Prezydent Gorzowa: - Nie wypaliłem się. Ja dopiero zaczynam!

Czytaj dalej
Fot. Tomasz Rusek
Tomasz Rusek

Prezydent Gorzowa: - Nie wypaliłem się. Ja dopiero zaczynam!

Tomasz Rusek

Rozmowa z Jackiem Wójcickim, prezydentem Gorzowa

Wypalił się pan?
(Jacek Wójcicki prawie krztusi się kawą - dop. red.) W życiu! To było obraźliwe pytanie! Nie wypaliłem się, nie mam dość. Nie da się mnie złamać ani zmęczyć. Można powiedzieć, że ja dopiero zaczynam.

Czyli będzie pan kandydował w kolejnych wyborach prezydenckich?
Tak, od dawna mówię to wprost, że mam pomysł na miasto, który wymaga dwóch kadencji. Chcę dokończyć inwestycje, które już się zaczęły i które zaraz będą się zaczynać. Wziąć odpowiedzialność i dać się potem mieszkańcom rozliczyć. Ale wtedy, gdy skończę, co zacząłem. Tak jest uczciwie.

Pytam o kolejne wybory, ponieważ przez wakacje pytaliśmy znanych gorzowian, co by zrobili, gdyby byli prezydentem miasta. Czytał pan te teksty?
Owszem. To całkiem przyjemne „programy wyborcze”. Wiele ciekawych spostrzeżeń i idei. Problem w tym, że rzeczywistość samorządowa i możliwości prawne czasami boleśnie weryfikują zamierzenia kandydatów czy osób poproszonych właśnie o takie wypowiedzi. Pewne rzeczy są albo dużo trudniejsze, niż się wydaje, albo wręcz niemożliwe do wykonania. Tymczasem każdy może powiedzieć: gdybym był prezydentem, wyremontowałbym wszystkie ulice, stworzyłbym lokalny dodatek w wysokości 1 tys. zł dla każdego mieszkańca oraz przyciągnąłbym nowe fabryki, które by świetnie płaciły tysiącom pracowników. Uczyniłbym z Gorzowa Eldorado. Dobry program, prawda? Nikt jednak takich publicystycznych wizji nie oceni, nie zweryfikuje i nie rozliczy. A ja muszę myśleć właśnie w takich kategoriach: co faktycznie da się zrobić, a czego nie.

No to lećmy z koksem! Marek Surmacz napisał, że w życiu by nie remontował Przemysłówki.
Spoko. Nie róbmy remontu. Równie dobrze moglibyśmy dalej blokować modernizację centrali rybnej, zabudowy działki przy ul. Hawelańskiej, patrzeć, jak zarasta działka na wprost filharmonii.

Jerzy Korolewicz dziwił się, po co grzebano w marce „Gorzów Przystań”. Bo zdaje się, że nowa „Gorzów w sam raz” jest po ostrej krytyce w zawieszeniu? Więc? Po co grzebano?
Marka to rodzaj wytycznej, taki drogowskaz, w którym kierunku miasto ma iść. Nie flaga, nie symbol. Ją można zmieniać, podkręcać. Chcieliśmy pokazać, że przystań zmieniła się w dobre miejsce do życia. Tak, nowy brand jest w zawieszeniu, ciągle pracuję nad tym, jak przekonać do niego radnych. Wtedy oficjalnie wejdzie w życie. Przecież nawet coca-cola co jakiś czas dopracowuje logo, kształt butelki, ewoluuje. Nasza marka też musi.

Zofia Bilińska napisała, że jako prezydent nie likwidowałaby pomnika na Placu Grunwaldzkim. A pan chce.
To nie tak (prezydent wzdycha i chowa głowę w dłonie - dop. red.). Pomysł uczczenia stulecia niepodległości rzucił radny Sebastian Pieńkowski. I nie powiem: jestem za. Na potrzeby oferty dla ewentualnych twórców nowego pomnika w ogólnym zarysie pomysłu faktycznie były sformułowania, które sugerowały, że z placu znika to, co jest. Chodziło jednak o danie twórcom wolnej ręki. To były luźne zapisy. Nikt nie miał zamiaru wyburzyć tego wszystkiego, co dziś tam stoi, a zwłaszcza Dzwonu Pokoju!

To niech pan to powie: nie zburzę pomnika na placu Grunwaldzkim.
Ja? Na pewno go nie zburzę. Nie ma na dziś takich planów. Reakcje ludzi, mieszkańców, ta niepotrzebna obawa o likwidację, upewniły mnie, że to nie jest najlepszy pomysł. Jednak nie jestem w stanie przysiąc, że jakichś zmian nie narzuci nam IPN.

