Poznań: Kamil K. został oskarżony po akcji antyterrorystów na Inflanckiej. Ale jego proces nie ruszył od miesięcy
Chociaż akt oskarżenia przeciwko Kamilowi K., który rok temu na kilkanaście godzin zabarykadował się w jednym z mieszkań przy ul. Inflanckiej, trafił do sądu już w zeszłym roku, do dziś nie udało się rozpocząć procesu. Najpierw zażalenie na decyzję prokuratury o częściowym umorzeniu sprawy wniosła partnerka Kamila. Potem z prowadzenia procesu wyłączył się sędzia, któremu przydzielono sprawę.
Wielki Piątek, 30 marca 2018 roku, ul. Inflancka w Poznaniu – Kamil K. po kłótni ze swoją partnerką Gabrielą barykaduje się w mieszkaniu przed przyjazdem policyjnego patrolu. Jego dziewczyna chwilę wcześniej wyszła z mieszkania i zadzwoniła na policję. Kiedy funkcjonariusze przyjeżdżają na miejsce, nie są w stanie wejść do mieszkania. Na miejsce zostaje wezwany oddział antyterrorystyczny i policyjny negocjator. Tak rozpoczyna się kilkunastogodzinna, najdłuższa w historii, akcja antyterrorystów w Poznaniu.
Kamil K. miał bogatą kartotekę. Od 2007 roku był wielokrotnie karany za oszustwa, posiadanie narkotyków oraz rozbój. I to właśnie za to ostatnie przestępstwo został skazany na karę trzech lat więzienia przez sąd w Żywcu oraz od kilku lat był poszukiwany do jej odbycia. W tym czasie przebywał m.in. za granicą, w Katowicach i właśnie w Poznaniu.
Mężczyzna poddał się dopiero w sobotę po południu. Wtedy też został zatrzymany i usłyszał pierwsze zarzuty. Jeszcze pod koniec 2018 roku do sądu trafił akt oskarżenia. Kamil K. usłyszał zarzuty kierowania gróźb karalnych, czerpania korzyści z nierządu, spowodowania zagrożenia, które w rzeczywistości nie istniało, uszkodzenia mienia, posiadania znacznej ilości narkotyków, posiadania urządzeń do produkcji narkotyków, posiadania dwóch sztuk broni gazowej bez zezwolenia – wyliczał wtedy Andrzej Borowiak, rzecznik wielkopolskiej policji. Jednocześnie dodawał, że mężczyźnie grozi do 10 lat więzienia.
Kamil K. złożył wyjaśnienia i przyznał się do trzech z siedmiu zarzutów. Chodziło o posiadanie marihuany oraz urządzeń do jej produkcji i zniszczenie mienia, czyli uszkodzenie samochodu swojej partnerki. Mimo że od skierowania aktu oskarżenia do sądu minęły już ponad cztery miesiące, wciąż nie udało się rozpocząć procesu ani wyznaczyć terminu.
Czytaj też: Matura 2019: JĘZYK POLSKI PODSTAWA - ODPOWIEDZI i ARKUSZE Z ZADANIAMI CKE. Sprawdź, co było na egzaminie
Tuż przed skierowaniem aktu oskarżenia prokuratura umorzyła bowiem śledztwo w zakresie gwałtu oraz znęcania się przez Kamila K. nad jego partnerką. Zażalenie na taką decyzję złożył jednak pełnomocnik kobiety. W praktyce doszło więc do sytuacji, w której w sądzie znalazł się zarówno akt oskarżenia, jak i zażalenie na decyzję prokuratury o częściowym umorzeniu postępowania.
Do prowadzenia procesu wyznaczony został sędzia Przemysław Wita. Ten najpierw podtrzymał decyzję prokuratury o częściowym umorzeniu śledztwa, a następnie sam wyłączył się z prowadzenia procesu przeciwko Kamilowi K.
– Sędzia złożył oświadczenie, w którym stwierdził, że przy okazji rozpatrywania zażalenia na decyzję prokuratury już zapoznał się z materiałem dowodowym i wypowiedział się co do jego treści, dlatego nie powinien prowadzić procesu Kamila K.
– słyszymy od osoby znającej sprawę.
Z tego powodu konieczne stało się wyznaczenie kolejnego sędziego, do czego doszło dopiero kilkanaście dni temu. To wszystko przedłużało jednak możliwość rozpoczęcia procesu.