Prawak czy lewak? Ma być pluralizm
Poddani dostaną 500 plus i będą zadowoleni z dobrych panów... Nas się traktuje nie jak obywateli, tylko jak wspólnotę parafialno-wiejską, którą dobry patron chroni - mówi profesor UŚ Adam Bartoszek, socjolog.
Polacy zawsze byli skłóceni, to nic nadzwyczajnego, ale co dziś tak silnie nas dzieli?
Powróciła generacja polityków, która objęła rządy w Polsce pod hasłem przywrócenia prawdziwej polskości. I ten „archipelag polskości” ma się wyłonić z traumy komunizmu, z walki z elitami postkomuny i beneficjentami „złodziejskiej” transformacji ustalonej przy okrągłym stole. Rządząca partia PiS reprezentuje mentalność narodowych resentymentów, to pogrobowcy sanacyjnej, inteligencko-ziemiańskiej władzy.
PiS nie odwołuje się w swej narracji wprost do okresu międzywojennego, raczej do nieustannych walk z komuną.
Walk pokolenia starych patriotów, niszczonych i blokowanych przez komunę. Błędem PiS jest traktowanie społeczeństwa jako skażonego postkomunizmem, ale to jest już inne społeczeństwo. Niemniej jest ono w większości pochodzenia plebejskiego i najgorsze, w tym powrocie do polskiej, narodowej polityki, jest odtwarzanie stosunków folwarcznych; władza daje świadczenia, jest opiekunem ludu.
Jarosław Kaczyński nawet krzyczał z mównicy sejmowej, że PiS to „pany, ludzkie pany”.
To jest właśnie ta ziemiańsko-sanacyjna mentalność, paternalistyczna mentalność. Lud, który dostanie 500 plus, będzie zadowolony z dobrych panów. Nas się traktuje nie jak obywateli, tylko jak wspólnotę parafialno-wiejską, taką zbiorowość, którą dobry patron chroni. To jest myślenie archaiczne. Na bazie tego patriotycznego zadęcia buduje się stosunki antydemokratyczne. Dlatego ta władza obraża protestujących, bo oni burzą spokój w naszej polskiej wsi.
PiS skupił wokół siebie ludzi, którym się nie udało, poranionych przez rynkowe zmiany. Daje im nadzieję na powszechną sprawiedliwość, ale nie ma prostych rozwiązań i powszechnej sprawiedliwości. Jak się zawiodą, a pewnie tak będzie, to co?
Niestety, ta nasza sprawiedliwość definiowana jest w stylu Kargulowym: „Sąd sądem, ale sprawiedliwość musi być po naszej stronie”, to my najbardziej wycierpieliśmy i nam się wreszcie należy. Władza wykorzystuje gniew, jaki odczuwa lud poddany obciążeniom transformacyjnym. Nie jest przypadkiem, że młode pokolenie zagłosowało na PiS, bo rynek pracy, umowy śmieciowe, nie pozwalają realizować swoich ambicji. Kto da lepsze warunki do życia, jest dobrym patronem.
Taki patron wyczerpie swoje zasoby i co wtedy?
Już widzimy podstępną grę z obywatelami, z przedsiębiorcami. Fiskus uszczelnia im system podatkowy i słusznie, ale też chce łupić. Tymczasem na każdym poziomie rozrasta się warstwa biurokracji posłuszna władzy. Tworzy się szerokie kręgi żyjące z państwowych świadczeń, które jeden z socjologów, profesor Krzysztof Zagórski, nazwał klasą „garnuszkową”. To pogłębia antyobywatelski model porządku publicznego.
Są też „zwyczajni obywatele, zwyczajni ludzie”, do których przemawia władza. Kto to taki?
