„Gazeta Wyborcza“, dzięki informacjom Zygmunta Wasieli, byłego prezesa PZPC, opisuje „aferę dopingową“ z udziałem Szymona Kołeckiego.
W 2002 r. obecny prezes Polskiego Związku Podnoszenia Ciężarów miał zaliczyć, drugą w karierze (za co groziłoby mu dożywocie), wpadkę dopingową. Stało się to ponoć po badaniu przeprowadzonym przez komisję antydopingową IWF (Międzynarodowej Federacji Podnoszenia Ciężarów) na zgrupowaniu kadry w Giżycku, przed MŚ w Warszawie. „GW“ informuje, że polska federacja, przy zgodzie IWF, zatuszowała całą sprawę, aby nie „położyć“ tak ważnych zawodów w Polsce i nie narazić się na zawieszenie, bowiem wcześniej wpadki zaliczyły dwie polskie sztangistki.
Kołecki, wtedy wicemistrz olimpijski z Sydney, w tym czasie poważnie cierpiał na kręgosłup. Przy pomocy ukraińskiego lekarza Walentina Czeropiatowa w Odessie miał przyjmować lek retabolil, który zawierał zakazany steryd (nandrolon).
- Jego stan zdrowia był tak poważny, że bez tego groziło mu inwalidztwo - wyjaśnia Ukrainiec.
Sam Kołecki tłumaczy, że dostawał leki, nie do końca wie jakie, choć mówiono mu, że dopuszczone dla sportowców, ale zdrowie było wtedy najważniejsze. Dodaje, że tylko lekko trenował, był też na zgrupowaniu w Giżycku, ale leczniczo, a w MŚ w ogóle nie miał zamiaru startować, właśnie ze względu na kłopoty z kręgosłupem.
Lekarze nie są zgodni. Jedni tłumaczą, że leku retabolil nie używa się przy schorzeniach kręgosłupa, że to najlepszy sposób dopingu. Inni tłumaczą, że Kołecki był chory, wyłączony z treningu i startów, więc mógł brać to, co było potrzebne do nieoperacyjnego leczenia kręgosłupa. Co ciekawe, badanie wykazało stężenie nandrolonu przekraczające sto razy (!) dopuszczalne. Kołecki musiałby być niespełna rozumu, gdyby przyjął leki i wierzył, że na kilka miesięcy przed startem w MŚ nie zostanie złapany...
Najwięcej faktów „GW“ podrzucił Zygmunt Wasiela, wówczas wiceprezes związku.
- Według ówczesnych przepisów trzy wpadki reprezentantów mogły wykluczyć całą drużynę z międzynarodowej rywalizacji, a dodatkowo PZPC musiałby zapłacić 50 tys. dol. kary. Polsce groziłoby również odebranie mistrzostw na niecałe dwa miesiące przed startem turnieju w Warszawie. Zaproponowaliśmy IWF wycofanie Kołeckiego z mistrzostw, poprosiliśmy o to w imię przyjaźni polsko-węgierskiej. Zgodzili się. Wycofaliśmy go ze składu na MŚ. Nie była to żadna choroba Kołeckiego - mówi Wasiela, jeden z członków delegacji, która wybrała się do Budapesztu, aby dogadać się z IWF.
Foto Olimpik/x-news
Marek Gołąb, który także był wówczas na Węgrzech, nie potwierdza, ani nie zaprzecza. - Obowiązuje mnie kodeks koleżeński. Sport ma swoje zawiłe ścieżki i trzeba się do nich dostosować - ucina. Podobnie jak sama międzynarodowa federacja, która odpowiedziała „GW“, że notowała Kołeckiego tylko raz - w 1996 roku.
Wygląda więc na to, że sprawa dopingu, jeśli była, została zamieciona pod dywan. Co ciekawe, sprawa wyszła na jaw dzięki Zygmuntowi Wasieli, który... przegrał ostatnie wybory na prezesa PZPC właśnie z Kołeckim i być może wystartuje w tegorocznych. Kołecki podkreśla, że dziwi go sama „afera“, mniej źródło: - Nie planowałem startu w MŚ. Jasne było już na początku roku 2002, że nie wystartuję w Warszawie. Poza tym w tym roku są wybory do władz PZPC i możliwe, że z tego powodu obserwujemy zwiększoną aktywność Zygmunta Wasieli. Spodziewam się jeszcze jego wielu oświadczeń, listów otwartych i tym podobnych rzeczy...