Proboszcz dał się omotać gospodyni. A ta trzęsła parafią
Ksiądz Jacek Brzóska wylatuje z gibiańskiej parafii. - W końcu! - cieszą się jego oponenci. - Ludzi nie szanował, walczył z wiernymi. Niech idzie z Bogiem!
- Ksiądz, jak ksiądz. Z biedą, ale pewnie można byłoby jakoś z nim się dogadać - mówi Zygmunt Matulewicz, jeden z gibiańskich wiernych. - Ale jego „Michałowa” to kobieta z piekła rodem. Zamiast garów pilnować, parafią rządziła. A do tego zaczęła wróżyć, jakimś wahadełkiem nad rękoma ludzi wymachiwać. Kto to słyszał, żeby na plebanii takie rzeczy się działy! A ksiądz dał się jej omotać. Nie chciał, albo nie potrafił się postawić.
Rozmówca nie kryje, że w tej sprawie, z grupą innych wiernych, niedawno spotkał się z biskupem ełckim Jerzym Mazurem. I, jak to mówi, wyłożył kawę na ławę. - Powiedziałem wprost, że proboszcz wykorzystuje kościół do walki z wiernymi - dodaje. - Kiedyś, na niedzielnym nabożeństwie ludzie nie mieścili się w świątyni. A dziś świeci ona pustkami. Sam, choć kościółek mam pod nosem, przestałem w nim się modlić. Jeżdżę do innej parafii. Dlaczego? Bo z antychrystami Boga chwalić nie będę!
Efekt spotkania jest taki, że ks. Jacek Brzóska pakuje się i opuszcza parafię. Od 17 sierpnia będzie rządził w podoleckich Gąskach. Podobno przełożeni duchownego zastrzegli, że ma tam pracować sam. Bez obecnej gospodyni.
Kupiła księdzu helikopter
Ks. Jacek Brzóska rządził parafią w Gibach przez dziewięć lat. To postać znana w regionie. Choćby z tego, że gdy był proboszczem w podaugustowskiej Kolnicy to w świątyni trzymał siano dla swoich koni. Parafianie oburzali się, że z kościoła robi stajnię, a duchowny tłumaczył, że nie ma stodoły. Problem rozwiązała gospodyni. W pobliskiej Komaszówce wybudowała siedlisko i tam ulokowała rumaki. Kilka lat później ksiądz znowu pojawił się na pierwszych stronach gazet za sprawą helikoptera, otrzymanego w prezencie od gosposi. Kobieta tłumaczyła nam wówczas, że ksiądz zawsze marzył o lataniu, a marzenia trzeba spełniać. Sprzęt nie służył długo, bo ani ksiądz, ani jego gosposia nie mieli uprawnień pilota. Ostatecznie helikopter został pocięty na kawałki i wywieziony z parafii pod osłoną nocy.
- Słyszeliśmy o tych wpadkach, ale nie chcieliśmy do proboszcza się uprzedzać - mówi Matulewicz, który mieszka za płotem plebanii w Gibach. - Przyjęliśmy go z otwartymi ramionami.
Przez kilka lat był spokój. Matule-wicz, jeden z największych przedsiębiorców w gminie wspierał parafię jak mógł. Co takiego wydarzyło się trzy lata temu, trudno zgadnąć. Fakt, że proboszcz zaczął pisać na niego donosy do różnych instytucji. Podnosił w nich, że przedsiębiorca za bardzo hałasuje, a to „utrudnia sprawowanie kultu religijnego” i powoduje się, że trzęsie się kościelna wieża. A później zaczął naciskać na wójta, aby zmusił Matulewicza do zaniechania dalszej działalności, w którą - jak się wyraził - wkrada się bandytyzm. Nam z kolei tłumaczył, że chce „żyć normalnie, a nie jak pies, czyli od rana do nocy w hałasie i smrodzie”.
- Pieniądze, które kładłem na tacę to mu nie cuchnęły, tylko spaliny z moich aut - denerwuje się Matulewicz. - A z czego mam utrzymać rodzinę?!
Mieszkańcy wsi, a nawet gminy podzielili się. Jedni byli za księdzem, drudzy - za przedsiębiorcą. Ci ostatni zarzucali proboszczowi, że zamiast ludzi jednoczyć to podsyca nienawiść.
Czara goryczy przelała się w minionym miesiącu, gdy gibiańska parafia świętowała swoje 25-lecie. Jeden z wiernych zaproponował proboszczowi, że przygotuje poczęstunek, ale pod warunkiem, że wszyscy zasiądą przy jednym stole. A nie, tak jak do tej pory, że „wierchuszka” świętuje w salonie, a wierni - na podwórku. Ale uczta z gawiedzią nie przypadła do gustu „Michałowej” i pomysł przepadł. - Ksiądz musi mieć gospodynię, bo ktoś powinien dbać o porządek, ugotować obiad, zrobić pranie - uważa Jerzy Sewastynowicz z Gib. - Ale nie może ona decydować o tym, co dzieje się w parafii!
To są oszczerstwa!
Niedawno ks. Brzóska mówił nam, że zarzuty jego oponentów to nic innego, jak oszczerstwa. Wszystkich traktuje równo, a gospodyni nie miesza się w parafialne sprawy. Od kilku dni telefonu na plebanii nikt nie odbiera.