Prezes żegluje w kierunku Chin na oceanie mleka
Kto myśli rok do przodu, ten sieje zboże. Kto myśli 10 lat do przodu, ten sadzi las. Kto myśli na wiele lat do przodu, przygotowuje inwestycje. My pracujemy na jeszcze dłuższym dystansie.
- Pije pan mleko?
- Jak każdy człowiek - codziennie i z przyjemnością.
- Od krowy czy z kartonu?
- No, no, ma pan wymagania... Słyszy się tu i ówdzie o wybitnych specjalistach i specjalistkach. Ale takich, którzy potrafią wydoić karton, jeszcze nie spotkałem.
- Umie pan wydoić krowę? Kiedy ostatni raz się to panu zdarzyło?
- Oczywiście, to normalne i naturalne, tego się nie zapomina, jak jazdy na rowerze. Od dawna jednak tego nie robiłem, bo dziś obowiązują inne niż kiedyś standardy prawidłowego udoju. Mechanizacja i automatyzacja właściwie wyeliminowały tę czynność z praktyki.
- Już ponad 30 lat prezesuje pan Mlekovicie. Wówczas zakład zatrudniał 62 osoby i przerabiał 70 tys. litrów mleka dziennie.
- Dziś, jako Grupa Mlekovita, przerabiamy prawie 100 razy więcej mleka, a zatrudnienie wzrosło 30-krotnie.
- Z którego produktu jest pan najbardziej dumny?
- Oczywiście z tego, który jest kochany przez konsumentów, bo wszystko robimy po to, aby zaspokoić ich gusta i oczekiwania. Przez te ponad trzydzieści lat Mlekovita otrzymała setki nagród, które zajmują kilka pokoi.
- Lubi pan dostawać nagrody? Jeszcze się to panu nie znudziło?
- Każdy człowiek, który coś tworzy - niezależnie czy jest artystą, rzemieślnikiem czy technologiem - oczekuje oceny swej pracy przez odbiorcę. Jeżeli jest pozytywna, tym lepiej. Ważne, aby nie była przemilczana.
Znudzony swoją pracą może być tylko frustrat, a ja jestem pasjonatem. Człowiek, który kocha swoją pracę, nigdy nie czuje się znudzony.
- Która z nagród ma dla pana szczególne znaczenie?
- Najważniejsze jest to, co jeszcze przed nami. Ktoś, kto ogląda się wstecz i rozpamiętuje swoje dokonania, nie zrobi kroku w przód. Dla inżyniera i menadżera to właściwie śmierć zawodowa.
- Rozwój Mlekovity i pana kariera wygląda jak nieprzerwane pasmo sukcesów. Żadnych porażek? Ze wszystkiego jest pan zadowolony?
- Ważne, by umieć uczyć się nie na porażkach, a sukcesach. To one są motorem napędowym do dalszej pracy i sukcesywnego rozwoju. To z sukcesów trzeba wyciągać odpowiednie wnioski, zachowując jednocześnie pokorę wobec własnej działalności. Czasami wygląda, że to koniec, a okazuje się, że to początek czegoś dobrego. Słabości trzeba przekuwać w siłę.
- Branża mleczarska miała też swoje kryzysy i zakręty? Koniec kwotowania produkcji mleka prze Unię Europejską, rosyjskie embargo. Jednak przychody Mlekowity rosną. To jest ten kryzys czy nie?
- Mleczarstwo jest częścią gospodarki rynkowej, więc z definicji musi przechodzić wszystkie jej choroby. Kryzys zresztą z definicji jest dla jednych katastrofą, dla drugich okazją. Wiedza, wyczucie, umiejętność odczytywania prądów - to były kiedyś najważniejsze cechy dobrego kapitana gwarantującego bezpieczną żeglugę. Rzymskie „navigare necesse est” (z łac. żeglowanie jest koniecznością) w dalszym ciągu obowiązuje.
- Mleka przybywa, ale rolników - dostawców ubywa.
- Niestety, młodzi nie zostają na wsi. Szkoda zaprzepaścić pracę wielu pokoleń, które rozwijały swoje gospodarstwa. Dlatego trzeba stworzyć im jak najlepsze warunki, by chcieli się rozwijać, by widzieli w tym dobry interes, że są członkami dobrze prosperującej spółdzielni, że mają gwarancję zbytu, perspektywę rozwoju. Wtedy chętniej zdecydują się zostać i nie muszą szukać przyszłości gdzie indziej. To jest teraz najważniejszy temat. Zwiększenie wydajności pracy w rolnictwie. Wszyscy na wsi nie muszą zajmować się mlekiem. Ważna jest wąska specjalizacja.
- Przejął pan kilka polskich mleczarni, nie zawsze przebiegło to gładko. Czy szykują się kolejne przejęcia?
