Prezes mistrzyń Polski: Moje wyzwanie? Wykorzystać modę na złotą Ślęzę Wrocław!
- Jeśli uda się spełnić wszystkie nasze cele i nie skończę w kaftanie bezpieczeństwa, będę zachwycona - żartuje Katarzyna Ziobro-Franczak, prezes nowego mistrza Polski, Ślęzy Wrocław
Pytania o to, jak to jest być kobietą na stanowisku prezesa jeszcze Pani nie męczą?
Rzadko które pytanie mnie męczy (śmiech). Na różnych stanowiskach kierowniczych kobiety jeszcze jakiś czas temu się pojawiały i czasami pasowały jak kwiatki do kożucha. Myślę, że w ostatnim czasie jednak się to zmieniło. Docenia się nasze umiejętności i cieszę się, że idziemy w tę stronę.
Spotkała się Pani z przejawami dyskryminacji w trakcie swojej pracy?
Nie sądzę, żeby ktokolwiek miał w sobie na tyle odwagi. Owszem, jestem na co dzień miła i pogodna, ale wielokrotnie pokazałam, że potrafię przywalić ręką w stół. Poza tym jestem przekonana, że moje środowisko zareagowałoby jeszcze zanim ja bym się zorientowała, że coś takiego ma miejsce.
Jakie są największe wyzwania stojące przed osobą pociągającą za sznurki drużyny sportowej na takim poziomie, na którym znajduje się Ślęza?
Największym wyzwaniem każdego prezesa, niezależnie od poziomu i sportu, jest to, żeby zbudować budżet. Zapewnić klubowi ciągłość funkcjonowania. Nie zajmuję się kwestiami sportowymi, od tego jest trener i sztab. Moim wyzwaniem jest to, żeby w końcu Ślęza Wrocław miała sponsora tytularnego. Żeby wykorzystać modę na nasz klub, która w tym momencie trwa i staje się coraz większa.
Prezes Los Angeles Lakers, Jeanie Buss, mówiła w jednym z wywiadów, że według niej, w biznesie decyduje nie kwestia płci, ale pewności siebie i przekonania, że należy się jej miejsce przy stole. Można to przenieść na polski grunt?
Oczywiście, że tak. Jest mi obojętne, czy zarządza mną mężczyzna, czy kobieta. Chcę, żeby ta osoba była mądra i kompetentna. a nie jestem prezesem-kwiatkiem, który stoi na stole i trzeba go podlać co kilka dni. W swojej pracy szanuję ludzi i traktuję ich tak, jak sama chciałabym być traktowana. W Ślęzie wszyscy mamy bardzo dobre, koleżeńskie relacje. Każdy zna swoje kompetencje, a ja jedynie muszę poukładać te wszystkie klocki tak, żeby klub działał jak najlepiej. Oczywiście, ciąży na mnie spora odpowiedzialność za ludzi, z którymi codziennie współpracuję. Myślę, że znamy swoje role.
No właśnie, problem leży w podejściu także do samych sportowców. Ludzie nadal uważają, że sport w wykonaniu kobiecym jest gorszy, mniej wartościowy, a na kobiety patrzą pod kątem wyglądu, nie umiejętności.
Każda kobieta chce się podobać, po to przebieramy w sukienkach, żeby przykuwać oko mężczyzny. Po to oni stroszą swoje piórka. Cieszę się, że mamy w zespole ładne dziewczyny, bo one nie tylko dobrze grają, ale i przyciągają na trybuny kibiców, a również wpływają na sponsorów. Oni chcą mieć twarze swoich kampanii, a nasze zawodniczki są młode, utalentowane, dynamiczne, wręcz idealne. Są osoby, które przychodząc po raz pierwszy na Ślęzę niechętnie to robią, mówią, że koszykówka kobiet to nie to samo co męska, a potem kupują karnet! To najlepszy dowód, jakim produktem sportowym i marketingowym jesteśmy już, a gwarantuję, że to dopiero początek naszych możliwości. Ze sponsorem tytularnym, czy kilkoma mniejszymi sponsorami naprawdę możemy zawojować nie tylko polski rynek.
Patrzyłem na skład zarządu Dolnośląskiego Związku Koszykówki, a tam jedenastu mężczyzn i… Pani. Zdarzają się w ogóle sytuacje, w których proporcje są inne?
To nie jest kwestia proporcji. W kobietach dopiero budzi się pasja do sportu. To będzie coraz bardziej widoczne, bo przed laty nie zaszczepiano w dziewczynach sportu - one miały mieć kokardki i miały śpiewać albo grać w teatrze. Za piłką biegali głównie chłopcy. Teraz w naszej w akademii jest kilkaset młodych, zadziornych dziewczynek, które są genialne. Ja pochodzę ze sportowej rodziny, więc niestety nie miałam wyboru (śmiech). Od małego sport był moją codziennością i dlatego dla mnie to nie tylko praca, klub jest dla mnie pasją. Ze sportem wiążą się nieprzespane noce i poobgryzane paznokcie. Jeśli jednak się to kocha, to jest to czysta przyjemność.
