Pracownicze Plany Kapitałowe. Zasady PPK. Dorota Dula: Do nowego systemu oszczędzania na starość wejdą wszyscy pracownicy [rozmowa]
Pracownicze Plany Kapitałowe generalnie trzeba ocenić pozytywnie, ale ustawa budzi wiele obaw i wątpliwości, mówi Dorota Dula, ekspert BCC od pracowniczych programów emerytalnych.
Sejm przyjął ustawę o Pracowniczych Planach Kapitałowych. System jest powszechny i obejmie wszystkich pracowników w Polsce. Czym są te plany?
Mówiąc najprościej jest to system oszczędzania pracowników na starość. Każdy pracodawca, który zatrudnia choćby jednego pracownika, będzie miał obowiązek tworzenia dla niego planu kapitałowego. Najpierw do systemu wejdą najwięksi pracodawcy, zatrudniający powyżej 250 osób. Będą oni musieli tworzyć plany kapitałowe już od lipca przyszłego roku. Do systemu sukcesywnie będą dołączać, co pół roku, kolejne grupy coraz to mniejszych pracodawców. Ostatnia grupa ma zacząć stosować ustawę od stycznia 2021 r. Każda firma, która uruchomi plan kapitałowy, automatycznie obejmie nim wszystkich swoich pracowników.
Czy więc nie będzie wyjścia i wszyscy pracownicy będą musieli uczestniczyć w tym systemie?
Każdy pracownik zatrudniony w oparciu o umowę o pracę stanie się uczestnikiem PPK, ale może złożyć wniosek i wystąpić z tego systemu. Najważniejsze jest to, że w ten program zaangażowane będzie państwo, pracodawcy i pracownicy. Żeby zachęcić do pozostania w systemie, państwo będzie płaciło na rzecz pracownika do systemu tzw. składkę powitalną w wysokości 250 zł i jedną coroczną dopłatę wynoszącą 240 zł. Z kolei pracodawca będzie płacił obowiązkową składkę podstawową w wysokości 1,5 proc. wynagrodzenia brutto pracownika. Po stronie pracownika składka wynosić będzie standardowo 2 proc. Jeżeli dochód pracownika będzie niższy niż 120 proc. najniższego wynagrodzenia, to możliwe będzie obniżenie poziomu składki do 0,5 proc. Plany kapitałowe będą prowadzone przez cztery typy instytucji: towarzystwa funduszy inwestycyjnych, towarzystwa ubezpieczeniowe, powszechne towarzystwa emerytalne i pracownicze towarzystwa emerytalne. To pracodawca wraz z reprezentacją pracowników lub związkami zawodowymi wybierze instytucję, która będzie zarządzać gromadzonymi pieniędzmi.
Jeśli nasze wynagrodzenia zostaną obciążone dodatkowymi składkami, to przecież zarobimy mniej.
Zarobimy tyle samo, jeśli wziąć pod uwagę pensję brutto. Natomiast rzeczywiście to, co otrzymamy jako wypłatę na konto, będzie niższą kwotą, obniżoną o 3 proc. W tych 3 proc. będzie składka, którą do systemu wniesie pracownik i opodatkowanie - bo składka, którą wpłaci na naszą rzecz pracodawca, stanowić będzie nasz dochód, czyli będzie opodatkowana według standardowej skali. Z punktu widzenia pracodawcy, wzrosną koszty zatrudnienia i to znacząco, bo o 1,5 proc. budżetu wynagrodzeń.
Mam wrażenie, że wielu Polaków może wypisać się z tego systemu, bo ich pensje już teraz są niskie. Nie zgodzą się na płacenie składek, które te pensje jeszcze bardziej uszczuplą. Czy nie będzie tak, że na tym systemie skorzystają tylko najlepiej zarabiający?
Takie obawy w czasie prac nad ustawą miała strona związkowa. Dlatego zrezygnowano z pierwotnego założenia, że podstawowa składka płacona przez pracowników wyniesie 2 proc. Taka wysokość rzeczywiście mogłaby działać zniechęcająco. Związkowcy zaproponowali więc, aby składka dla osób z mniej zasobnymi portfelami wynosiła 0,5 proc. Ten postulat poparły organizacje pracodawców i znalazł się on w ustawie. Poza tym, zachętą do pozostania w systemie mają być dopłaty państwa - powitalna i coroczna. Dopłata będzie taka sama dla wszystkich uczestników systemu, nie będzie zależeć od wysokości wynagrodzenia.
