Poznań: Ostatni Bambrzy na Piątkowie. Od pokoleń uprawiają ziemię w centrum miasta
Trudno sobie wyobrazić, by przy trasie szybkiego ruchu, w centrum miasta, w sąsiedztwie dwóch galerii handlowych - Plazy i Pestki, obok salonu samochodowego Nissan, w otoczeniu wysokich bloków mieszkalnych ktoś uprawiał ziemniaki, kapustę, buraki, pomidory, pasł gęsi i miał konia. Abstrakcja? Niekoniecznie. Tak właśnie żyje rodzina Piętów. Od lat, z pokolenia na pokolenie prowadzą gospodarstwo rolne. Dziś już skromne i z roku na rok coraz bardziej okrojone, ale póki co - nie myślą, by poprzestać i teren sprzedać.
Ich domu praktycznie nie widać z ulicy, a dojście do niego z przystanku tramwajowego graniczy z cudem. Kilka metrów niżej, niż znajduje się ulica Lechicka stoją dwa domy jednorodzinne z czasów PRL, zwane klockami, obok nich pomieszczenia gospodarcze. Ogródek, altana, trzy szklarnie i do zeszłego roku kawałek pola. Tydzień temu na polu, gdzie jeszcze przed paroma miesiącami uprawiane były buraki, ziemniaki, rozpoczęła się budowa Lidla.
- Ziemię, gdzie dziś buduje się Lidl sprzedaliśmy już w 1995 roku panu Nowakowi, by kupić córce mieszkanie, gdy wychodziła za mąż. Nowak pozwolił jednak mojemu synowi ją dalej uprawiać, by nie powstało czasem wysypisko śmieci
- opowiada Bożena Pięta.
Gospodarstwo to sól w oku wielu biznesmenów. Stanowi łakomy kąsek dla deweloperów i inwestorów. Działka to bardzo atrakcyjny teren pod zabudowę mieszkaniową. W pobliżu zresztą są nowe osiedla. Ale jej właściciele nie chcą swojej ziemi sprzedać. Żyją sobie spokojnie, po wiejsku, z tą różnicą, że mieszkają w mieście.
- Byli chętni na kupno reszty tej ziemi, ale za parę groszy, które oferowali to się nie da. Poza tym syn od lat żyje z rolnictwa. Prowadzi gospodarstwo i to jego całe życie - dodaje.
***
Kiedy opowiadam znajomym nad jakim tematem pracuję, pytają czy nie recenzuje im polskiej komedii z Andrzejem Grabowskim. Nie, to nie jest film z 2003 roku „Zróbmy sobie wnuka” Piotra Wereńskiego. Chociaż podobieństw jest bez liku - rolnik w dużym mieście, uprawiający ziemię z dziada, pradziada, to bez wątpienia ta historia jest o niebo lepsza, bo zaczyna się już w XIX wieku i przede wszystkim - jest prawdziwa. Nie od dziś wiadomo przecież, że życie pisze najlepsze scenariusze.
Piątkowska wieś
By zrozumieć dlaczego rodzina Piętów jest tak zżyta z ziemią trzeba odwołać się do historii.
Piątkowo to dawna, podpoznańska wieś wchłonięta przez stolicę Wielkopolski w 1973 roku. Wcześniej były tu pola uprawne, łąki, nieużytki i niewielkie osiedle niskich domów. Po wchłonięciu Piątkowa przez Poznań, w 1976 roku, na polach położonych na wschód od ul. Obornickiej rozpoczęto budowę typowych „gierkowskich” osiedli mieszkaniowych.
Piątkowo i sąsiednie dzielnice, wcześniej wsie: Winogrady, Winiary bardzo się rozrosły, rozmyły się też ich granice. Na Piątkowie powstało sześć skupisk bloków nazwanych imionami królów Polski: Jana III Sobieskiego, Zygmunta Starego, Władysława Jagiełły, Bolesława Chrobrego, Stefana Batorego i Bolesława Śmiałego. Przy Sobieskiego powstało też osiedle królowej Marysieńki - tworzyły je szeregowe domki jednorodzinne.
Jak to się stało, że jedyni rolnicy na styku Piątkowa i Winograd się ostali?
- Tak jesteśmy jedynymi. Sąsiedzi z bloków śmieję się, że ostatnie bambry tu mieszkają. Nawet nie wiedzą ile w tym prawdy. W naszych żyłach płynie naprawdę bamberska krew - potwierdza syn Bożeny, Robert Pięta.
Robert z matką żyją w jednym domu, w drugim, na tej samej działce, syn Piotr z żoną i dwójką dzieci. To Piotr zajmuje się gospodarstwem.
