Poznań. Klinika Chirurgii przy ul. Długiej. Lekarze mówią o eksperymentach medycznych na pacjentach. Prokuratura nawet nie wszczęła śledztwa
W poznańskiej Klinice Chirurgii Ogólnej i Naczyń przy ul. Długiej miały być prowadzone eksperymenty na pacjentach, bez ich wiedzy i zgody. Jak mówią lekarze, pacjentom podawano lek niezarejestrowany w Polsce i pojawiały się poważne powikłania, nawet zgony. Sprawę zgłosił prokuraturze doktor Krzysztof, jego zarzuty potwierdzają kolejni chirurdzy naczyniowi. Ale prokuratura nikogo nie przesłuchała. Nawet nie wszczęła śledztwa.
– Można powiedzieć, że była to forma nielegalnych eksperymentów na ludziach. Pacjenci o niczym nie wiedzieli, a my nie wiedzieliśmy dokładnie, jak im dawkować Actilyse. Zaczęliśmy od dużych dawek, co w niektórych przypadkach kończyło się udarami krwotocznymi lub zgonem pacjentów
– powiedział nam jeden z chirurgów naczyniowych pracujący przy ul. Długiej. Potwierdza zarzuty doktora Krzysztofa.
Czytaj więcej: Klinika przy Długiej: chirurdzy naczyniowi opowiadają o poważnych powikłaniach i zgonach pacjentów
Tymczasem prokuratura uznała, że przy Długiej odbywały się „standardowe procedury medyczne”. I choć w prokuraturach działają specjalne komórki do badania błędów medycznych, poznańscy śledczy nawet nie wszczęli śledztwa ws. zgonów pacjentów w klinice, podawania im niedopuszczonego leku, przeszczepiania „lewych” żył.
Zobacz wideo:
Eksperymenty medyczne na pacjentach? Sprawa trafiła na najniższy szczebel prokuratury
O domniemanych przestępstwach prokuraturę informował doktor Krzysztof, który pracował w poznańskiej Klinice Chirurgii Ogólnej i Naczyń przy ul. Długiej. Jak nam opowiadał, gdy swoje spostrzeżenia zgłaszał przełożonym, najpierw polecono mu zostawić temat, potem został zwolniony z pracy.
Szczegóły tej historii opisaliśmy w piątkowym „Głosie Wielkopolskim”. Przypomnijmy, że były szef kliniki, któremu doktor Krzysztof zarzucał rozmaite działania, oskarżył go później o zniesławienie. Z kolei doktor Krzysztof pozwał szpital o mobbing, a jako mobbera wskazał właśnie byłego szefa Kliniki Chirurgii Ogólnej i Naczyń.
Dr Krzysztof zawiadomił również prokuraturę. Wskazał śledczym przykłady pacjentów, którzy jego zdaniem mieli poważne powikłania prowadzące do zgonów. Informował o podawaniu niezarejestrowanego leku, o stosowaniu terapii podciśnieniowej po pękniętym tętniaku aorty brzusznej. Pisał również o przeszczepach „lewych” żył. Podawał nazwiska lekarzy, których warto przesłuchać.
Doniesienia doktora Krzysztofa trafiły na najniższy szczebel prokuratury. Wyjaśnieniem kluczowego wątku zajęła się Roksana Wilk z Prokuratury Rejonowej Poznań Stare Miasto. Była wtedy asesorem, czyli „kandydatem” na prokuratora. Nominację na prokuratura odebrała trzy miesiące temu.
Prokuratura nie przesłuchuje świadków i odmawia wszczęcia śledztwa
W czerwcu 2018 roku asesor Roksana Wilk odmówiła wszczęcia dochodzenia ws. narażenia pacjentów z kliniki przy ul. Długiej na utratę życia i zdrowia.
Prokuratura nie przesłuchiwała lekarzy, poprzestała na postępowaniu sprawdzającym. Uznała, że doktor Krzysztof nie wskazał, którym dokładnie pacjentom przeszczepiono „lewe” żyły. W innych wątkach prokuratura oparła się na oświadczeniach szpitala i byłego szefa kliniki, że wszelkie zabiegi prowadzono zgodnie z procedurami. Prokuratura zauważyła też, że skargi nie złożył żaden z pacjentów (niektórzy lekarze z Długiej twierdzą, że pacjenci o niczym nie wiedzieli – dop. red.).
Wpływ na decyzję o odmowie wszczęcia dochodzenia miał ponadto konflikt Krzysztofa z byłym szefem kliniki oraz fakt, że zawiadomienie złożył po zwolnieniu z pracy. Zdaniem prokuratury te okoliczności wpływały na wiarygodność Krzysztofa.
Uczelnia doniosła na siebie... „To pijarowska zagrywka”
Odmową wszczęcia dochodzenia – tutaj decyzje podejmowali dwaj inni prokuratorzy Prokuratury Rejonowej – zakończyły się również kolejne dwa zawiadomienia.
Jedno z nich składał Krzysztof, a kolejne złożyła sama uczelnia. A konkretnie, w 2015 roku, zrobił to adwokat reprezentujący uczelnię. Stało się tak po liście studentów ws. rzekomego mobbingu w Klinice Chirurgii Ogólnej i Naczyń oraz fatalnych zachowań jej ówczesnego szefa. Adwokat uczelni zawiadomił wówczas prokuraturę o ewentualnych czynach zabronionych, do których miało dojść w uniwersyteckiej klinice. Adwokat w swoim zawiadomieniu wskazał, że osobą odpowiednią do kontaktu jest... kanclerz Uniwersytetu Medycznego.
– W moim odczuciu, ale to także opinia innych lekarzy, to zawiadomienie było pijarowską zagrywką uczelni. Sama na siebie doniosła, wskazała do kontaktu kanclerza, który nie był lekarzem i nie miał wiedzy o nieprawidłowościach w szpitalu
– opowiada Krzysztof. - Prokuratura nie wykazała żadnej inicjatywy, sama niczego nie badała, oparła się na ustaleniach szpitala, który jest stroną w tych sprawach i który ma powody, by ukrywać niewygodne dla siebie fakty. Prokuratura nie analizowała dokładnie zeznań świadków oraz dowodów, które są już przecież zgromadzone w postępowaniach sądowych - dodaje.
Czytaj więcej: Uniwersytet Medyczny w Poznaniu: Studenci oskarżają profesora o mobbing
Czy doniesienie doktora Krzysztofa, w kluczowym wątku rzekomego działania na szkodę pacjentów, zostało przez prokuraturę zbadane we wnikliwy sposób? Jak rzecznik prokuratury skomentuje fakt, że część lekarzy z Długiej stanowczo zaprzecza, by procedury były standardowe? Czy prokuratorzy boją się podejmować śledztwa w trudnych medycznych sprawach? O tym przeczytasz w dalszej części artykułu.
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień