Prezydent Kielc zdradza plany na najbliższe lata
Wojciech Lubawski jest prezydentem Kielc od 14 lat. Ma coraz więcej przeciwników. Jak sobie z tym radzi i jakie ma plany na następne lata?
- Jest pan prezydentem od 14 lat, w tej kadencji jest pan wyjątkowo atakowany przez przeciwników politycznych ze wszystkich stron. Próbowano pana nawet odwołać w referendum. Nie ma pan już dość tej walki i rządzenia? Czy myśli pan już o emeryturze?
- Gdy bym miał dość, to bym zrezygnował. Jest taka możliwość. Do emerytury jeszcze trochę mi brakuje według nowych przepisów, z 5 lat. Bardzo się cieszę na myśl o niej. Nie będę bezczynny, chce mi się robić różne rzeczy, ale na razie to tajemnica.
- Sprzedaż Korony, czy jest to największy problem w mieście?
- Ależ skąd. To jest problem wykreowany przez radnych. Ale tak na prawdę oni kochają ten klub i nie chcą, żebym go sprzedał. Jak chcą bić w Lubawskiego to używają Korony. Chcą mi zrobić przykrość, ale to nie jest mój prywatny klub, tylko nasz. Mam nadzieję, że wkrótce zostanie sprzedany.
- Nie żałuje pan dogadywania się z tak niepoważnym kontrahentem jak Senegalczycy? Czy podejmowanie z nimi rozmów nie były kompromitujące dla miasta?
- To był bardzo dobry kontrahent. Cała ta sytuacja wynikała z mentalności Senegalczyków. Ich trzeba ich poznać, żeby zrozumieć ich podejście do tej transakcji. To mądrzy i wykształceni ludzie, kończyli szkoły we Francji. Są światłymi ludźmi. Niestety trochę zostali obśmiani, miedzy innymi przez prezesa Polskiego Związku Piłki Nożnej Zbigniewa Bońka, który nie powinien był tego robić. Wyczułem u wielu osób rasistowskie nastawienie.
- To może trzeba było dać im jeszcze dwa tygodnie, o które prosili na wywiązanie się z umowy?
- Byłem pod ogromną presją. Zarzuca mi się, że nie chce sprzedać Korony. Muszę zdjąć z siebie ten ciężar i dać szansę klubowi, żeby się rozwijał i normalnie funkcjonował. Awantura trwająca przez tyle lat nie może działać dobrze na zespół.
- Po zerwaniu umowy z Senegalczykami, zapowiedział pan rozpoczęcie negocjacji z czterema innymi kontrahentami, zainteresowanymi kupnem Korony. Są to nowe oferty?
- Znamy je od pół roku. Nie podejmowałem z nimi rozmów, bo wierzyłem w szczęśliwy finał z Senegalczykami.
- To jaka jest najważniejsza sprawa, która stoi przed panem w najbliższych latach?
- To przygotowanie do kolejnej perspektywy unijnej i zdobycie dofinansowania na inwestycje niezbędne dla rozwoju miasta, na które nie byłoby nas stać. Bardzo potrzebne jest nam Centrum Kształcenia Praktycznego. Wspólnie z Uniwersytetem Jana Kochanowskiego chcemy wybudować Ośrodek Badawczo Rozwojowy Rolnictwa. Realizacja tego pomysłu pozwoli nam otrzymać dofinansowanie na budowę Ogrodu Botanicznego. Kolejna ważna inwestycja to rozbudowa Kieleckiego Parku Technologicznego. W budynkach brakuje powierzchni do wynajęcia, a jest wielu chętnych na prowadzenie działalności. Musimy budować kolejne hale, biura i laboratoria. Mamy do zrobienia jeszcze kilka dróg.
-Wysłał pan na emeryturę sporą grupę pracowników, ale nie są to osoby z panem związane. Wszystkie były zatrudnione zanim pan został prezydentem. Kiedy odejdą emeryci bliscy panu?
- Ustaliłem ze związkami zawodowymi, że odejdą wszyscy emeryci z wyjątkiem Mariana Sosnowskiego, dyrektora Zarządu Transportu Miejskiego, który odpowiada za przebudowę dworca autobusowego. On ma kontakty, jest umocowany w wielu miejscach, jest w trakcie rozmów. Gdybym go odwołał doprowadziłoby to do bałaganu. A czas nas goni. Natomiast moi zastępcy mają już uprawnienia emerytalne albo nabędą je do końca kadencji i po wyborach zdecydują, czy odejdą na emeryturę czy nie.
- Czy jednak edukacją nie powinien zająć się ktoś młodszy niż Andrzej Sygut?
-Nie ma potrzeby. Jestem z niego zadowolony. Jest wiele osób, które widzą się na jego miejscu. Muszą poczekać.