- Mlekovita, ze swoim potencjałem i pozycją w świecie, jest dla każdego partnerem atrakcyjnym i otwartym na propozycje połączeniowe. Zawsze była to inicjatywa rolników, z którą się do nas zwracali - nigdy nie byliśmy inicjatorami takich przedsięwzięć. Wiedzieli, jakie warunki panują w Mlekovicie - dzięki temu szybko udawało się osiągnąć obopólne porozumienie. Pracujemy obecnie nad włączeniem do naszej firmy dwóch mleczarni, jednej w województwie mazowieckim i jednej w kierunku na Lublin, ale sprawa może nabrać konkretów dopiero w przyszłym roku.
- Mlekovita jest największym polskim eksporterem produktów mlecznych. Ale w planach ma pan budowę zakładów poza granicami kraju. Afryka, Azja? Dokąd zmierza pana mleczne imperium?
- Tak jak dla starożytnych Rzymian koniecznością było żeglowanie, tak dla polskiego mleczarstwa - eksportowanie. Jako kraj wytwarzamy znacznie więcej niż jesteśmy w stanie spożyć, dlatego dla prawidłowego rozwoju branży musimy intensyfikować eksport. Wypracowaliśmy sobie taką pozycję w świecie, że za granicę możemy nie tylko wysyłać nasze produkty, ale sprzedawać. Posiadamy siły i środki do samodzielnego funkcjonowania na innych rynkach, więc nie musimy korzystać z kosztownego pośrednictwa, nie grozi nam uzależnienie od jednego czy kilku klientów wykupujących całą naszą produkcję przeznaczoną na eksport. Jak już wcześniej wspomniałem, celem moim i wszystkich pracujących w Mlekovicie jest funkcjonowanie jako światowy podmiot, a nie przedmiot, a także promowanie Polski i polskości. Na razie koncentrujemy się na budowaniu siły w kraju, ale gdy będą pomyślne wiatry dla inwestycji za granicą, kto wie - zapewne znajdziemy odpowiedni port. Bariery eksportowe pokonaliśmy dzięki wysokiej jakości produktów. A konkretny kierunek to Chiny i Indonezja.
- Jesteście największym producentem mleka w kraju. Co czwarty Polak pije mleko z Mlekovity, do was należy też 25 procent rynku masła. Macie w swojej ofercie ponad 650 produktów, tylko w ubiegłym roku wprowadziliście ich do obrotu 116. Wymyślanie produktów to podobno pańskie hobby?
- Najbardziej cieszy mnie, gdy jakimś nowym produktem mogę sprawić radość naszym konsumentom, a tych, którzy do tej pory nimi nie byli, przekonać do naszych wyrobów. Nie tylko z wykształcenia, ale przede wszystkim z zamiłowania jestem inżynierem technologiem, czyli człowiekiem, dla którego doskonalenie i tworzenie jest niekończącym się procesem. Nie jestem naśladowcą, a innowatorem.
- Najmłodsze pańskie dziecko to budowa proszkowni. Megainwestycja warta ponad 300 milionów złotych. Zdominujecie rynek w tej kategorii?
- A jaki rynek ma pan na myśli? Bo można ich wymienić wiele. Można mówić i o kraju, i o zagranicy, o tradycyjnych proszkach i specjalistycznych produktach wysokoprzetworzonych. Każdy ma swój rynek i swoje wymagania.
Inwestujemy, ponieważ jest to warunek konieczny i wystarczający do funkcjonowania w świecie; inwestujemy, ponieważ nie odpowiada mi rola outsidera czy średniaka; inwestujemy dużo, bo taki jest koszt przynależności do najlepszych. Pewien znany ksiądz powiedział: „ Kto myśli rok do przodu, ten sieje zboże. Kto myśli 10 lat do przodu, ten sadzi las. Kto myśli na wiele lat do przodu, przygotowuje inwestycje” My pracujemy na jeszcze dłuższym dystansie, inwestujemy na lata.
- Tylko mleko, mleko i mleko. Nie kręci się panu w głowie od tej bieli? Nie ma pan dość?
- Jak już wspominałem, jestem pasjonatem, więc ta biel mnie nie nudzi. Mleko, które od zarania ludzkości było uznawane za najdoskonalszy produkt stworzony przez naturę, także dzisiaj, pomimo ogromnego postępu w farmacji i chemii, wciąż jest źródłem najlepiej przyswajalnych białek, tłuszczów, witamin i mikroelementów - sami oferujemy pełną gamę tzw. mlecznej apteki. Osobiście jestem stale głodny sukcesu i staram się zarazić tym innych, nie czuję się ani do końca spełniony, ani tym bardziej wypalony.
Biel kojarzy się z czystością, nieskazitelnością. W bieli obchodzimy Święta Bożego Narodzenia. Mlekovita też się w bieli narodziła, by być w całym świecie i rozsławiać Polskę.