Coraz więcej przypadków zachorowań na boreliozę. Pacjenci nie lekceważą pajęczaków i robią badania po ugryzieniu.
Chociaż kleszczy zimą nie ma, okazuje się, że największe żniwo zbierają właśnie teraz. Jak wynika z podsumowań Wojewódzkiej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej, w 2016 roku na boreliozę zachorowało 848 osób. To o 320 zachorowań więcej niż przed rokiem i dwoma laty (520; 514) i jeszcze raz tyle, co w roku 2013 (443). Za te liczby odpowiedzialni są zarówno pacjenci, jak i lekarze.
- Wzrost zachorowań może być oczywiście efektem lepszej rozpoznawalności przez lekarzy, ale również tego, że ludzie częściej zgłaszają się do lekarzy po ugryzieniu przez kleszcza - wyjaśnia Małgorzata Kapłan z WSSE w Szczecinie.
Na atak kleszczy jesteśmy narażeni przeważnie w okresie wiosenno-letnim. Wzrost zachorowań na przenoszoną przez nie boreliozę obserwuje się natomiast w okresie jesienno-zimowym.
Dlaczego tak się dzieje? Bo podstawową metodą wykrywania boreliozy jest badanie krwi. Takie testy można wykonać najwcześniej po 6 tygodniach od ukąszenia. W grupie osób najbardziej narażonych na zachorowanie są leśnicy i drwale.
- Szczególnie narażone na zachorowanie są osoby zawodowo związane z przebywaniem w lesie, osoby zbierające grzyby i runo leśne oraz mieszkańcy terenów zalesionych - wylicza Małgorzata Kapłan. Znacznie mniej, bo tylko dwa przypadki na przestrzeni dwóch lat, dotyczą kleszczowego zapalenia mózgu.
Borelioza jest chorobą wielonarządową wywoływaną przez krętki Borrelia burgdorferi. Do najbardziej charakterystycznych objawów boreliozy zalicza się wędrujący rumień, ostre zmiany zapalne narządów z zajęciem stawów, serca, ośrodkowego i obwodowego układu nerwowego. Na boreliozę nie ma szczepionki. Jest ona dostępna jedynie w przypadku kleszczowego zapalenia mózgu.