Poznań. Szpital kliniczny przy Długiej: Były eksperymenty medyczne na pacjentach? Prokuratura sięga po dokumenty, szpital się tłumaczy
Czy w poznańskim Szpitalu Przemienienia Pańskiego przy ul. Długiej prowadzono niezarejestrowane eksperymenty medyczne? Tak twierdzą lekarze związani z Kliniką Chirurgii Ogólnej i Naczyń. Po naszym artykule sprawę ponownie bada prokuratura. - Prokuratorzy zajmujący się nadzorem zażądali akt postępowań, w których wcześniej prokuratura rejonowa odmówiła wszczęcia śledztwa. Analiza trwa, na razie nie wiadomo czy zostanie wszczęte śledztwo – mówi nam prokurator Michał Smętkowski, rzecznik poznańskiej Prokuratury Okręgowej.
W zeszłym tygodniu ujawniliśmy, że w Klinice Chirurgii Ogólnej i Naczyń przy ul. Długiej mogły być prowadzone eksperymenty medyczne na pacjentach. Tak twierdzi kilku chirurgów naczyniowych, z którymi rozmawialiśmy.
WIĘCEJ: Szpital przy Długiej: "Można powiedzieć, że była to forma nielegalnych eksperymentów na ludziach"
Jednym z nich jest doktor Krzysztof, chirurg naczyniowy, który w 2016 roku nagle został zwolniony z kliniki przy Długiej. Uważa, że w ten sposób ukarano go za zbieranie danych o powikłaniach, w tym o zgonach pacjentów po stosowaniu leku niezarejestrowanego w Polsce oraz po stosowaniu innej, ryzykownej terapii. Doktor Krzysztof wskazał również na przypadki przeszczepienia tzw. lewych, nieprzebadanych żył, pobieranych od pacjentów bez ich zgody i przeszczepiania innym osobom. Chodzić miało o oszczędności.
Co ważne, doktor Krzysztof występował jako biegły w kilku sprawach sądowych prowadzonych w różnych sądach na terenie kraju. Jak zaznacza, ma wiedzę o obowiązujących w Polsce procedurach, również tych dotyczących wprowadzania nowego leku.
Zastrzeżenie doktora Krzysztofa potwierdziło w naszym tekście kilku innych lekarzy.
- Krzysztof wskazał na przykład, że w uniwersyteckiej klinice, pacjentom z zakrzepicą kończyn dolnych i z wykrzepniętymi przeszczepami, podawano nieprzebadany do tego schorzenia lek Actilyse. Można powiedzieć, że była to forma nielegalnych eksperymentów na ludziach. Pacjenci o niczym nie wiedzieli, a my nie wiedzieliśmy dokładnie, jak im dawkować Actilyse. Zaczęliśmy od dużych dawek, co w niektórych przypadkach kończyło się udarami krwotocznymi lub zgonem pacjentów. Użycie Actilyse mogło wiązać się z rozwojem śmiertelnych powikłań, co zresztą wypłynęło w sądzie na procesie Krzysztofa
– mówi nam jeden z lekarzy.
Obecnie doktor Krzysztof jest oskarżonym w procesie karnym. Proces o zniesławienie wytoczył mu były szef kliniki, który miał polecić podawanie pacjentom leku Actilyse. Pan profesor, jak ujawniliśmy w naszym tekście, zasiadł w radzie doradczej producenta leku oraz był wynagradzany przez ten koncern farmaceutyczny.
Szpital Przemienienia Pańskiego: prokuratura reaguje po naszym artykule
Naszym piątkowym tekstem zainteresowała się prokuratura. Zaczęła analizować akta kilku spraw, w których zawiadomienia składał wspomniany doktor Krzysztof. Wtedy jednak Prokuratura Rejonowa Poznań Stare Miasto, bez przesłuchiwania choćby jednego świadka, odmówiła wszczęcia śledztwa.
SPRAWDŹ: Szpital przy Długiej: Dlaczego prokuratura wcześniej odmówiła wszczęcia śledztwa ws. eksperymentów?