- Czy widzi pani kandydata na prezydenta Kielc, który mógłby panu zagrozić w najbliższych wyborach?
- Nie rozpatruję nikogo w takich kategoriach. Dobrze życzę Kielcom i mogę rozważać, czy nadaje się do rządzenia miastem czy nie. Biorąc pod uwagę wysokość wynagrodzenia i godziny pracy to nie cymes, to jest ciężka praca. Jedyny co mnie utrzyma przy niej to ogromna satysfakcja, że miasto zmienia się, pięknieje i lepiej się po nim jeździ . To jest wypłata za moją ciężką pracę. Ja nie potrzebuję honorów, władzy dla władzy. Widzę kilku dobrych kandydatów, ale nie zdradzę ich. Niestety ci najlepsi nie będą chcieli kandydować.
- Czy dało coś panu referendum? Skłoniło do jakiś zmian w podejściu do zarządzania miastem?
Referendum było nieuczciwe, w biuletynach, wypowiedziach i zbieraniu głosów. To będzie miało swoje odzwierciedlenie w prokuraturze. Nie może ktoś działać nieuczciwie i odnieść sukces. Chce innych ochronić przed takim działaniem
- A może to była forma protestu młodych ludzi, którzy chcą mieć wpływ na miasto, a nie są dopuszczani do głosu przez pana i pana ludzi?
-To niech starują w wyborach i w konkursach. Dlaczego tego nie robią? Jak wygrają, to będą rządzić. Nie zdarzyło mi się zmienić wyników konkursu wciągu 14 lat, choć mam taką możliwość.
- A może czasem warto to zrobić ? Nie zadrżała panu ręka przy podpisywaniu nominacji Włodzimierzowi Stępniowi na dyrektora Miejskiego Zarządu Dróg? Może pan stracić wielu wyborców z powodu współpracy z nim.
- Zrobiłem to dla dobra miasta a nie z sentymentu dla Włodka. Jakby nie wygrał konkursu to nie byłby dyrektorem. Dlaczego miałbym go nie powołać? Bo jest z lewej strony? Światopogląd nie może decydować o tym, czy ktoś ma być dyrektorem. Jego lewicowość jest uczciwa w przeciwieństwie do obecnych przedstawicieli Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Był moim przeciwnikiem, startowaliśmy przeciwko sobie, ale po latach przyjrzałem się temu, co zostawił i doceniłem to. Pracował w trudnych czasach, był zakładnikiem rady miasta i mógł być odwołany w każdej chwili. Kandydat na dyrektora musi spełnić trzy podstawowe kryteria, uczciwość, lojalność i fachowość. Włodek jest uczciwy, jest fachowcem (pracował w Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad) i wykazał się lojalnością, gdy przyszedł do mnie przed referendum i powiedział, czy nie będzie mi przeszkadzać, jeśli mnie poprze. Powiedział, że odwołanie mnie byłoby szkodliwe dla miasta, a on dobrze życzy Kielcom. Nie było mowy o żadnym odpłacaniu się mu.
- Skąd się bierze tyle niechęci a wręcz nienawiści do pana ? Jak pan sobie to tłumaczy?
- Nigdy nie dałem się sprzedać, a jak nie dałem, to musiałem narazić się wielu osobom. Przez 14 lat prezydentury nie dałem komuś pozwolenia na budowę, działki, czy pracy, innym zabrałem grunt czy wyciąłem drzewo. A to powoduje agresje. Są ludzie, którzy mi nie zapomną odmowy. Ja robię wszystko zgodnie ze swoim sumieniem i dalej tak będę działać.
- Do niedawna mówił pan, że budowa lotniska w Obicach to sprawa polityczna i dopóki w Polsce będzie rządzić Platforma Obywatelska, to lotnisko nie powstanie. Władza się zmieniła, a opinia rządu o budowie portu nadal jest nieprzychylna. Jak pan to wytłumaczy ? Może jednak ten projekt nie ma sensu i trzeba się z tym pogodzić?
- Pojawiły się nowe realia. Rząd chce budować Centralny Port Lotniczy. Najlepsza lokalizacja znajduje się między Krakowem a Warszawą, czyli u nas. Nasze argumenty powinny być przynajmniej wysłuchane na szerszym forum i liczę na to. Świętokrzyscy posłowie mają zorganizować spotkanie, na którym będziemy mogli je przedstawić. Rząd na razie bierze pod uwagę tereny pod Łodzią, ale tam lotnisko nie może powstać ze względu na gęstą zabudowę. U nas nie ma takiego problemu. Port może funkcjonować bez przeszkód.
- Dawno nie było w Kielcach tak silnego protestu mieszkańców, jak ten przeciwko budowie przedłużenia ulicy Szajnowicza-Iwanowa blisko bloków. Decyzja, którędy poprowadzić trasę jest w pana rękach. Czy weźmie pan pod uwagę interes protestujących, czy całego osiedla?
- Tej drogi nie będziemy budować. Inna decyzja pokazałaby, że nie liczę się z wynikiem konsultacji społecznych i ich przeprowadzanie nie miało sensu. Przedłużenie ulicy Szajnowicza - Iwanowa miało służyć przede wszystkim tym protestującym, więc nic na siłę nie będę robić. Drugi wariant przebiegu ulicy, który bardziej odpowiada mieszkańcom nie może być obecnie zrealizowany, ponieważ nas na niego nie stać. Nie mamy pieniędzy na wykupy gruntów ( pod oprotestowany przebieg część działek jest już kupiona), a Unia Europejska nie zwraca tych kosztów
- Podobna sytuacja była na ulicy Witosa, gdzie grupa mieszkańców zaprotestowała przeciwko rozbudowie jej do dwupasmówki. Uległ pan naciskom właścicieli posesji graniczących z drogą i na wysokości osiedla Dąbrowa ulica będzie się zwężać do jednej jezdni. Jaki sens ma taka kadłubkowa inwestycja?
- Od początku przygotowań do tej inwestycji miałem wątpliwości, czy ulica Witosa powinna być dwujezdniowa. Gdy pojawiły sie protesty rozmawiałem nie tylko z opozycjonistami, ale także z projektantami, którzy przekonali mnie, że takie rozwiązanie ma sens.
- Czy Kielce są przygotowane do reformy oświaty zapowiadanej przez rząd i likwidację gimnazjów?
- Tak. Jesteśmy w szczęśliwej sytuacji, ponieważ w Kielcach mamy tylko dwa samodzielne gimnazja i wszystko da się poukładać. Nikt nie straci pracy, ale to nie znaczy, że zostanie w tym miejscu, gdzie jest obecnie zatrudniony.
- Pójście sześciolatków do szkół miało rozwiązać problem niewystarczającej liczby miejsc w kieleckich przedszkolach. Ta reforma została cofnięta, sześciolatki w większości zostaną w przedszkolach a dla młodszych dzieci zabraknie miejsc. Jak ten problem zostanie rozwiązany? Czy będą budowane w mieście nowe przedszkola na przykład na Ślichowicach?
-W Kielcach nie brakuje miejsc w przedszkolach dla dzieci z Kielc. Każda rekrutacja zaczyna się awanturą, że mamy za mało miejsc. Przed rozpoczęciem roku szkolnego okazuje się, że jest i za dużo. Żeby zapełnić przedszkola przyjmujemy maluchy z ościennych gmin. Stanowią one jedną czwartą wszystkich przedszkolaków. Problem jest w tym, że każdy chce mieć przedszkole blisko domu, a tak się nie da. Na Ślichwicach niedawno powstało przedszkole, ale być może trzeba będzie pomyśleć o kolejnym, bo osiedle rozwija się. To są jednak duże koszty, zarówno budowa, jak i potem utrzymanie.
- Jak ocenia pan działalność Kieleckiego Parku Technologicznego ? Pojawiają się opinie, że miasto ładuje w tę działalność olbrzymie pieniądze, a niewiele z tego ma? Kiedyś unijne dotacje się skończą, Skąd weźmiemy pieniądze na utrzymanie tej infrastruktury
- Moja opinia może być nieobiektywna, więc opieram się na ministerialnej, według, której jest to najlepszy park technologiczny w Polsce. Ta instytucja nie potrzebuje pieniędzy na utrzymanie, ona zarabia na siebie, więc nie będzie problemu, gdy skończą się unijne dotacje.
- Kielce nadal się kurczą, mieszkańcy wyjeżdżają z miasta w poszukiwaniu pracy albo lepszego życia, szczególnie dotkliwa jest ucieczka młodych ludzi, bo bez nich miasto nie może się rozwijać. Ma pan pomysły, jak ich zatrzymać w Kielcach?
- To nie prawda, że z Kielc wyjeżdża tak dużo osób. Z Rzeszowa, który często stawiany jest nam za przykład świetnie rozwijającego się miasta wyjeżdża więcej niż z Kielc, oczywiście proporcjonalnie do liczby mieszkańców, ale najwięcej z Warszawy, ale do stoicy też dużo przyjeżdża. My mamy z tym problem. Myślę, że kluczem są nasze uczelnie, które podnoszą poziom kształcenia. Młodzi ludzie, którzy przyjeżdżają do nas na studia będą chcieli u nas zostawać na stałe.
- Czy w zbliżającym się roku szykuje pan jakieś podwyżki, podatków od nieruchomości, biletów autobusowych czy czynszów w mieszkaniach komunalnych?
- Nic o tym nie wiem. Pani skarbnik nie zgłaszała takich potrzeb.