Poznań: Więzienie za pobicie i przejechanie autem Alberta Radomskiego. Sprawcy trafią za kratki na trzy lata
Poznański sąd skazał na karę trzech lat więzienia Krzysztofa M. i Martę S. Ten pierwszy pobił Alberta przy ul. Krysiewicza. Z kolei Marta S. chwilę później przejechała po nim samochodem.
– Stan faktyczny był bezsporny. Problemem dla sądu była za to ocena zachowania oskarżony z punktu widzenia prawa karnego – mówił sędzia Dariusz Ratajczak.
Do tragicznego wypadku doszło w październiku 2017 roku. Albert Radomski wracał w nocy do domu. W pewnym momencie został uderzony przez Krzysztofa M. Kiedy próbował podnieść się z ziemi, mężczyzna do niego podszedł i uderzył ponownie. Chwilę później po Albercie samochodem przejechała Marta S. Zarówno Krzysztof M., jak i Marta S., uciekli z miejsca zdarzenia.
Czytaj też: Walka o nowe życie Alberta Radomskiego. Po tragicznym wypadku nic już nie jest takie same
Prokuratura oskarżyła Krzysztofa M. o usiłowanie zabójstwa, zaś Martę S. o nieudzielenie Albertowi pomocy. Ich proces ruszył w listopadzie 2018 roku. W poniedziałek sąd ogłosił wyrok, skazując oboje sprawców na karę trzech lat więzienia.
Sąd uznał, że Krzysztof M. nie jest jednak winny usiłowania zabójstwa. – Sąd zmienił całkowicie opis czynu Krzysztofa M. uznając, że brakuje konkretnych dowodów na to, by oskarżony godził się na to, by zabić pokrzywdzonego – uzasadniał wyrok sędzia Dariusz Ratajczak.
Jednocześnie dodawał: – Na nagraniach z monitoringu widać, że oskarżony przez cały czas był skoncentrowany na Albercie. Nie rozglądał się dookoła i nie patrzył na auto. Z opinii biegłych wynika, że pojazd był wtedy ok. 70 metrów od miejsca wypadku, zaś kierująca nim Marta S. nie widziała pobicia. Trudno więc mówić, by Krzysztof M. mógł widzieć nadjeżdżający pojazd tym bardziej, że w tym miejscu jest oświetlenie, zaś światła samochodu nie były widoczne.
Mężczyzna został ostatecznie skazany za narażenie Alberta na utratę życia lub zdrowia oraz spowodowanie u niego obrażeń ciała na okres poniżej siedmiu dni. Na niekorzyść Krzysztofa M. działał jednak fakt, że był już wcześniej czterokrotnie karany.
Zmiany opisu czynu nie było za to w przypadku wyroku skazującego Martę S. Sąd nie miał wątpliwości, że jest ona winna nieudzielenia pomocy Albertowi i powinna trafić do więzienia.
– Jej zachowanie było bardzo naganne. Oskarżona prowadziła samochód pod wpływem alkoholu, jechała za szybko w centrum miasta, nie udzieliła pomocy i uciekła z miejsca zdarzenia – mówił sędzia Dariusz Ratajczak.
I dodawał: – Sąd nie dał wiary oskarżonego, że nie widziała pokrzywdzonego Alberta. Niewiarygodne są także jej wyjaśnienia, iż była przekonana, że wjechała w dziurę. Biegli, którzy wydawali opinię w tej sprawie, byli zgodni, że oskarżona mogła zauważyć obiekt na drodze.
Sąd zwracał też uwagę, że w przypadku każdego zdarzenia drogowego kierowcy zazwyczaj wychodzą z auta sprawdzić, co się stało. – To wynika z doświadczenia życiowego. Kiedy przejedziemy po czymś samochodem, to zatrzymujemy się, by sprawdzić, co się stało. Zwróćmy też uwagę, że oskarżona nie jechała autem terenowym tylko takim, w którym nadwozie nie jest wysoko nad ziemią. Mimo tego odjechała z miejsca wypadku nie udzielając pokrzywdzonemu pomocy – uzasadniał sędzia Ratajczak.
Ponadto podkreślał, że gdyby Marta S. jechała zgodnie z przepisami i zachowała ostrożność, zauważyłaby leżącego na ulicy Alberta. Jednocześnie sąd zawiadomił prokuraturę o możliwości popełnienia kolejnego przestępstwa przez Martę S., czyli spowodowania wypadku.
Czytaj więcej o sprawie Alberta: