Premiera w Operze Nova - Ależ ten Falstaff ma głos!
Rwetes, bieganina. Dom Alicji pełen jest mężczyzn pałających żądzą zemsty i kobiet knujących, jak ukarać pyszałka. Kolorowe stroje, pojedyncze elementy dekoracji, wśród których króluje olbrzymi wiklinowy kosz, czy raczej skrzynia - na brudną bieliznę. T
o tutaj chichoczące kumoszki kazały schować się pyszałkowatemu Falstaffowi. Napięcie rośnie, orkiestra gra coraz głośniej. Nie bez wysiłku Alicja, Meg, Nan- netta i pani Quickly przepychają kosz-skrzynię ku skrajowi sceny, tuż nad kanał (!) dla orkiestry. Muzyka forte, pchnięty kosz balansuje na krawędzi i w końcu spada z łoskotem! Nad sceną zapis libretta - „łu-buduu!”. Kurtyna.
Widzowie w pierwszych rzędach wstają. Ci z dalszych wstrzymują oddech, by po chwili z westchnieniem ulgi przekonywać się wzajemnie, że przecież to niemożliwe, by reżyser Maciej Prus zdecydował się tak ryzykować zdrowiem i życiem Łukasza Golińskiego odtwórcy tytułowego Falstaffa podczas sobotniej premiery w Operze Nova, by kazać go zrzucić ze sceny. Przecież musi zaśpiewać jeszcze w III akcie!
Podczas antraktu właściwie nie było innego tematu - jak on się wydostał? Którędy go wyprowadzili? Jak przeżyli tę ins- cenizację muzycy orkiestry?
W dalszej części artykułu przeczytasz recenzję Falstaffa.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień