi, którzy nie mogą przyjść. Przecież to jest wszystko ściśle zarachowane, co i dla kogo poszło. I nie proboszcz się tym zajmuje, ale specjalny zespół. Po co gadać głupoty, kiedy wystarczy spytać?
Z wszystkich zarzutów, które pojawiły się w mediach, najbardziej ciąży proboszczowi "afera różańcowa". Sprawa trafiła nawet na biurko premiera za pośrednictwem interpelacji posła Wenderlicha. Uczniowie "zostali zmuszeni do odmawiania różańca na dużej przerwie" - grzmiał poseł - "a modlitwa odbywała się pod groźbą kary". Proboszczowi poseł przeciwstawił postawę dyrektora szkoły "wyważona, wskazująca na poczucie odpowiedzialności za proces edukacyjny".
- Zabolało, bo to nie był mój pomysł - wyjaśnia proboszcz. - Obowiązek uczestnictwa w różańcach uchwalił episkopat, a z prośbą, żeby w szkole - wyszli rodzice. Chodziło o to, żeby uczniowie, zwłaszcza ci z daleka, nie musieli dodatkowo dojeżdżać. Moja wina polegała na tym, że nie uzgodniłem tego wcześniej z dyrektorem.
Dyrektor Zespołu Szkół w Czernikowie Andrzej Padlewski nie chce dziś komentować sprawy: - Niepotrzebnie sprawa nabrała takiego rozgłosu. Wystarczyła jedna rozmowa, podczas której wyjaśniliśmy sobie wszy-stko z proboszczem.
Proboszcz uważa, że najlepiej przemawiają liczby. Niekoniecznie te związane z tacą: - Uczestnictwo we mszach mamy na poziomie 40 procent, to dużo więcej niż średnia w diecezji. Ale dla mnie osobiście ważne jest to, co się dzieje podczas kolędy. Gdy przyszedłem do Czerniko-wa, 74 domy parafian były zamknięte dla księdza. A dziś - 16. To mnie pociesza, gdy czytam te wszystkie artykuły o sobie. Bardzo proszę, nich pan napisze, że ja do nikogo nie trzymam urazy. I że proszę o wybaczenie tych, których uraziłem.
Sołtys Kamiński nalega, żeby napisać o jeszcze jednej sprawie: - Nie wiem, skąd się ludziom wzięło to lewe przyłącze z hydrantu. Przecież przy plebanii nie ma żadnego hydrantu. Słowo strażaka!