Poznań - Staw Browarny: Oczyszczanie zbiornika za 2 mln złotych było oszustwem? Prokuratura: brakuje dowodów, śledztwo umorzone
Czy podczas oczyszczania Stawu Browarnego w Poznaniu, co kosztowało 2 mln złotych, doszło do oszustwa i sztucznego zawyżania robót? Z wyjaśnień urzędników i firmy Drenbud wynikało, że ciężarówki dnia i nocami wywoziły namuły wydobyte z dna stawów. Niektórych poznańskich śledczych te wyjaśnienia mocno zdziwiły, ale ostatecznie śledztwo zostało umorzone. Prokuratura uznała, że brakuje dowodów „dostatecznie uzasadniających popełnienie przestępstwa”.
Sprawę jako pierwszy opisał Marcin Dymczyk, emerytowany poznański dziennikarz. Mieszka w pobliżu Stawu Browarnego, prowadzi gazetkę osiedlową, kilka lat temu zaczął się interesować oczyszczaniem stawu. Tym bardziej, że renowacja stawu miała poprawić czystość wody w pobliskim Jeziorze Maltańskim, popularnym miejscu nie tylko wśród poznaniaków.
WIĘCEJ: Oczyszczanie Stawu Browarnego: "wyjaśnienia poznańskich urzędników obrażają inteligencję"
Gdy Marcin Dymczyk zaczął mnożyć wątpliwości, czy ciężarówki rzeczywiście wywożą namuł, urzędnicy oraz firma Drenbud przedstawili mu tabelkę. Wynikało z niej, że poszczególne ciężarówki, każda wypełniona ok. 16-18 tonami namułu, nawet po 6 razy dziennie jeździły ze Stawu Browarnego do Podstolic w gminie Nekla lub w okolice Buku i Stęszewa. I tam wyrzucały namuł m.in. na pola rolników.
Staw Browarny: ciężarówki i kierowcy musieliby pracować dzień i noc
Marcin Dymczyk szybko obliczył, że gdyby te wyjaśnienia były wiarygodne, sześć kursów dziennie jednej tylko ciężarówki zajęłoby jej aż 10 godzin (tam i z powrotem). A do tego trzeba jeszcze doliczyć czas na załadunek i rozładunek namułów.
- Moje wątpliwości potwierdził jeden z policjantów badających sprawę. Ustalił później, że ciężarówki, które rzekomo woziły namuł, w tamtym okresie były w zupełnie innych miejscach. To kolejny dowód, że roboty były fikcyjne
– opowiada nam Marcin Dymczyk.
SPRAWDŹ: Staw Browarny w Poznaniu: dlaczego zbiornik oczyszczała zawsze ta sama firma?
Jednak prokuratura, po wielomiesięcznym śledztwie, niedawno umorzyła sprawę. Uznała, że w wątku oszustwa, czyli odnośnie wprowadzenia w błąd miejskich urzędników, że roboty wykonano, brakuje danych dostatecznie uzasadniających popełnienie przestępstwa.
Z kolei w wątku rzekomej winy samych urzędników nadzorujących roboty, prokuratura stwierdziła, że przestępstwa nie było. Jej zdaniem pracownicy Urzędu Miasta Poznania rzetelnie wykonali swoją pracę. Urzędnikom nie można przypisać przestępstwa, bo przecież powierzyli nadzór nad pracami osobom z uprawnieniami i osobiście dokonywali odbioru.
WIĘCEJ: Zatrucie Warty w Poznaniu: trucizna w rzece, ale jest kłopot z rozpoczęciem procesu
Prokurator Przemysław Tomankiewicz wskazał również w decyzji o umorzeniu, że w dokumentach, przed rozpoczęciem robót, ustalono ilość namułów do wywiezienia. Podano stawkę za wydobycie ilości namułów wskazanych w projekcie, a nie za faktycznie wywiezioną ilość.
Dlatego też, jak pisze prokurator, nie było konieczności prowadzenia szczegółowej ewidencji i kontroli wywiezionego urobku. Jak wynika z decyzji o umorzeniu, kontrola prawidłowości robót sprowadzała się do sprawdzenia „osiągnięcia zadanego profilu dna”. A ten się zgadzał, ponadto fotografie potwierdzały, że koparki były przy stawie, podobnie jak ciężarówki do wydobycia namułów.
Staw Browarny: zdaniem biegłego nie można ustalić czy roboty faktycznie wykonano
Prokuratura powołała też biegłego. Ekspert wskazał z kolei, że… nie można ustalić czy roboty faktycznie wykonano, bo z powodu ciągłego i intensywnego zamulania „nie sposób zrekonstruować ich stanu na czas ukończenia inwestycji”. Jednocześnie biegły z dystansem odniósł się do wyliczeń Marcina Dymczyka, bo przecież emerytowany dziennikarz obserwował plac robót bez zrobienia własnych pomiarów.
Podobnym tokiem rozumowania poszła prokuratura. Jej zdaniem wyliczenia Marcina Dymczaka, a jak przypomnijmy zrobił je na podstawie wyjaśnień urzędników i firmy Drenbud, nie mogą stanowić jednoznacznego dowodu nieprawidłowości. Bo Dymczyk, jak zauważa prokuratura, jest laikiem, a nie specjalistą. Na dodatek inni świadkowie potwierdzają, że namuł był wydobyty i wywożony.
Marcin Dymczyk: - Urzędnicy i firma Drenbud sami się pogrążyli pokazując mi nierealną tabelkę dotycząca wywozu namułów. Nie twierdzę, że tam nie było żadnej koparki czy ciężarówki. Ale jestem przekonany, że znaczna część robót była jedynie na papierze. Moje wątpliwości potwierdził w rozmowie ze mną jeden z policjantów badających sprawę. Dziwię się więc, że prokuratura umorzyła sprawę. Miałem nadzieję na jej bardziej wnikliwe zbadanie.
Na decyzję o umorzeniu Marcin Dymczyk nie mógł złożyć zażalenia. Nie uznano go za stronę. Ponadto nie składał formalnego zawiadomienia. Jak podaje prokuratura, umorzone śledztwo wszczęto na podstawie ustaleń własnych poznańskiej policji.