- Owszem były „podchody”, żeby kupić ziemię, ale nie chcę się jej pozbywać. Żyję z pracy na roli - z tego co ziemia urodzi i z hodowli zwierząt. Kilka pokoleń mojej rodziny żyło z rolnictwa w tym miejscu. Teraz zostałem już tylko ja
- powtarza od lat Piotr.
Kiedy odwiedzam gospodarstwo Piotra nie ma. Dzieci w szkole, żona w pracy, a on sam każdego dnia, co rano sprzedaje owoce swojej ziemi na ryneczku koło pawilonu Newa na os. Bolesława Śmiałego. Czyli zaledwie kilka przystanków autobusowych od swojego domu.
Naprzeciw działki, gdzie dziś są galerie handlowe Pestka i Plaza były niegdyś wiejskie sady na Winiarach. Wszystko to należało przez lata do potomków piątkowskich rolników - rodziny Remlein.
Bamberska osada
Remleinowie sprowadzili się do Poznania w XVIII wieku wraz z innymi niemieckimi osadnikami - rolnikami z Bambergu. Rodziny Muthów, Genselerów, Bajerleinów, właśnie Remleinów i wiele innych zaczęły przybywać tutaj 1 sierpnia w roku 1719 roku na zaproszenie ówczesnych władz Poznania. Mieli zagospodarować zniszczone w wyniku Wojny Północnej, a także zarazy podpoznańskie wsie. Osiedlili się w Luboniu, na Dębcu, Górczynie, Jeżycach, Ratajach oraz Winiarach. A ponieważ byli katolikami szybko zasymilowali się z miejscową ludnością.
- Ich sprowadzenie było konieczne. Skutki Wojny Północnej jaka toczyła się za panowania Augusta II dotknęły Wielkopolskę bardziej niż inne regiony kraju. Zarówno Poznań, jak i najbliższe okolice miasta uległy niemal całkowitemu zniszczeniu. Brakowały mieszkańców. Od początku XVIII wieku sprowadziło się więc tu paręset rolników z Bambergu, którzy byli katolikami. Dziś ich potomkowie stanowią jakieś 15 procent mieszkańców Poznania - opowiada Andrzej Kubel z Towarzystwa Bambrów Poznańskich.
Pierwszym potomkiem Remleinów, który osiadł w Poznaniu był Johann. To on dał początek historii rodziny Remleinów zamieszkując wieś Rataje, dziś dzielnicę Poznania, która została przyłączona do miasta w 1925 roku.
- Niestety, niewiele dziś wiadomo o początkach rodziny Remleinów na tych ziemiach. Każdy z ich potomków indywidualnie tworzył własne drzewo genealogiczne - mówi Andrzej Kubel.
Przygotowując materiał o ostatnich Bambrach na Piątkowie natknęłam się na jedyne drzewo genealogiczne - Michała i Magdaleny Remleinów, którzy spośród szóstki dzieci mieli córkę - Helenę. Ta po mężu przyjęła nazwisko Pięta.
Bambrzy na ziemiach wielkopolskich zajmowali się tym, co potrafili najlepiej - uprawą ziemi.
- Rodziny bamberskie zajmowały się przede wszystkim rolnictwem, co było dość oczywiste, skoro osiedlano ich na wsiach. Wnieśli oni pewne nowe elementy kultury rolnej. Rozwinęli przede wszystkim warzywnictwo i ogrodnictwo. Wprowadzili też nowe potrawy i zwyczaje w zakresie odżywiania
- opowiada dr Maciej Brzeziński, pasjonat historii Poznania, autor bloga „Poznańskie Historie”.
- Na tereny ówczesnych Winiar, dziś Piątkowa, Remleinowie sprowadzili się w 1905 roku. Kupili ziemię od swojego kuzynostwa, które nie miało potomków. Moja babcia miała wtedy 10 lat, kiedy tu zamieszkali - opowiada Robert Pięta.
- Ziemia Remleinów ciągnęła się od Obornickiej, tam gdzie jest dziś Brico Marche w stronę centrum. Remlein miał jeszcze ziemię, gdzie teraz są ogródki działkowe przy Lechickiej i tam, gdzie dziś są galerie handlowe, po drugiej stronie ulicy księcia Mieszka I - dodaje Bożena Pięta.
- Po drugiej stronie, gdzie jest Plaza to mój kuzyn mieszkał - dodaje Robert.
Ziemia przez lata została podzielona przez kolejnych spadkobierców. Kiedy Winiary, Piątkowo i Winogrady stały się dzielnicami Poznania, potomkowie Bambrów zdecydowali się ziemię sprzedać. Przestali ją uprawiać, jak to było zapisane w ich tradycji i zaczęli wybierać nowocześniejsze zawody.
