Pracownice marketu na celowniku zboczeńca?
Pracownice jednego z obornickich marketów boją się, że zboczeniec, który zaatakował kobiety w okolicach ul. Kowanowskiej, teraz poluje na nie. Ich obawy spowodowane są wizytami w sklepie dziwnie zachowującego się mężczyzny.
Pracownice marketu przy ul. 11 listopada od kilku dni żyją w strachu. Kobiety boją się, że zboczeniec, który w lipcu zaatakował dwie oborniczanki w okolicach ul. Kowanowskiej, teraz planuje napadać na nie.
- Chciałyśmy nagłośnić tę sprawę, aby ludzie byli bardziej czujni. Może też dzięki temu artykułowi uda się odstraszyć zboczeńca, nim zaatakuje którąś z nas - tłumaczy oborniczanka pracujące w markecie.
Kobiety obawiają się o swoje bezpieczeństwo, ponieważ były świadkami kilku podejrzanych sytuacji. W ubiegłym tygodniu, około godz. 19.00 w markecie pojawił się dziwnie zachowujący się mężczyzna.
- Tego dnia w godzinach wieczornych był bardzo duży ruch w sklepie. Mimo to, kilku pracownicom utkwił w pamięci jeden z klientów. Mężczyzna podchodził do nas i zadawał bardzo dziwne pytania - relacjonuje nasza rozmówczyni.
- Najpierw pytał się, ile kobiet pracuje w sklepie. Potem chciał się dowiedzieć, w jakich godzinach kończą zmiany i czy chodzą do domu same - dodaje oborniczanka.
Tajemniczy mężczyzna przez kilkanaście minut chodził po markecie i próbował zagadywać pracownice. Gdy te jednak usłyszały o co pyta, szybko ucinały rozmowę.
Choć kobiety mocno zaniepokoiło takie zachowanie, początkowo myślały, że ktoś robi sobie z nich żarty i próbował je tylko nastraszyć. Tajemniczy mężczyzna pojawił się jednak w sklepie także następnego dnia.
- Drugi raz przyszedł w sobotę, już nieco wcześniej, było jakoś po godz. 15.00. Tego dnia z nikim jednak nie rozmawiał. Kręcił się tylko po sklepie i obserwował kasjerki oraz pozostałe pracownice. Patrzył się na nie cały czas, to było naprawdę dziwne - opowiada kobieta, będąca wówczas na zmianie w sklepie.
Pracownice marketu przyznają, że większość klientów znają, przynajmniej z twarzy. Wspomnianego mężczyzny nigdy wcześniej jednak żadna z nich nie widziała. Obawiając się, że może to być zboczeniec, który przed dwoma miesiącami zaatakował kobiety wracające wieczorem z pracy, sprawdziły zapis z kamer sklepowego monitoringu i wydrukowały jego zdjęcia.
- Oczywiście nie jesteśmy pewne czy to ta sama osoba, ale wiele na to wskazuje. Zadzwoniłyśmy na policję, aby przekazać im nagranie. Powiedziano nam jednak, że musimy to zgłosić podając swoje imię i nazwisko, dopiero wówczas policja będzie mogła się tym zająć. Żadna z nas nie chce jednak tego zrobić, bo boimy się, że ten mężczyzna może się potem na nas mścić - wyznają pracownice marketu.
Policjanci faktycznie potwierdzają, że nie mogą przyjąć zgłoszenia, które jest anonimowe. Aby mogli zająć się sprawą, pracownice marketu muszą przyjść na komendę i osobiście złożyć zawiadomienie. Te jednak nie chcą podawać swoich danych i konfrontować się z podejrzanym mężczyzną. Wszystko wskazuje więc na to, że sprawa nie ruszy z miejsca i kobiety pracujące w markecie nadal będą obawiać się codziennego powrotu do domu.