Z Dr Rafałem Chwedorukiem rozmawia Jarosław Zalesiński.
Prezydent Duda będzie 25 sierpnia w sali BHP gospodarzem konferencji, poświęconej referendum konstytucyjnemu. Wystąpić jako patron tradycji Sierpnia - to zręczne posunięcie.
To prawda, zręczne. Rocznica sierpniowa zawsze sprzyja wygłaszaniu patetycznych komunikatów i może służyć uprawianiu polityki historycznej. Jest w tym jeszcze jedna ciekawa okoliczność: konferencja będzie organizowana przez Solidarność...
Postrzeganą dzisiaj jako sojusznik PiS.
To postrzeganie niepełne. Dzisiaj już nie pamiętamy, że Piotr Duda został wybrany na przewodniczącego Solidarności przeciwko Januszowi Śniadkowi, który reprezentował linię bliskiej współpracy z PiS. Liberalna opinia uważa Solidarność Piotra Dudy za przybudówkę PiS, ale to absolutna nieprawda. Taki np. Dominik Kolorz, szef śląsko-dąbrowskiej Solidarności, od dawna ma swoje kontakty z Pawłem Kukizem.
Nieoficjalnie można usłyszeć, że Kukiz może pojawić się na konferencji w sali BHP. I także Kosiniak-Kamysz, lider PSL.
To pokazuje, że miejsce, czas, ale także osoby, od Piotra Dudy po PSL, nie będą do końca przypadkowe. Konferencja może być próbą umocnienia prezydenta Dudy wobec PiS, powiedzenia: zobaczcie, mam tutaj innych niż wy partnerów.
Wiele ostatnich ruchów prezydenta Dudy jest takim sygnałem. Już nie tylko weta, ale także np. nowa wersja ustawy dla frankowiczów. Prezydent na własną rękę próbuje poszerzać swoje społeczne poparcie.
Jesteśmy w momencie, w którym tak naprawdę perspektywa ewentualnej samodzielności politycznej prezydenta Dudy dopiero się rozstrzygnie.
Każdy prezydent w Polsce w sytuacji, gdy głowa państwa wybierana jest w wyborach powszechnych, funkcjonuje, ujmując to symbolicznie, pomiędzy pierwszą a drugą turą wyborów. W pierwszej musi się opierać na zwartych partyjnych strukturach i żelaznym elektoracie. Natomiast w drugiej turze musi ten elektorat poszerzyć, docierając do innych wyborców, a także próbując zneutralizować możliwość agregacji wyborców przez swojego rywala.
Czyli działania prezydenta Dudy są już obliczone na drugą turę wyborów prezydenckich w 2020 r.?
To nie ulega dla mnie najmniejszej wątpliwości. Jego zaplecze doszło do wniosku, że tak silne utożsamienie z rządzącą partią, wiązanie z nią swoich losów, nie dawałoby wyjścia z sytuacji, w której notowania PiS zatrzymałyby się na jakimś poziomie, a notowania opozycji by rosły. Dla prezydenta byłoby to bardzo niebezpieczne.
Wejście na tak otwarcie kolizyjny kurs z Antonim Macierewiczem to także element pozycjonowania się prezydenta Dudy? Czy to może konflikt ambicjonalny? Albo merytoryczny?
W polityce nie sposób oddzielić od siebie tych motywacji. Myślę, że obok merytorycznych różnic, związanych z polityką obronną, oraz obok klasycznej walki o władzę wiąże się to w jakimś stopniu z tym, co nazwał pan pozycjonowaniem. Antoni Macierewicz jest symbolem najbardziej wyrazistego nurtu Prawa i Sprawiedliwości. A prezydent, który w perspektywie drugiej tury wyborów prezydenckich szuka drogi do centrum, może wygodnie siebie pozycjonować w przestrzeni publicznej jako ktoś, owszem, związany z obozem rządzącym, ale będący zarazem antytezą tego nurtu, który jest uosabiany przez Antoniego Macierewicza.
Antyteza, ale związana z obozem władzy?
Tak, bo nie musi to wcale oznaczać zerwania z obozem władzy.
Sytuacja, w której Andrzej Duda startowałby w wyborach prezydenckich przeciwko PiS, byłaby według mnie niechybną zapowiedzią klęski któregoś z tych podmiotów, a tak naprawdę najpewniej obu.
Prezydent Duda już przez takim scenariuszem przestrzegał polityków PiS. Niektórzy mówią przy tej okazji, że w łonie obozu władzy stopniowo krystalizują się dwa nurty: racjonalny i radykalny, „republikański” i „jakobiński”. Widzi Pan taką krystalizację?
Jakobini w większości zostali republikanami (śmiech). Może powinniśmy wyciągnąć dziś z tego wnioski. A już poważniej: PiS wyrósł z traumy całej polskiej prawicy lat 90., która przypominała wówczas sejmik szlachecki, i to z najgorszych lat demokracji szlacheckiej. Ze swoją ideą silnego przywództwa PiS jest więc pewnym fenomenem na polskiej prawicy. Gdyby teraz w łonie Prawa i Sprawiedliwości powstały dwa ośrodki decyzyjne, oznaczałoby to według mnie początek końca całej tej formacji.
Prezes Kaczyński dobrze to zapewne wie: albo w jego obozie panuje bezdyskusyjna jedność, albo zaczyna się proces rozkładu. Jak tyle już razy na prawicy.
To, że prezes Kaczyński to wie, jest jasne. Ale dotyczy to także wyborców PiS, wrażliwych na niejednoznaczne komunikaty, że np. mamy dwa pomysły na sądy albo dwa pomysły na wojsko. Dlatego sądzę, że to, co obserwujemy, to raczej gra ostatecznie obliczona na zawarcie jakiegoś nowego porozumienia, nowego modus vivendi w obozie władzy.