Przejście od kierowania KU AZS WSF, przez prowadzenie własnej firmy i dział marketingu 1KS-u do bycia prezesem Ślęzy to wręcz modelowa ścieżka kariery. Który etap był najcenniejszy pod kątem zebranych doświadczeń?
Jedno łączy się z drugim, każdy kolejny etap przygotował mnie do dzisiejszej pracy, ale to bycie prezesem Ślęzy jest największym poligonem. Tu trzeba się znać na wszystkim - księgowość, psychologia, zarządzanie, sprawy sportowe, a ostatnio jeszcze doszła budowlanka. Jeśli uda się spełnić wszystkie nasze cele i nie skończę potem w kaftanie bezpieczeństwa, to będę zachwycona (śmiech). Dla mnie jednak najważniejsze jest to, że w Ślęzie jest wielu przedsiębiorców, którzy od lat zarządzają z sukcesami swoimi firmami. Otwarcie to mówię, że ich podpatruję, podpytuję. Radzę się. Nigdy nie odmówili mi pomocy, rozmowy. To jest dla mnie wielka wartość, że mogę się od nich uczyć jak skutecznie i dobrze zarządzać firmą.
Zajmuje się Pani głównie stroną biznesowo-marketingową, ale prezes musi czuwać nad sprawami sportowymi. W której z dyscyplin czuje się Pani mocniejsza?
Niestety, w piłce nożnej. Koszykówki nadal się uczę, cały sezon siadałam koło trenera drugiego zespołu podpytywałam o różne sprawy. Trenerowi Rusinowi ufam w 150-procentach. Jeżeli on mi mówi, że musimy tak zrobić, to tak robimy. To człowiek, z którym chce się budować klub. Ja się jednak cały czas doszkalam, bo nie wiadomo kiedy ktoś mnie zapyta o jakąś akcję, a może to przecież zaważyć na kontraktach sponsorskich, podczas których często rozmowa schodzi na sport.
Łatwiej wejść do szatni piłkarzy, czy koszykarek?
Nie ma żadnej potrzeby abym wchodziła do jednej czy drugiej szatni. Od tego są trenerzy, a i w piłce nożnej i w koszykówce są to fachowcy z najwyższej półki. Na pewno cele dla naszych sekcji są różne. Piłkarzom chcemy dawać szansę na profesjonalne kariery, być dla nich trampoliną do wielkiej piłki. Koszykarki mają wysokie cele sportowe, marketingowe. Niezależnie jednak od tego o jakiej sekcji mówimy, zawsze jest wspólny mianownik - My! Ślęza!
Wracając do tematu promocji - Ślęza jest coraz bardziej atrakcyjnym projektem dla sponsorów. Po kolejnym roku z sukcesami uda się w końcu znaleźć tego największego, tytularnego?
Zrobię wszystko, żeby tak się stało. Bez sponsora tytularnego rozwój sportowy jest ograniczony. Mamy partnerów i sponsorów, ale pieniędzy od nich nie da się podwoić.
Teraz środki trzeba podzielić, bo przed nami budowa wielkiego obiektu. Wierzę, że dużym firmom sponsorowanie Ślęzy się opłaca, to drużyna młoda, dynamiczna, która odnosi sukcesy. Wciąż idziemy do przodu, interesują się nami mieszkańcy, media. Jestem przekonana, że w końcu uda się podpisać dobrą umowę i jakieś logo na koszulce się pojawi.
Ślęza jest zbudowana bez wielkich pieniędzy z miasta, bez potężnego sponsora, ale za to z wieloma firmami. Słyszałem, że paradoksalnie jesteście klubem trudnym do współpracy, bo chcecie dać sponsorom coś w zamian za wsparcie. Czym przekonujecie do siebie inwestorów?
Rozdzielmy to na dwie rzeczy. Funkcjonuje u nas liga partnerów - to te mniejsze firmy, którym podoba się to, co robimy. Mamy wspólną ideę, uczestniczymy razem w czymś pozytywnym. Organizujemy gale, okolicznościowe imprezy, szkolimy młodzież. Nie jest to wielkie zaangażowanie finansowe ale dla nas bardzo cenne. Natomiast Loża Sponsorów jest to już działanie na zasadzie „coś za coś”. Sponsor inwestuje poważne pieniądze i oczekuje konkretnych efektów. I my tak działamy. Z każdej złotówki szczegółowo rozliczamy się w raporcie sponsorskim. Przejrzystość naszego działania jest kluczem do budowania trwałych relacji z partnerami biznesowymi.
