Spora część zwolenników Jarosława Kaczyńskiego jest od kilku dni w szoku. Prezes PiS ogłosił pakiet projektów na temat ochrony praw zwierząt: zakazu hodowli futerkowców, nowych kompetencji dla inspektorów i poprawy losu wiejskich psów łańcuchowych.
Na dodatek swoje plany ogłosił po obejrzeniu reportażu szwajcarsko-niemieckiego Onetu, a credo opublikował w postaci filmiku na Tik Toku, portalu społecznościowym, na którym młodzież porozumiewa się za pomocą kilkunastosekundowych filmików. Toż to istne lewactwo i na dodatek cicha pochwała dla działań wrażych mediów. A jakby tego wszystkiego było mało, przygotowywane ustawy uderzą w przyjaciół księdza Tadeusza oraz w wielu mieszkańców wsi, dla których pies na łańcuchu to tradycja, a nie żadne znęcanie się.
Wielu komentatorów zastanawia się, co też wyprawia ten Kaczyński? Czyżby nie rozumiał, że strzela sobie w stopę? Ja zaś myślę sobie, że po pierwsze: wieś już nie jest taka, jak kiedyś i jeśli ktoś kojarzy ją z pijanym Gienkiem w gumiakach, to się myli. To już nie te czasy, sporo w mentalności wiejskiej się na naszych oczach zmieniło. Po drugie: prezes PiS widzi zmiany zachodzące w mentalności społecznej i zdaje się na nie odpowiadać, bo wie, że przy kolejnych wyborach będą już normą. Tak samo jak normą stało się uznawanie smogu za realny problem, choć jeszcze kilka lat temu na prawicy uważano go za fantasmagorię „ekoterrorystów”. A po trzecie: prezes najzwyczajniej lubi zwierzęta. Może więc sobie minister Ardanowski psioczyć, ale naczelnikowi nie podskoczy. Niejeden już tego próbował i żaden nie przetrwał.Nawet minister Antoni.