Dorota Dula: Każda kwota, którą teraz odłożymy, pomoże nam później na emeryturze
Plany kapitałowe to remedium na obniżkę wieku emerytalnego? Rząd musiał szybko coś wymyślić, żeby zmniejszyć skutki wcześniejszego odchodzenia na emeryturę, a więc zniwelować widmo wypłaty godowych świadczeń?
Nie powiedziałabym, że to jest remedium. To jest raczej tylko jeden ze sposobów, który powinien nam umożliwić oszczędzanie na starość. Wszystkie dane - zarówno ZUS jak i OECD - pokazują, że stosunek wysokości pierwszej emerytury do wysokości ostatniej pensji jest w Polsce już teraz bardzo niski w porównaniu do innych krajów rozwiniętych. Obecni dwudziestolatkowie będą otrzymywać emeryturę wynoszącą 30 proc. wynagrodzenia. To jest gigantyczny problem. Każda kwota, którą teraz odłożymy, pomoże nam na emeryturze.
Ile osób może wejść w ten system? Pytam o to, bo pomijając kwestię obniżki wynagrodzeń netto, Polacy mogą nie mieć zaufania do programów firmowanych przez rząd.
Rząd spodziewa się, że uczestniczyć w PPK będzie 75 proc. pracujących Polaków. Organizacje pracodawców są bardziej sceptyczne i mówią o przedziale od 40 do 50 proc. pracowników. Brak zaufania jest uzasadnioną obawą. Polacy boją się, że w przyszłości pojawi się jakaś pokusa zagarnięcia tych środków czy też ich przepadek. Mamy też bardzo małą wiedzę na temat systemu emerytalnego, brakuje nam zwyczaju oszczędzania z myślą o starości. Ciąży nam też kazus OFE.
No właśnie, czym różni się OFE od PPK?
OFE było obowiązkowe i nie pochodziło ze składek dodatkowych. Było zasilane w ramach składek zusowskich - składka w części trafiała do ZUS, a w części do systemu kapitałowego. W PPK mamy domniemanie dobrowolności - początkowo zapisani są wszyscy, później można się wypisać. W PPK składka jest „sponsorowana” przez pracodawcę i dorzuca się do niej pracownik. W OFE nie musiałam nic więcej wyciągać ze swojej kieszeni. W PPK uczestniczę finansowo - partycypuję w składce, co obniży moje wynagrodzenie na rękę. W przypadku OFE pracownicy samodzielnie wybierali fundusz, a Pracownicze Plany Kapitałowe będzie nam organizował pracodawca, który wraz z reprezentantami pracowników wybierze instytucję zarządzającą naszymi oszczędnościami. Zakład pracy będzie też negocjował warunki dla całej załogi. Jeden z zapisów ustawy o PPK mówi też, że właścicielem zgromadzonych środków jest uczestnik, czyli właśnie pracownik, który przystąpi do tego systemu.
Płacone przez rząd dopłaty będą pochodziły z Funduszu Pracy, którego ustawowym celem jest wsparcie bezrobotnych. Rząd jednak twierdzi, że te pieniądze można wykorzystać, bo mamy teraz niskie bez-robocie. Wiele osób ma jednak duże wątpliwości, czy rząd dobrze robi drenując ten fundusz.
To są wątpliwości przedsiębiorców i związkowców. W czasie prac nad ustawą obie strony zgodnie argumentowały, że cel Funduszu Pracy jest inny. Niestety, rząd nie przychylił się do tych głosów. Według ustawy dopłaty będą pochodziły nie z budżetu państwa, a z Funduszu Pracy, a więc w istocie ze składek pracodawców. W przyszłości, w przypadku załamania koniunktury gospodarczej i wzrostu bezrobocia, środki z Funduszu Pracy mogą okazać się nagle niezwykle potrzebne.
Co jeszcze budzi wątpliwości?
Ustawa jest pozytywnie oceniana, ale budzi wiele obaw. Pracodawcy nie tylko są obciążeni kosztami składek, które podniosą koszty pracy, ale też kosztami administracyjnymi. Dokumentacja, pilnowanie terminów, kwestie informacyjne - to spadnie na szefów. Ich obowiązki są słabo opisane w ustawie, a konsekwencje za ich nieprzestrzeganie wręcz opresyjne. Przykładem są kary za nienależyte przechowywanie dokumentów lub - bo to nie jest określone - brak ich przechowywania. Ustawa słabo precyzuje te obowiązki, ale bardzo precyzyjnie mówi o karach, wynoszących do miliona złotych albo do 1,5 proc. budżetu wynagrodzeń.