Podobno formalnie to cały czas pomnik Braterstwa Broni? Ponieważ nigdy w należyty sposób nie zmieniono nazwy na Pomnik Niepodległości?
Tak, mam takie informacje. Jednak podkreślam: nie ma tematu likwidacji pomnika.

Kolejny zarzut z naszego cyklu, dość powszechny: Wójcicki zatrudnia ludzi po linii partyjnej, bo spłaca wyborcze kredyty.
Bzdura. Nie mam żadnych politycznych kredytów. Jedyny jaki mam, to wobec ekipy Ludzi dla Miasta, z którymi nasze drogi się rozeszły.

Mam wrażenie, że związaliście się, bo miał pan być „inny niż reszta”. A okazało się, że - jakby to powiedziała kobieta - rozrzuca pan skarpetki po domu, chlapie na zlew i lustro przy goleniu...
(Śmiech) rozstaliśmy się, ponieważ nie interesowało mnie tylko podpalanie. Chciałem działać i zmieniać miasto. Okazało się, że nie jest nam po drodze.

I po to jest panu romans z Prawem i Sprawiedliwością (Wójcicki dzięki współpracy z Elżbietą Rafalską z PiS zdobywa grube miliony na inwestycje w Gorzowie - dop. red.)?
Romans? Sugeruje pan, że to miłość? Nie wchodziłbym w uczucia.

Czyli wy tak... bez miłości?
Odpowiem tak: dla miasta, dla jego dobra i rozwoju, współpracować mogę zawsze i z każdym. Skoro po drugiej stronie są możliwości i chęci, to zawsze na takie podejście odpowiem wyciągniętą dłonią. A że mamy szczęście do skutecznych polityków, to korzystajmy na tym. Gdybym chciał się podlizać, bo to sugeruje pytanie, już dawno zagrałbym na którąś ze stron i już tym grał.

Tylko że pokorne cielę dwie matki ssie.
To hipokryzja. A ja po prostu jestem zwolennikiem porozumienia. Robię to dla miasta. Chociaż dla siebie też. Bo chciałbym, by Gorzów był miastem, w którym zostaną moje dzieci.

Argument wagi ciężkiej. Czyli Gorzów to dla pana takie miasto na całe życie? Na zawsze i do końca?
Tak je postrzegam. Nigdy nie było przystankiem. Dlatego mam świadomość, że nie robię i nie buduję czegoś pod publiczkę i na chwilę, tylko na zawsze, także dla swojego przyszłego życia. To też uczciwe podejście.

Skoro już pan powiedział wprost, że będzie walczył o kolejną kadencję, to proszę powiedzieć co, poza dokończeniem inwestycji, jeszcze pan planuje?
Jak to lapidarnie brzmi: „co poza dokończeniem inwestycji”. A to będzie główne zadanie. Przez lata miasto wydawało na inwestycje po 20-30 mln zł. Tymczasem w 2016 r. było to 80 mln zł, w tym jest 160 mln zł, a w kolejnym będzie 300 mln zł. To, na co dziś narzekają kierowcy, jest zaledwie przygrywką przed tym, co będzie.

Na ulicach będzie jeszcze trudniej i gorzej?
Będzie armagedon. Objazdy, blokady, komunikacja zastępcza, wykopy, rozkopy. Dziś mamy zaledwie przygrywkę.

Ludzie pana zamordują.
Nie. Ludzie to rozumieją i zrozumieją.

Walczaka i Warszawską też?
OK. Przyznaję: ta inwestycja to mea culpa (moja wina - red.). Mogliśmy zrobić więcej, szybciej, lepiej. Mogliśmy zwiększyć kary za dzień opóźnienia, choć to odbija się nam teraz czkawką. Bardziej też cisnąć wykonawców. Choć przysięgam, że nie wiem, gdzie były te rezerwy, bo moi pracownicy, cały nadzór, dosłownie siedział firmie na karku. Problem był z samą firmą. W maju doszło do tego, że nie zapłaciła podwykonawcom. I dopiero wtedy, podkreślam: w maju 2017 r., mieliśmy podstawę do zerwania umowy. Jednak wybraliśmy wariant, który dawał nam szansę na jak najmniejsze opóźnienie. Tylko że mało kto widzi jedną rzecz: poza tą nieszczęsną inwestycją są inne, które poszły nam sprawnie i planowo. Tylko niektórym zależy, by grać Warszawską.

Bo ruszyła kampania wyborcza?
Oczywiście!

Każdą krytykę można w ten sposób uwalić: krytykują mnie, bo ruszyła kampania.
Nie. Z każdym, kto chce krytykować, chętnie porozmawiam, pościeram się na argumenty, wyjaśnię, pokażę dokumenty. Ale krytykanctwa nie znoszę.