Nie wiem, natomiast badania, także międzynarodowe, potwierdzają, że Polacy są skoncentrowani na zabezpieczaniu sobie bytu i to jest główny motyw ich działań. Około połowy naszego społeczeństwa reprezentuje taki właśnie model zachowań, w którym liczą się materialna konsumpcja i konserwatywne obyczajowo stosunki społeczne; oswojone więzi z najbliższym środowiskiem oraz traktowanie innych jako zagrożenia. Druga część Polaków jest otwarta na nowoczesność, ceni wolności obyczajowe i kontakty z innymi wzorcami. Najgorsze jest zerwanie dialogu między nimi. Migracja ludzi kulturowo otwartych umacnia ten konserwatywny, tradycjonalistyczny elektorat, który tutaj pomieszkuje, bo nie potrafi szukać szans także na zewnątrz. Wielu najbardziej aktywnych, nowoczesnych wyjechało i nie zamierzają wrócić do ojczyzny rządzonej przez autokratów i frustratów.
Zatem nurt konserwatywno-obyczajowy zdominuje pozostałych?
Będzie się poszerzał. Ale ludzie mają też prawo do definiowania swojego doświadczenia w sposób konserwatywny tak samo, jak inni z nas mają prawo definiować swoje aspiracje liberalnie. Dramatem jest to, że obecna władza odbiera stronie liberalnej prawo do szanowania ich wzorców zachowań, jako modelu konstytucyjnie chronionego przez instytucje państwowe. Problem z prawicową narracją w Polsce polega na tym, że ona zawiera konserwatywno-obyczajowy model patriotyzmu, piętnujący i wykluczający tych, którzy do niego nie przystępują. Obcych się etykietuje, używa wobec nich agresywnej retoryki o charakterze inwektyw.
Jesteśmy prawdziwymi patriotami, katolikami, wyznawcami „dobrej zmiany” albo lewakami, zdrajcami, gorszym sortem, nawet mordami zdradzieckimi?
Tak, obywatele, którzy nie dołączyli do konserwatywno-narodowego obozu, są z góry traktowani jako gorsi, niegodni elity narodowej. Potrzeba wykluczania innych, którzy nie spełniają moralnych, politycznych, obyczajowych kwalifikacji, jakie oczekuje władza i jej apologeci, bierze się, moim zdaniem, z tej mentalności folwarcznej, paternalistycznej. Dlatego nazywam nasz konserwatyzm polityczny, reprezentowany przez obecną władzę i jej propagandystów, władzą patronacką. Zachowuje się jak patron rodu, który mówi, kto jest godzien dziedziczenia, a kogo od stołu wypędzamy. Nawet zawołanie: „Bóg, honor, ojczyzna” usprawiedliwia wyklinanie tych, którzy nie powinni zasiadać z nami do stołu, bo są tego niegodni. Lecz w kręgu własnym dopuszcza się „amoralny familiaryzm”, jeśli szkodzi on wrogom. Taka władza preferuje autokratyzm.
Ci „gorsi” wychodzą na ulice i pokazują złe praktyki władzy. W tym jest jakaś nadzieja?
Jest nadzieja, bo „Łańcuch świateł” pokazał nową formę oporu. Tam nie było wyzwisk politycznych. Pokazał energię młodych ludzi, którzy wcześniej nie byli aktywni, ale zauważyli, że ten styl rządzenia jest zagrożeniem, bo władza może z obywatelem zrobić wszystko. Może narzucać innym to, co uzna dla siebie za ważne. Poczucie braku bezpieczeństwa obywatelskiego jest w polskiej rzeczywistości bardzo silne.
Która strona bardziej zawiniła w tych oskarżeniach o rzeczy najgorsze?
Obie są winne, ponieważ został uruchomiony mechanizm naśladowczej, agresywnej komunikacji, opartej na piętnowaniu innych. Przy uchwalaniu ustaw o sądownictwie wielokrotnie pojawiał się argument: łamaliście procedury, myśmy się od was tego nauczyli. Złe praktyki przeciwników politycznych traktuje się bardzo poważnie jako alibi dla swoich złych praktyk. Dyskurs nie zmierza do porozumienia z przeciwnikiem, lecz do jego rytualnego pokonania. Radosław Sikorski z PO mówił o „dorzynaniu watahy”. Przeciwnikom odmawia się prawa do bycia partnerami. Celem jest osłabienie rywali, aby nie byli zdolni do odebrania nam stołków. Zachowanie władzy nie poprzez dobre, racjonalne rządzenie, ale poprzez zbudowanie murów, uwiedzenie obywateli pieniędzmi. Słusznie pokazuje się aferę Amber Gold, ale wiemy, że druga strona ma aferę o jeszcze większym zasięgu SKOK-i.
Podziałów nie da się tak zwyczajnie zaklajstrować, ale może da się przerzucić mosty?
To jest najważniejsze zadanie, ale - moim zdaniem - nikt go po prawicowej stronie sceny politycznej nie wykonuje. Tam dominuje chęć zawładnięcia duszami wszystkich obywateli. Myślenie w kategoriach władzy nad stadem owiec hodowanych do patriotyzmu. Musi byś ono zastąpione przez nowoczesny, prawicowy konserwatyzm. W Polsce nie ma właściwie jego składowych elementów. To na pewno nie są wizje związane z dominacją katolicyzmu polskiego. Potrzebujemy sceptycyzmu wobec państwa, wobec jego omnipotencji. Obywatel musi być przed instytucjami państwa jednakowo traktowany, niezależnie od tego, kim jest. Konserwatyzm oznacza obronę tradycji, rodziny, porządku, ładu, także moralnego, ale ze świadomością, że inni ludzie mają równe prawo realizować swoje liberalne czy centrowe wartości.
Czyli szacunek dla pluralizmu?
Musimy zrozumieć, że pluralizm jest czymś naturalnym w każdym społeczeństwie. Agresywna niedialogiczna polityka dziś odbudowuje konflikty, bo nie poradziła sobie właśnie z pluralizmem. Wychodząc z komunizmu nie uwolniliśmy się mentalnościowo z tego świata jednowymiarowego; inni to zło, my to dobro. Ta mentalność jest anachroniczna, ale, niestety, zdecydowanie zaczyna triumfować. Jeżeli lewaka czy prawaka, konserwatystę czy liberała - swego przeciwnika - uznamy za osobę wrażliwą na ważne dla niego wartości, to spytajmy, dlaczego tak rozumuje ten świat, co z tego rozumienia wynika i dla nas? A nie od razu opluwajmy go jako wroga.
Jest nadzieja na proste wyczerpanie się tej negatywnej energii w naszym życiu publicznym?
Dla mnie drogą do porozumienia jest zawsze to, gdy strona skrzywdzona potrafi wyciągnąć rękę i pokazać temu, kto ją krzywdził, że mu wybacza. Ale my idziemy w drugą stronę; ten, kto ma przewagę, pogrąża słabszego, co jest niczym innym tylko przerzucaniem winy za niepowodzenia, za zło na kozłów ofiarnych. I tak jest w przypadku prezesa Jarosława Kaczyńskiego. Całością winy za dramat smoleński obciąża on drugą stronę, a siebie wybiela i brązowi pamięć brata.
Kaczyński krzyczał w Sejmie do opozycji, że zabiła mu brata, a jego zwolennicy bezrefleksyjnie bili brawo. Z czego bierze się jego siła?
To jest człowiek, który poświęcił dla polityki wszystko. Łącznie z tym, że niechcący przyczynił się do śmierci brata, którego popychał do rywalizacji z Donaldem Tuskiem. Na wyścigi lecieli do Smoleńska. Jest beneficjentem poparcia ojca Rydzyka i bez żadnego skrępowania czerpie energię z katolicko-konserwatywnej narracji, którą reprezentuje radio toruńskie. On nie ma nic do stracenia.
Spory na szczytach zejdą na poziom lokalny?
Jeśli władza zacznie manipulować przygotowaniami do wyborów samorządowych, zacznie objeżdżać gminy i proponować jedyną słuszną, katolicko-nacjonalistyczną narrację, to podziały się odbudują. Kampania samorządowa na Śląsku będzie interesująca, bo pojawia się Śląska Partia Regionalna.
Daje pan szanse tej nowej partii?
Dałbym, gdyby jej liderzy zaczęli mówić nowym językiem, bo Jerzy Gorzelik i RAŚ też mówią językiem niedialogicznym, agresywnym wobec polskości. Potrzebujemy narracji, która jednoczy. Wyrosło młode pokolenie, które czuje się Ślązakami, skuszone wizją śląskiej autonomii jako oferty regionalnej samorządności. Oferty, która przeciwstawi się zakusom PiS zwiększania siły władzy centralnej.