- Teraz prokuratorzy z Prokuratury Okręgowej zażądali akt tamtych postępowań. Trwa analiza dokumentów, ale na razie jest za wcześnie, by przesądzać, że dojdzie do wszczęcia śledztwa
– mówi nam prokurator Michał Smętkowski, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej.
Jednym z kluczowych wątków jest stosowanie leku Actilyse, który miał być podawany pacjentom z Długiej do zakrzepicy kończyn dolnych. Preparat nie został dopuszczony w Polsce do leczenia tego schorzenia. Oznacza to, że wcześniej nie przeszedł stosownych badań klinicznych.
Zgodnie z przepisami, aby badania na pacjentach było prowadzone zgodnie z procedurami, powinien zostać zgłoszony wniosek do Komisji Bioetycznej działającej przy Uniwersytecie Medycznym w Poznaniu. Trzeba by spełnić szereg wymogów, w tym poinformować pacjentom o podawaniu nowego leku, uzyskać zgodę chorego na podanie preparatu. Trzeba by również zapłacić za badania oraz wziąć odpowiedzialność, również finansową, za ewentualne powikłania i zgony pacjentów. Koszty i ryzyko leżałyby najprawdopodobniej po stronie producenta leku.
W przypadku kliniki przy Długiej, jak alarmują lekarze, podawanie leku Actilyse odbywało się poza procedurami. A jego stosowanie miało kończyć się poważnymi powikłaniami.
- Dopiero jak Krzycha wywalili z kliniki, czyli po jego oficjalnym zwolnieniu, szefowie zaczęli spełniać jego postulaty ws. kontroli nad podawaniem Actilyse. Zaczęto kontrolować dawkowanie, ale z tego co wiem do tej pory lek nie przeszedł procedur w Komisji Bioetycznej, choć oczywiście powinien
– mówi nam jeden z lekarzy ze szpitala przy Długiej.
O lek Actilyse zapytaliśmy przewodniczącego Komisji Bioetycznej działającej przy UMP. Usłyszeliśmy od niego, że takim projektem nigdy się nie zajmował.
Klinika przy Długiej: dyrektor szpitala przysyła nam literaturę medyczną
A co ma do powiedzenia szpital? Tuż po naszym artykule doktor Szczepan Cofta, dyrektor szpitala, w wypowiedzi dla telewizji WTK stwierdził, że działanie oddziału odbywa się w sposób „jednoznacznie spokojny, harmonijny”. Martwił się, że szpital jest teraz wciągany w spór sądowy dwóch lekarzy – dwóch byłych pracowników kliniki. Chodzi o spór doktora Krzysztofa z profesorem, który kierował Kliniką Chirurgii Ogólnej i Naczyń.
Zadzwoniliśmy do dyrektora Szczepana Cofty. W rozmowie telefonicznej stwierdził, że w naszej publikacji było dużo nieścisłości, ale jest też trochę prawdy. Szczegółów nie wskazał. Dziękował za zajęcie się trudnym tematem, powiedział, że nam kibicuje, wyraził chęć rozmowy przy otwartej kurtynie.
Wprost zapytaliśmy czy podawanie leku Actilyse zostało zgłoszone do Komisji Bioetycznej? Szczepan Cofta ubolewał, że dostał tylko jeden dzień na udzielenie odpowiedzi. W późniejszym mailu przysłanym do naszej redakcji słowem nie odniósł się do pytania o Komisję Bioetyczną. Wskazał za to, że lek Actilyse, w dostępnej literaturze medycznej, jest wymieniany przy zakrzepicy kończyn dolnych. Przysłał nam fragmenty publikacji medycznych mających potwierdzić jego słowa.
Jednak w żadnej publikacji podanej przez Szczepana Coftę nie napisano, by lek Actylise był dopuszczony do zakrzepicy kończyn dolnych. Do wyjaśnień dyrektora szpitala odniósł się również doktor Krzysztof.
- W podręczniku, na który powołuje się dyrektor szpitala, nikt nie podaje, że należy stosować lek Actilyse do zakrzepicy kończyn dolnych. Mowa jest o Alteplazie, czyli o substancji czynnej, która jest zawarta między innymi w leku Actilyse. Ale substancja czynna to nie to samo, co lek. Przykładowo kwas acetylosalicylowy, czyli popularna Aspiryna, ma jedno dawkowanie w profilaktyce zawału serca, a inne w leczeniu objawów grypy. Podobnie jest z Alteplazą – to substancja czynna, która ma różne dawki w różnych wskazaniach. Reasumując, podanie w podręczniku substancji aktywnej, która może być zastosowana w danym schorzeniu, to jeszcze nie jest to samo co lek i sposób jego dawkowania w danym wskazaniu. Tym bardziej, że lek Actilyse nie został w Polsce dopuszczony do leczenia zakrzepicy kończyn dolnych, a co za tym idzie nie ustalono jego dawkowania
– zaznacza doktor Krzysztof.
Szpital przy Długiej dostał informacje o zgonach pacjentów
Doktora Szczepana Coftę zapytaliśmy również o inne kontrowersje.
Zapewniał nas, że do tej pory nikt nie zgłaszał zdarzeń niepożądanych związanych z terapią podciśnieniową.
Z kolei w kontekście przeszczepienia „lewych” żył, doktor Szczepan Cofta przysłał następujące wyjaśnienie: - Nie przypuszczamy, by przeszczepienia naczyń wykonywane w naszym szpitalu przeprowadzane były bez uzyskanej zgody pacjentów oraz poza procedurami leczniczymi przyjętymi przez odpowiedzialnych za oddział – napisał nam w mailu doktor Szczepan Cofta.
Jednocześnie poinformował, że jeśli zajdzie taka konieczność, szpital może rozważyć podjęcie postępowania wewnętrznego w tej sprawie. Dodał, że Oddział Chirurgii Ogólnej i Naczyń przeszedł procedurę akredytacji gwarantującą dobrą jakość opieki nad pacjentami i potwierdzającą bezpieczeństwo pobytu.
Tymczasem doktor Krzysztof przekonuje, że w okresie, gdy pracował w klinice, zgłaszał przełożonym rozmaite powikłania, w tym zgony pacjentów. Uwagi mieli zgłaszać również inni lekarze. Jak przekonuje, przełożeni nie wyjaśnili rzetelnie zastrzeżeń.
W 2016 roku, krótko przed swoim zwolnieniem, doktor Krzysztof informował prof. Jacka Wysockiego, ówczesnego rektora Uniwersytetu Medycznego. Pisał o drugim zgonie pacjenta, któremu podano lek Actilyse, niezarejestrowany do zakrzepicy kończyn dolnych. U pacjenta Michała Sz. doszło do krwawienia śródczaszkowego, mężczyzna zmarł. Ówczesny rektor zapytał o tę sprawę władze szpitala przy. Długiej. Po tygodniu doktor Szczepan Cofta, wówczas naczelny lekarz szpitala, odpisał rektorowi, że przypadek zbadano i nie potwierdzono zastrzeżeń doktora Krzysztofa.
NIK miała zastrzeżenia o eksperymenty medyczne w szpitalu
Sprawa badań klinicznych i zastanawiające kontakty lekarzy z Długiej z firmami farmaceutycznymi były przed laty przedmiotem kontroli NIK. O sprawie pisaliśmy w 2010 roku. Izba raportowała wówczas, że dyrekcja szpitala dopuszczała do finansowania badań klinicznych z publicznych pieniędzy, a powinny za nie płacić koncerny. Zdaniem NIK, sprzyjało to korupcji. NIK wykazywała ponadto, że lekarze brali udział w wyjazdach sponsorowanych przez firmy, które potem wygrywały przetargi w szpitalu przy Długiej.
Szpital uniwersytecki zaprzeczał niektórym zastrzeżeniom NIK. W innych wątkach władze szpitala przekonywały, że nie znały szczegółów relacji lekarzy z koncernami i po kontroli NIK umowy przybrały odpowiednią formułę. Ostatecznie sprawa przycichła, nikt nie usłyszał prokuratorskich zarzutów.