Trener Rusin przed sezonem zastąpił Algirdasa Paulauskasa, którego był asystentem. To pokazało, że traktuje Pani klub jako długofalowy projekt. W jednym z wywiadów padło takie zdanie „Ślęza to jest mój dom, Ślęza to moja rodzina, Ślęza to moje marzenie.”
Ostatnio sobie żartowałam z trenera Rusina, że on potrafi krzyknąć i jest takim surowym ojcem, a ja jestem babcią, która łagodzi te wszystkie problemy i konflikty. To tylko żarty, bo myślę że słowo „matka” jest nadużyciem. Kilka lat temu poznałam taką jedną. Trochę starszą ode mnie, doświadczoną życiowo, niebywale kulturalną. Ile razy ją spotykam, zawsze jest radosna i uśmiechnięta. Jest duszą towarzystwa i ma tysiące znajomych, którzy uwielbiają spędzać z nią czas. Ale babka też ma charakterek. Nie da sobie w kaszę dmuchać. W obronie swojego terytorium potrafi wystawić ostre pazury. Nigdy się nie poddaje i jeśli jej na czymś zależy, to walczy do samego końca. Jestem dumna, że ją poznałam, że poznałam Ślęzę Wrocław! Kocham to, co robię. Oczywiście sama nie dałabym rady nic zrobić, codziennie współpracuję z genialnymi ludźmi. Mecz się kończy, chłopaki sprzątają bandy, a ja myję naczynia, bo w końcu ktoś musi (śmiech).
Zamiast fety po zdobyciu złota od razu było zmywanie, czy jednak naczynia mogą poczekać?
(Śmiech). Jednak naczynia poczekają. Chciałam się za to zabrać wieczorem po meczu, ale moi koledzy z klubu szybko wybili mi ten pomysł z głowy.
Przed sezonem tego triumfu raczej nikt się nie spodziewał, wy po cichu myśleliście, że to może być sezon Ślęzy?
Nic z tych rzeczy. Marzyła nam się gra o medal. Finał przed sezonem w teorii był zarezerwowany dla dwóch innych drużyn. Ale za to kochamy sport. Za to, że pisze historie po swojemu.
Ostatni złoty medal Ślęza zdobyła trzydzieści lat temu, także przeciwko Wiśle, historia chyba nie mogła wam bardziej sprzyjać?
To piękny jubileusz. Wszystko co miało się wydarzyć, wydarzyło się tak, że mogliśmy w okrągłą rocznicę świętować ten tytuł. Że celebrowaliśmy te chwile ze swoimi kibicami w swojej hali. Brakuje słów abym mogła opisać to, co się wydarzyło po ostatnim gwizdku tego spotkania. Hala wrocławskiego AWF-u wręcz eksplodowała z radości!
Mówiła Pani, że srebro to nie byłby koniec świata, pewnie można by go przekuć w motywację na nowy sezon. Teraz celem będzie obrona tytułu, czy stoicie twardo na ziemi?
Myślę, że po chwili świętowania wrócimy na ziemię. Na razie pozwólcie nam troszkę poorbitować. Jaki będzie kolejny sezon? To zależy od budżetu jaki uda nam się zbudować. Chcielibyśmy rosnąć w siłę, ale to będzie możliwe tylko jeśli uda nam się podpisać kolejne umowy sponsorskie.
I na koniec - jak przebiega proces organizowania nowego domu dla Ślęzy? Ziemia jest, plany są, a znamy już jakieś daty, terminy?
Lada dzień zaczynamy budowę boisk sportowych. Równolegle powstają projekty hali i pływalni, ale to są długofalowe procesy. Ziemię mamy dopiero od kilku miesięcy, a tak szybko to nie działa. Szukamy inwestorów, najemców przestrzeni biurowych, ludzi, którzy chcą się zaangażować i pomóc nam w budowie ośrodka sportowo - edukacyjno-biznesowego, który będzie spełnieniem marzeń nas wszystkich.
Katarzyna Ziobro-Franczak
rocznik 1988, absolwentka Wyższej Szkoły Fizjoterapii we Wrocławiu. Przez cztery lata była prezesem KU AZS WSF, prowadziła też własny klub fitness. Ze Ślęzą związana od 2013 roku, najpierw jako dyrektor działu marketingu, a już w czerwcu 2014 została prezesem najstarszego klubu we Wrocławiu.
1KS Ślęza Wrocław klub dwusekcyjny - ma drużyny w Basket Lidze Kobiet i III lidze piłkarskiej. Koszykarki w minioną środę po trzydziestu latach zdobyły złoty medal BLK, pokonując w finałowej serii Wisłę Can-Pack Kraków 3;2.