Pozwała państwo za aferę Amber Gold. Jest ważny świadek
Jeden z ważniejszych świadków w bezprecedensowym pozwie dotyczącym afery Amber Gold ma stanąć w przyszły poniedziałek przed sądem. Na ten dzień bowiem zaplanowano przesłuchanie syndyka zajmującego się majątkiem po Amber Gold.
Nabierający rumieńców proces cywilny to pokłosie indywidualnego pozwu złożonego przez Pomorzankę, która po upadku niesławnego biznesu Marcina P. straciła około 100 tys. złotych.
To jednak nie wszystko. Jak udało nam się ustalić, pełnomocnik kobiety złożył do gdańskiego sądu wniosek, w którym domaga się dopuszczenia i przeprowadzenia dowodów z dokumentów postępowania upadłościowego spółki. Przedstawił sądowi symulację, w której wskazuje, że poszkodowana w aferze nie ma szans na odzyskanie straconych w niesławnym biznesie pieniędzy.
Obserwatorzy przewidują, że pozytywne dla kobiety ostateczne rozstrzygnięcie sądu może uruchomić falę podobnych pozwów przeciwko państwu od osób, które utopiły pieniądze w Amber Gold.
Dowiedzieliśmy się, że poszkodowana kobieta została zgłoszona na listę wierzycieli niesławnej spółki jeszcze w 2012 roku, czyli tuż po wybuchu afery Amber Gold.
- Roszczenia w postępowaniach upadłościowych klasyfikuje się w kilku kategoriach, a wierzytelność mojej klientki znajduje się w czwartej z nich, wraz z tysiącami innych należących do pozostałych osób, które utraciły pieniądze wskutek działalności Amber Gold. W pierwszej kolejności spłaca się należności z tytułów m.in. zaległych wynagrodzeń, składek ZUS, podatków czy samych kosztów postępowania upadłościowego. Dopiero gdy te roszczenia zostaną zaspokojone w całości, środki kierowane są do wierzycieli znajdujących się na dalszych pozycjach listy - mówi „Dziennikowi Bałtyckiemu” mecenas Piotr Bartecki.
Jak podkreśla, pozew jego klientki przeciwko państwu to skutek m.in. tego, że poszkodowani w aferze znajdujący się w tzw. czwartej grupie (spłacane są one bowiem w kolejności) praktycznie nie mają szans na odzyskanie całości utopionych w aferze pieniędzy. Zdaniem adwokata natomiast, do afery doszło, ponieważ zawiodły organy ścigania. W pozwie wskazano dwie prokuratury - Rejonową Gdańsk-Wrzeszcz i Prokuraturę Okręgową w Gdańsku.
- Jeżeli syndykowi udałoby się odzyskać wszystkie środki z udzielonych przez Amber Gold pożyczek, mojej klientce przypadłoby w udziale ok. 15 900 zł. Mając jednak na względzie dotychczasowy brak większych sukcesów w ściągalności tych wierzytelności, realna kwota oscyluje w granicach 10 000 zł - mówi mec. Bartecki.
Przypomina, że przed sądem walczy o 100 tysięcy złotych odszkodowania, bo takie straty poniosła powódka.
To jednak nie wszystko. W ostatnim czasie adwokat złożył do sądu wniosek związany z przesłuchaniem syndyka.
Czego on dotyczy? Mecenas Bartecki tłumaczy, że w toku dotychczasowego postępowania reprezentująca Skarb Państwa Prokuratoria Generalna zarzucała jego klientce, że roszczenie jest przedwczesne.
- Bowiem postępowanie upadłościowe nie zostało jeszcze zakończone. Zdecydowanie się z tym nie zgadzamy. Złożony przez nas wniosek dotyczy dopuszczenia i przeprowadzenia dowodów z dokumentów postępowania upadłościowego, które jednoznacznie wskazują sumę odzyskanych przez syndyka środków, a także pozostały majątek spółki - mówi mec. Bartecki. - Dzięki nim możliwe było przeprowadzenie symulacji, która jednoznacznie wykazała, iż niezależnie od dalszego toku tego postępowania już teraz wiadomo, że klientka nie odzyska w całości zainwestowanych pieniędzy.
Marcin P. na razie nie będzie zeznawał przed komisją śledczą ws. Amber Gold. "Może to godzić w jego linię obrony":