- Zmiany w stylu życia Bambrów przyniosło włączenie podmiejskich wsi w granice Poznania. Wielu spośród poznańskich Bambrów z konieczności porzuciło uprawę roli i hodowlę i zajęło się rzemiosłem i handlem lub zdobyło wyższe wykształcenie i podjęło pracę w wolnych zawodach, jako dziennikarze, prawnicy oraz zdecydowało się na wstąpienie do stanu duchownego - mówi dr Maciej Brzeziński.
Jedynie Piętowie nie pozbyli się swojego gospodarstwa, które przez lata bardzo się skurczyło.
- Część została posprzedawana, ale też kiedy rozpoczęła się rozbudowa dzielnic to nastąpiły wywłaszczenia. W latach 90-tych, gdy zaczęła się budowa Poznańskiego Szybkiego Tramwaju zabrali część naszej ziemi, a mojego kuzyna wysiedlili z tych terenów - wspomina Robert.
Hałas zakłóca sielskie życie
Chociaż w mieszkaniu rodziny Piętów czuć klimat sielskiej wsi, w powietrzu unosi się zapach świeżych warzyw z ogródka, a za płotem pasą się gęsi i w zagrodzie stoi koń, to nie można tu uciec od gwaru wielkiego miasta.
- Hałas przeokropny - mówi pani Bożena.
- Jak robili ten most na Lechickiej, to jego początek i koniec są źle wykonane. Cały czas słychać jak podskakują ciężarówki wjeżdżając na niego - mówi Robert.
- Wszystko w domu drży, gdy przejeżdżają obok - żali się Bożena. - Latem, jak okna, drzwi są pootwierane to hałas taki, że telewizora nie słychać.
- Ulica Lechicka jest podniesiona o kilkadziesiąt centymetrów, a do nas nawet wejścia dobrego nie ma, czy wjazdu - mówi Robert.
Teraz Piętowie muszą się jeszcze zmagać z ciężkim sprzętem i hałasem zza między. Na polu, które przez lata uprawiali za zgodą jego właściciela, trwa teraz budowa marketu popularnej sieci.
- Będziemy mieli blisko do Lidla, ale ja nie lubię w takich dużych marketach. Kiedyś tu były takie małe osiedlowe sklepiki, samy. Teraz nic już po nich nie zostało - wspomina Bożena.
- Brat mój na tym polu marchew, buraczki, ziemniaki uprawiał. Właściwie wszystko, co ziemia mogła dać, zależnie od pory roku - wspominają Piętowie.
Chociaż to miasto, robota jest taka jak na wsi. Bo Piotrowi do uprawy pozostały trzy szklarnie. W nich rośnie aktualnie sałata, kapusta i pomidory.
- Syn to lubi. powtarzam mu, że może lepiej sprzedać i się wyprowadzić, ale co zrobić, on sobie nie wyobraża, by robić coś innego w życiu
- mówi Bożena.
- Dzieci Piotra nie bardzo pałają się do roboty na polu. Jeszcze kilka lat temu mu pomagali, jak uprawiał ziemię. Nawet do lżejszej pracy wykorzystywany był nasz koń o imieniu Nadal. Dziś już siedzi w zagrodzie - mówi Robert.
Ziemia Piętów dla deweloperów z pewnością jest atrakcyjna. Zwłaszcza, że nie jest pod nią sporządzony miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego, a jedynie studium.
- Miasto nie ma żadnych planów dotyczących tych terenów. Studium ogólnie mówi jedynie, że dopuszczalna jest tam zabudowa mieszkalna z usługami - mówi Łukasz Olędzki z Miejskiej Pracowni Urbanistycznej. - Nie są to też tereny brane pod uwagę w projekcie budowy trzeciej ramy komunikacyjnej. Ta ewentualnie miałaby zostać stworzona na sąsiednich działkach - dodaje.
***
Bez wątpienia miejskich rolników jest mniej niż jeszcze kilkanaście lat temu. Większość pól na północy Poznania wygryzły galerie handlowe, deweloperzy. W samym sercu stolicy Wielkopolski Piętowie to pewnie jedyni rolnicy, potomkowie bamberskich osadników. Jednak na obrzeżach miasta kończy się betonowa dżungla i można jeszcze spotkać pojedynczych gospodarzy na traktorach, uprawiających ziemię. To także rolnicy z dziada, pradziada. Szacuje się, że w Poznaniu jest jeszcze tysiąc gospodarstw rolnych.