Chwila, chwila. Co to znaczy, że podwyższenie kar dla wykonawców odbija się czkawką?
Po nauczce z Walczaka i Warszawską podnieśliśmy kary za opóźnienie przy remoncie Kostrzyńskiej, Bierzarina czy Myśliborskiej. Efekt jest taki, że oferty są z kosmosu i znacznie przekraczają nasze kosztorysy. Przypuszczamy, że również jest to skutek naszych twardych zapisów z umów. Nie wykluczam, że nieco zejdziemy z obostrzeniami.

Inwestycje są zagrożone?
Nie, ale przetargi nie idą jak po maśle. Na pewno nie pomaga też fakt, że w całej Polsce trwa boom. Firmy przebierają w zleceniach i śrubują stawki.

To konkretnie: kiedy Kostrzyńska?
We wrześniu chcielibyśmy podpisać umowę.

Kiedy Myśliborska?
Liczę, że też we wrześniu będzie umowa.

Bierzarina/Walczaka/Łukasińskiego?
Pewnie przyszły rok, z wykonawstwem na 2019 r.

A co z budową deptaku i remontem torowiska w samym centrum?
Mamy problem. Oferty firm znacznie przekraczają nasze wyliczenia kosztów. O miliony. Tu jesteśmy jeszcze przed decyzją, co zrobić.

Jeszcze jedna sprawa. Taka przyziemna. Przez prawie 30 lat mieszkałem na ul. Armii Ludowej. Cały czas jestem tam częstym gościem. Co mam odpowiadać sąsiadom, kiedy pytają mnie, czemu Wójcickiemu przeszkadza Armia Ludowa i jeszcze kilka nazw ulic?
Mnie nie przeszkadzają.

Ale zmiana będzie?
Bo narzuca ją ustawa dekomunizacyjna.

Jacek Wójcicki sam nazw by nie zmieniał?
Nie, mnie nie przeszkadzają. Jednak jeśli my ich byśmy nie zmienili, to zmieniłby je nam po swojemu pan wojewoda. Tak proszę powiedzieć sąsiadom.

Tomasz Rusek

Najwięcej moich tekstów znajdziecie obecnie na stronie międzyrzecz.naszemiasto.pl. Żyję newsami, ciekawostkami, inwestycjami, problemami i dobrymi wieściami z Międzyrzecza, Skwierzyny, Trzciela, Przytocznej, Pszczewa i Bledzewa.
To niezywkły powiat, moim zdaniem jeden z najpiękniejszych (i najciekawszych!) w Lubuskiem. Są tam też wspaniali ludzie, z którymi mam szansę porozmawiać na facebookowym profilu Głos Międzyrzecza i Skwierzyny. Wpadnijcie tam koniecznie. Udało się nam stworzyć wraz z ponad 15 tysiącami ludzi fajne, przyjazne miejsce, gdzie znajdziecie newsy, piękne zdjęcia, relacje z ważnych wydarzeń i - codziennie! - najnowszą prognozę pogody. Bo od pogody zaczynamy dzień.


Staram się pilnować najważniejszych spraw i tematów. Sporo piszę o:


jeziorze Głębokim, o inwestycjach, czy atrakcjach turystycznych, ale poruszamy (MY - bo wiele tematów do załatwienia i opisania podpowiadacie Wy, Czytelnicy) dziesiątki innych spraw. 
Dlatego przy okazji wielkie dzięki za Wasze komentarze, opinie, zaangażowanie i wsparcie.



Zdarza się też, że piszę o Gorzowie. To moje rodzinne miasto, które - tak lubię myśleć - znam jak własną kieszeń. Cały czas się zmienia, rozbudowuje, wiecznie są tu jakieś remonty i inwestycje, więc pewnie jeszcze przez lata nie zabraknie mi tematów!



 


Do Gazety Lubuskiej (portal międzyrzecz.naszemiasto.pl jest jej częścią) trafiłem niemal 20 lat temu. Akurat zakończyłem swoją kilkuletnią przygodę z Radiem Gorzów i Radiem Plus, więc postanowiłem się sprawdzić w słowie pisanym (choć mówione było świetną przygodą). I tak się sprawdzam, i sprawdzam, i sprawdzam. Musicie bowiem wiedzieć, że Lubuska sprzed nastu lat i obecna to zupełnie inne gazety. Dziś, poza pisaniem, robimy zdjęcia, nagrywamy filmy, przygotowujemy relację. Żaden dzień nie jest takim sam. I chyba dlatego tak lubię tę pracę.

Lubię też:



  • jazdę na rowerze

  • pływanie

  • urlopy

  • gołąbki

  • seriale

  • lenistwo



nie przepadam za:



  • winem

  • górami

  • ogórkową

  • tłumem

  • hałasami

  • wczesnym wstawaniem (aczkolwiek nieźle mi wychodzi!)



OK, w ostateczności mogę zjeść ogórkową.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.